Artykuły

Wycieczka w przeszłość - ku przestrodze

W czasie, gdy na dużej scenie Teatru Polskiego pa­nuje czarującą formą "Janulka - córka Fizdejki" Wit­kacego, scena kameralna, stosownie do nazwy, proponuje widzom spokój i zadumę. Ostatnią, styczniową premierą są tu "Dwie głowy ptaka" W. Terleckiego. Pisarz ten - specjalista od powstania sty­czniowego, ścierając się z le­gendą, postawił sobie za cel "dotarcie do pewnej prawdy psychologicznej o tamtych lu­dziach i czasach". I rzeczy­wiście, wizja powstania pro­ponowana przez niego daleka jest od podręcznikowego uję­cia i inna od obrazów Orzesz­kowej czy Żeromskiego. Odbrązawiając historię Terlecki zajmuje się jej cieniami, o których - przyzwyczajeni do mitu o jedności i heroizmie powstańczego zrywu - lubi­my zapominać. Punkt cięż­kości zostaje przy tym prze­niesiony ze zbiorowości na jednostkę. Bohaterami są tu postacie drugoplanowe, ich autentyczne i indywidualne losy, naznaczone piętnem tra­gizmu, uwikłane w historię przypominające cienie, skaza­ne na wieczną tułaczkę po syberyjskiej pustyni dziejów. Spektakl wyreżyserowany przez Ewę Markowską, wy­ciszony od strony formalnej, narzuca sposób oceny oparty na analizie treści. "Dwie głowy ptaka" opowiadają końcowy epizod z życia Alek­sandra Waszkowskiego - ostatniego naczelnika Warsza­wy, który podjął decyzję o zakończeniu powstania. Świa­dom swego losu jak i zero­wej możliwości kontynu­acji walki, Waszkow­ski przyjmuje postawę otwartą, kapituluje i wydaje pieczęcie. Jeśli nie oceniać te­go jako zdradę, to jakie in­ne określenie wydaje się być tu właściwe?

Bohater spektaklu w wyko­naniu Jana Bleckiego przypomina trzepoczącego się klatce ptaka. Urzędnik, który stał się wojownikiem i wodzem, do końca stara się wy­pełniać swoją rolę. Drugą, wyraźnie zaznaczoną i dobrze zagraną postacią przedstawie­nia jest "oficerek z Pe­tersburga" Jerzego Schejbala, funkcjonariusz-filozof i wyrozumowany wizjoner, dla którego policja jest czymś na kształt służby medycznej. Ten typ instytucji państwowej u Terleckiego działa planowo i perfekcyjnie broniąc "ładu i spokoju". Postacie śledczych, może zbyt słabo wyciszone w zestawieniu z grą Bleckiego, odtwarzają w spektaklu E. Petrykat i Z. Bielawski. Kli­mat przedstawienia buduje interesujący zabieg insceniza­cyjny, jakim jest ustawienie scenografii w dwóch planach (Andrzej Witkowski). Widz przez cały czas ogląda na sce­nie grające niemal równo­cześnie: pokój-gabinet śled­czy oraz ciasną celę z meta­lowymi drzwiami, która kon­kretyzuje sytuację i nama­calnie przypomina o realiach. Z nerwowością Waszkowskiego, nonszalancją oficera ze­stawiony jest tu spokój stale niemal obecnego więźnia (tym razem w milczącej, a jednak granej roli - Robert Cze­chowski) istniejącego jakby poza czasem i miejscem.

Raz tylko emocje dają znać o sobie. Reakcją na propozy­cję zdrady jest uderzenie w twarz wymierzone niczym strzepnięcie kurzu. Sam spek­takl nagrywany jest dość spokojnie, bez scenicznych fajerwerków i jak na mój gust zbyt statycznie. Dialo­gi brzmią nazbyt słuchowiskowo, a nader jednoznaczne są poszczególne postacie. Ca­łość pozwala jednak zasłu­chać się, chłonąć zawarte w tekście treści, choć wyda­je mi się, że to przedstawie­nie wymaga widza nieprzy­padkowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji