Artykuły

Pasztetówka

Gdyby nie pan Andrzej Drawicz, można by mniemać, że Józef Stalin miał rację. O sztuce Mi­kołaja Erdmana zatytułowanej "Samobójca" napisał: "Moi najbliżsi towarzy­sze uważają, że jest pustawa i nawet szkodliwa". Taką opinię przekazał Konstantemu Stanisławskiemu, gdy ten zapragnął wystawić rzecz w MChAT-cie. Tym samym skazał "Samobójcę" na po­nowną śmierć, czyli wieczne zapomnie­nie. Tak zapewne sądził. Stalin praw­dopodobnie utworu nie czytał. Był więc w takiej samej, mniej więcej sytuacji, co parę milionów naszych obywateli, którzy w poniedziałkowy wieczór 24 kwietnia zasiedli przed telewizorami. Stalinowi opowiedzieli "Samobójcę" naj­bliżsi towarzysze. Darzył ich z pewno­ścią wielkim zaufaniem. Nam pokazali "Samobójcę" artyści może nie tak znów bliscy, ale przecie dobrze znani, choć­by z widzenia na scenach i ekranach. Aktorzy znakomici, z Januszem Gajo­sem na czele, czyli w roli tytułowej, oraz bardzo dobrzy i dobrzy. W reży­serii Kazimierza Kutza. W takie ręce powierzyć można każdą sztukę. Z peł­ną ufnością i nadzieją, że choć pusta­wa wypełni się treścią i nawet szko­dliwa nabierze wartościowych znaczeń. Najpierw wystąpił Andrzej Drawicz. Mówił prosto i mądrze o losach Erdma­na, pisarza skazanego na milczenie i parę lat zesłania, zmuszonego do roz­mieniania wielkiego talentu w bezwar­tościowe chałtury. Andrzej Drawicz zna twórczość Erdmana, rozumie ją i ceni bardzo wysoko. W przeciwieństwie do Stalina, a także tych, którzy z nazwi­skiem tego pisarza zetknęli się po raz pierwszy.

Jest więc "Samobójca" sztuką dosko­nałą, komedią niemal gogolowską, a więc śmieszną i tragiczną zarazem. Oto zwykły prostaczek, "maleńki człowie­czek, zdeptany w swej pokornej, za­lęknionej bezbronności, przygięty try­wialnością istnienia, jego beznadziejną pustką. Naokoło tętnią wielkie budowy, a tu on, Podsiekalnikow, jednostka za­pomniana i zgubiona na drodze walki o szczęście całej ludzkości. Chce tylko spokojnie żyć, mieć przyzwoitą pensję i móc powiedzieć, że życie jest ciężkie. Nie wołać, nie. Żyć szeptem i mówić szeptem. Tak, mniej więcej, mówił An­drzej Drawicz. Cóż z tego, kiedy - jak powiada Erdman - "jest chęć, jest budżet, są instrukcje, tylko trąby nie ma". Znaczyć to może, że nie ma takiej sztuki, której nie udałoby się sparto­lić. Dotyczy to zwłaszcza komedii, a szczególnie takiej, gdzie zawieszone gdzieś tam, w powietrzu, dźwięczy py­tanie gogolowskiego Horodniczego: "Z czego się śmiejecie?".

Po świetnej prelekcji pana Drawicza na telewizyjnym ekranie ukazała się pasztetówka. "Samobójca" zaczyna się bowiem pocieszną sceną, kiedy to na­gle, w nocy, Podsiekalnikow zażądał od małżonki pasztetówki, co to została z obiadu. Podejrzany zapaszek tej nie­szczęsnej pasztetówki zawisł nad całym przedstawieniem. Wiele w tej sztuce hecnych pomysłów, paradnych sytuacji. Można je podmalować dowcipuszkami, podretuszować inwencją. Jest więc i ta pasztetówka, i nauka gry na wielkiej trąbie, domniemany nieboszczyk wstający z trumny, ucieszne ludzkie figur­ki kłębią się naokoło bohatera, bimber leje się szklankami, grzmią cygańskie chóry. Podsiekalnikow w wykonaniu Janusza Gajosa jest prymitywnym, rozmamłanym pijaczyną. Krzyk jednostki zmienia się w bredzenie wiecznie zapi­tego, tępego brudaska. Szablon to wy­godny, ale prostacki. Uderza w gusta niezbyt wyrafinowane. Za to śmieszny jest wprost do rozpuku.

Aktorzy poprzebierani są straszliwie, w rozkudłanych perukach, oklejeni sztucznymi brodami. Przyznać trzeba, że wyskakują wprost z kostiumów, aby nas rozbawić. Daremnie. Aktorstwo bywa strasznym zawodem. Czasem trze­ba się ścigać z pasztetówką. Zwłaszcza że widowisko kończy się śmieszną sa­tyrą. Śmiertelnie skacowany Podsiekal­nikow siedzi w kuchni i pałaszuje pa­sztetówkę na gazecie pod tytułem "Prawda".

Może więc Stalin miał słuszność? "Samobójca" to sztuka wesoła, beztro­ska ale pustawa. Nawet szkodliwa, je­śli mierzyć w kategoriach artystycz­nych.

A jednak rację ma Pan Andrzej Dra­wicz. "Samobójca" jest sztuką dosko­nałą i mądrą, śmieszną ale i gorzką. Dowodem dwa przedstawienia "Samo­bójcy": w krakowskiej PWST i we wrocławskim Teatrze Współczesnym. Obydwa w reżyserii Jerzego Jarockie­go, któremu należą się raz jeszcze wy­razy uznania i szczerego podziwu.

"Ludzie i partyjni, spójrzcie historii w oczy", woła Erdman. Wszystko zale­ży od punktu widzenia, pola obserwa­cji rzeczywistości. Jest taki dowcip, sta­ry, wydeptany. Leży pijak w rynszto­ku z głową na krawężniku. Patrzy na chodnik, patrzy, wreszcie powiada ze smutkiem: "Ot kultura. Po stole cho­dzą".

Patrzy człowiek na tego "Samobój­cę" w telewizji, patrzy i myśli: "Ot sa­tyra. Pasztetówka na gazecie".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji