Pszoniak w starych dekoracjach
Wojciech Pszoniak spotkał się już z Aleksandrem Fredrą w pamiętnej "Zemście" zrealizowanej przez Zygmunta Hubnera w Powszechnym przed bez mała dwudziestu laty. W celowo prowizorycznych dekoracjach, w markowanych kostiumach, bez dbałości o iluzję sceniczną grano tam niejako wyjęte z obyczaju, ponadczasowe spięcia charakterów, błyskotliwe i prześmieszne. Po trosze z ducha tamtego spektaklu jest dzisiejszy Łatka, wchodzący na scenę jeszcze przed przedstawieniem, bez charakteryzacji, w ubranku całkiem współczesnym i ważący w ręku frędzel kurtyny, jakby chciał oszacować jego wartość. Aliści za kurtyną Polskiego czeka na niego elegancka, lecz przecież dosłowna, odwieczna, rzekłoby się, sceneria "Dożywocia" z tradycyjnej sceny, projektowana przez Łucję Kossakowską. Aktorstwo Pszoniaka, nonszalanckie, bez dbałości o styl i konwencje, skupione - jak w Papkinie u Hubnera, choć o wiele mniej skutecznie - na wygrywaniu sytuacyjnych i charakterologicznych śmiesznostek, zderza się tu z superkonwencjonalnym "szlachetnym ojcem" Bogdana Baera (a bardzo nieszlachetna to figura, wystarczyłoby poskrobać), z przemienionym na robota finansowego Twardoszem Ignacego Gogolewskiego, z groteskową amantką-brzydulą Ewy Konstancji Bułhak, z bezwdzięcznym amantem-nudziarzem Dariusza Biskupskiego. W tym rozgardiaszu stylistycznym, całkiem nieoczekiwanym u Andrzeja Łapickiego, umiejącego przecież zestrajać Fredrowskie postacie jak nikt inny, role znoszą się nawzajem, osłabiają miast współbudować. Triumfują epizody - Damiana Damięckiego, Wiesława Gołasa - i krzywdząco zapomniany, skrzący się wspaniałymi powiedzonkami tekst Fredry.