Artykuły

Mam słabość do Krakowa

Mam poczucie wielkiej satysfakcji z tego, co w ciągu zaledwie roku udało mi się zrobić - mówi AGNIESZKA ODOROWICZ, która złożyła rezygnację ze stanowiska sekretarza stanu w Ministerstwie Kultury.

- Skąd ta zaskakująca, rodząca rozmaite domysły rezygnacja; masz dość pracy w resorcie kultury?

- Nie, skądże. Uważam, że Ministerstwo Kultury to jedno z najważniejszych i najpiękniejszych wyzwań w sferze polityki. Dla mnie osobiście to ważne doświadczenie zawodowe - rok ciężkiej pracy i wiele powodów do satysfakcji. Nie bez znaczenia jest także fakt, iż miałam przyjemność współpracować z ministrem Waldemarem Dąbrowskim - którego uważam za najlepszego ministra kultury ostatnich 15 lat. Złożyłam rezygnację, bo zdecydowałam się kandydować na stanowisko dyrektora Polskiego Instytutu Filmowego. Uznałam, iż choć prawnie nie jest zabronione, aby urzędujący wiceminister brał udział w konkursach, to jednak etycznie byłoby to wątpliwe.

- Szłaś do ministerstwa z wielkimi nadziejami, pomysłami - czy rzeczywistość okazała się gorsza czy lepsza niż sądziłaś?

- Lepsza. Spotkałam tam i w innych resortach wielu wspaniałych ludzi, którzy stworzyli niezwykłą atmosferę pracy. Moja przygoda z resortem kultury zaczęła się ponad dwa lata temu, kiedy zostałam pełnomocnikiem ministra kultury do spraw funduszy strukturalnych i potem przez ponad rok w imieniu resortu koordynowałam prace programowe i legislacyjne. Ale dopiero po powołaniu mnie na stanowisko sekretarza stanu - I zastępcy ministra kultury, co stało się zaledwie rok temu - zrozumiałam, ile można zrobić, jeśli się tylko chce i umie do swoich pomysłów zjednać innych ludzi. Zyskując uprawnienia do planowania budżetu, wydatkowania środków i wydawania aktów wykonawczych do ustaw, ale także - co bardzo ważne - przychylność i zaufanie środowisk kultury, mogłam zrealizować większość swoich zamierzeń.

- Co się udało zrealizować?

- Ostatnio, pakując swoje rzeczy, znalazłam notatki sprzed roku, w których zapisałam najważniejsze, moim zdaniem, zadania na ten rok. Prawie wszystkie z nich zostały zrealizowane. Lista była dosyć długa, ale najważniejsze z tych spraw dla mnie to: wynegocjowane korzystne zapisy dla kultury w dokumentach programowych związanych z naszym członkostwem w UE, przyjęta przez rząd Narodowa Strategia Rozwoju Kultury na lata 2004-2013 i jej uzupełnienie do roku 2020, uruchomionych 11 programów operacyjnych, które są podstawą uzyskiwania dotacji. Zdecentralizowaliśmy system wydawania środków ministra kultury preferujący dotacje celowe, zamiast finansowania wydatków bieżących instytucji. Powołaliśmy nowe instytucje kultury, np. Polskie Wydawnictwo Audiowizualne i wreszcie - skorygowaliśmy niedostatki reformy samorządowej poprzez współprowadzenie 20 instytucji samorządowych. Wśród najważniejszych efektów mojej pracy można także wymienić nowelizację ustawy wprowadzającą oddłużenie z niezawinionych długów samorządowych instytucji kultury. W ciągu 1,5 roku spłaciliśmy także stare zadłużenie szkolnictwa artystycznego w ZUS i podnieśliśmy wydatki na wyższe szkolnictwo artystyczne o ponad 25 proc.

- Jak oceniasz, z punktu widzenia kultury, prace parlamentu?

- Bardzo dobrze. Sprawy kultury w parlamencie miały należytą wagę i przeważnie jednoczyły posłów i senatorów. Wszystkie prowadzone przeze mnie ustawy doczekały się przyjęcia przez parlament - w tym ustawa o opłatach abonamentowych, o kinematografii, nowelizacja ustawy o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej. Z satysfakcją stwierdzam także, iż część moich uwag przekonała parlamentarzystów, żeby spod ustawy o VAT wyłączyć umowy o dzieło i umowy-zlecenia. Ma to ogromne znaczenie nie tylko dla artystów, ale i uczonych, dziennikarzy.

- To wystaw sobie ocenę za ten rok pracy - jak w szkole od 1 do 6.

- Lepiej, kiedy ocenę wystawią mi środowiska kultury i opinia publiczna. Ja mam poczucie wielkiej satysfakcji z tego, co w ciągu zaledwie roku udało mi się zrobić.

- Co jest jej źródłem?

- Zwycięska walka o budżet resortu kultury, o lepsze prawo. Udało się rozwiązać problemy od lat nierozwiązywalne: zjednoczyć ruch chopinowski i przejąć przez państwo kontrolę nad dziedzictwem chopinowskim. Ustanowić program wieloletni w sprawie ochrony tego dziedzictwa o wartości 100 mln zł. Podpisać umowę z prezydentem Warszawy w sprawie budowy Muzeum Historii Żydów Polskich. Wreszcie, przygotować dobre podstawy do wykorzystania w sferze kultury ponad 400 mln euro w latach 2004-2006 z funduszy strukturalnych i ponad 200 mln euro z innych funduszy. I - co myślę ważne dla Krakowa - udało się ocalić dla polskiej kultury PWM SA poprzez zapobiegnięcie jego niechybnej prywatyzacji. We wtorek Rada Ministrów podejmie ostateczną decyzję w tej sprawie.

- Kraków też wiele Tobie zawdzięcza, na co zresztą liczył, gdy zostałaś sekretarzem stanu...

- Przez ten rok bardzo tęskniłam za Krakowem. To naprawdę niezwykłe miejsce i cieszę się, że sporo udało mi się dla niego zrobić. Nie chcę wymieniać wszystkiego, ale powiem, że siedem krakowskich festiwali otrzymało trzyletnie gwarancje finansowania, w tym m.in. Festiwal Kultury Żydowskiej, Festiwal "Dedykacje", Festiwal Muzyki Polskiej. W ramach mecenatu instytucje, kultury, które prowadzą samorządy, otrzymały w końcówce roku 2004 i 2005 ponad 10 mln zł, a w ramach programów operacyjnych kolejne 26 mln. To plasuje województwo małopolskie w czołówce Polski. Dzięki temu można było wyremontować filharmonię i wymienić krzesła, rozpocząć remont elewacji Teatru im. J. Słowackiego. Udało się także znaleźć środki na dofinansowanie części wkładu własnego dla Opery Krakowskiej (3 mln zł). Projekt budowy Pawilonu Wyspiański 2000 otrzymał od nas 3 mln zł, a 4 mln projekt rewitalizacji fabryki Schindlera. Szczególną satysfakcję odczuwam ze zbliżającego się otwarcia Galerii Sztuki XX wieku w Muzeum Narodowym w Krakowie - pierwszej tego typu galerii w Polsce. Sporo zostało także wydanych promes ministra kultury - jeśli projekty te uzyskają wsparcie ze środków UE, to część wkładu własnego pokryje minister kultury. Tę moją atencję dla Krakowa zauważyła nawet Najwyższa Izba Kontroli, która ostatnią kontrolę rozpoczęła od sprawdzania dotacji właśnie Krakowowi.

- I co, pogroziła palcem?

- Wręcz przeciwnie, wynik kontroli był pozytywny, a ocena wykonania budżetu za 2004 r. najlepsza w historii resortu.

- Ale też żadna krakowska instytucja nie znalazła się na liście placówek, które miałyby podwójne wsparcie finansowe, także resortu, jako narodowe instytucje kultury. A zależało na tym bardzo Filharmonii Krakowskiej.

- To prawda. Trochę dlatego, że w Krakowie mamy już wiele instytucji prowadzonych przez ministra kultury, a w większości regionów nie było ani jednej. Po części dlatego, że nie starczyło nam już środków, które rząd specjalnie "dołożył" na ten cel. Filharmonia i Teatr im. J. Słowackiego nie zostały objęte tymi umowami, choć miały dużą szansę, także dlatego, że samorząd wojewódzki na to nie nalegał. Nie znam ani jednego wystąpienia do ministra w tej sprawie, a trzeba pamiętać, że o te środki walczyli w tym samym czasie marszałkowie innych województw. Uważam, iż w przyszłości obie instytucje powinny być współfinansowane z budżetu państwa, bo ich rola i poziom na to z pewnością zasługują. Przyszły minister kultury będzie miał ponad 200 mln zł środków w budżecie, z których może część przeznaczyć na ten cel. Trzeba także pamiętać, iż w 2004 r. minister kultury powołał w Krakowie najważniejszą dziś instytucję w sferze promocji czytelnictwa - Instytut Książki oraz wydzielił z Muzeum Narodowego Centrum Manggha, którego zadaniem jest dyskurs między kulturą europejską a kulturą Dalekiego Wschodu. Tym samym Kraków ma, po Warszawie, największą w Polsce liczbę instytucji narodowych.

- Mówimy o sukcesach, a największa porażka?

- Mimo wielu wysiłków nie udało mi się uprościć znacząco procedur, wyraźnie usprawnić i przyśpieszyć systemu udzielania dotacji. Dopiero za tydzień wejdzie w życie rozporządzenie, które umożliwia nam przekazywanie środków wprost do instytucji kultury bez pośrednictwa ich organizatorów.

- Gdy rozmawialiśmy tuż po Twojej nominacji, Ciebie, absolwentkę Akademii Ekonomicznej, interesowały głównie sposoby finansowania kultury.

- Publiczne wydatki na kulturę muszą się zwiększać. Nie może być tak, że "per capita" są najniższe w UE. Za kadencji ministra Waldemara Dąbrowskiego budżet resortu wzrósł z około 1 150 mln do 1 880 mln zł. Taka dynamika powinna zostać zachowana, aby w ciągu pięciu lat podwoić publiczne nakłady na kulturę.

- Czy jest to realne?

- Tak. W 2005 r. ruszył nabór projektów w ramach Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego (ponad 70 mln euro dla kultury), a w maju 2006 r. powinien ruszyć nabór projektów do Funduszu Szwajcarskiego, gdzie dla polskiej kultury zapewniliśmy 100 mln euro. W 2007 r. oprócz środków na kulturę w programach regionalnych będzie 350 mln euro w sektorowym programie centralnym. I to także uważam za ważne swoje osiągnięcie, gdyż jestem jego współautorką.

- Bardzo zabiegałaś o wejście w życie ustawy o kinematografii. Teraz startujesz w konkursie na stanowisko szefa Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Wiesz, jakie będą komentarze - załatwiła sobie synekurę...

- Mam prawo startować w konkursie, a fakt, że się przyczyniłam do przyjęcia dobrego prawa filmowego nie jest moją wadą, a raczej zaletą. Na to stanowisko odbędzie się konkurs, w jury zasiądą przedstawiciele środowisk filmowych i przedsiębiorców, którzy objęci są opłatami na rzecz kinematografii, a konkurować o to stanowisko będzie dziewięciu kandydatów.

- A jeśli nie wygrasz, to wrócisz do Krakowa, do Instytutu Sztuki, który współtworzyłaś?

- Na pewno wrócę do Krakowa. Kocham to miasto i lubię pracować na uczelni. Za instytut ciągle czuję się odpowiedzialna. Jeśli nie uda mi się wygrać konkursu, to wskutek innej, bardzo poważnej propozycji, zostanę jeszcze na jakiś czas w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji