Artykuły

Hitler, Stalin i Ryszard III

"Nadludzie" w reż. Stanisława Brejdyganta w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Dwie jednoaktówki, które złożyły się na "Nadludzi", dowodzą imponującej historycznej wiedzy. Reżyser domniemywa w nich części biografii Hitlera (Marek Cichucki) i Stalina (Brejdygant). Szkoda, że dramaturg ostentacyjnie chwali się erudycją. Każda kwestia zawiera pokaźną listę nazwisk jawnych i tajnych współpracowników dwóch tyranów, co pozbawiony przypisów tekst czyni zrozumiałym w pełni tylko dla Bogusława Wołoszańskiego.

Natomiast widz teatralny oprócz jaskrawie nakreślonego problemu nie znajdzie tu ani dramatu, ani nawet napięcia. Obie sztuki skomponowano według schematu: 1. pełen przemocy dialog zakrapiany alkoholem, 2. śmierć rozmówcy dyktatora. Inscenizacja umieszcza je w schematycznych przestrzeniach bunkra i teatralnej garderoby. I oprawia schematycznym dźwiękiem. W Teatrze Nowym zginęła sztuka udźwiękowiania przedstawień. Alarm, seria z karabinu maszynowego, dzwonek telefonu i odgłos wypadku samochodowego brzmią... niepoważnie.

W "Godzinie z führerem" razi Freudowska redukcja. Trudno dziś poważnie twierdzić - nawet ustami współpracownika Hitlera, Emila Maurice'a (Brejdygant) - że zagłada milionów ludzkich istnień była skutkiem impotencji Hitlera. "Odwiedziny wodza" jeszcze bardziej ryzykownie zestawiają słowa Brejdyganta z cytowanym "Ryszardem III" Szekspira. Przywołują go zarówno aktor Solomon Michoels, jak i jego gość, Stalin. Może to dowcipne przypomnienie, że Józefa Wissarionowicza, który w sztuce porusza się biegle po materii literatury dramatycznej, sowiecka propaganda nazywała także pierwszym językoznawcą?

Druga jednoaktówka podaje jeszcze - co jest niewybaczalnym ułatwieniem - interpretację spektaklu. Ze sceny padają patetyczne pytania o człowieczeństwo zbrodniarzy, którzy posunęli się do nieludzkich zbrodni. I odpowiedzi: uważali się za bogów. Tym samym spektakl, który miał prowokować do namysłu, zwalnia z niego widza.

Marek Cichucki stanowi jedyny powód, dla którego warto zobaczyć "Nadludzi". Szczególnie w tym fragmencie, w którym wciela się w Ryszarda III. Zgodnie z kanonami powojennego aktorstwa ustawia się w nieprawdopodobnym wygięciu na usztywnionej nodze, z nienaturalnie skrzywioną ręką. I łypie oczami spod ryżej peruki. Po prostu karykatura karła. Ale chciałbym obejrzeć Cichuckiego w "Ryszardzie III".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji