Artykuły

Pesymizm Mrożka utopiony w kiczu

"Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" w reż. Jarosława Gajewskiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Prapremiera "Karnawału" w reżyserii Jarosława Gajewskiego w Polskim to stracona szansa na mądrą inscenizację.

Słabość i pretensjonalność spektaklu najlepiej obrazuje fryzura na głowie Szymona Kuśmidra w roli Impresaria, który na zlecenie Szatana organizuje karnawał w raju z udziałem Goethego, Biskupa, Prometeusza, Ewy, Adama i jego pierwszej żony, Lilith. Na początku loki pysznią się puszystymi, choć mocno anachronicznymi kształtami, potem opadają jak nadzieja na dobre przedstawienie. Aktorzy deklamują tak wyraziście, że nie byłem pewien, czy wiedzą, co mówią i w jakiej sprawie. Przygnębiają kiczowate kostiumy i karnawałowe maski. Podczas balu panuje piekielny chaos. Ewa i Lilith pokutują w bezsensownych układach tanecznych. To wina reżysera.

Najłatwiej powiedzieć, że Mrożek po przebytej afazji napisał swoją najsłabszą sztukę. Brzmi to jednak jak z Mrożka: czysty idiotyzm. "Karnawał, czyli pierwsza żona Adama" nie jest, oczywiście, dramatem tej klasy, co "Policja" lub "Tango". Lekceważyć go jednak nie można, nawet jeśli padające z ust Goethego słowa o tym, że był kiedyś wielkim pisarzem, zostały napisane z autoironią.

Siła powiastki filozoficznej, jaką jest "Karnawał", polega na lekkości i dystansie, z którymi dramatopisarz wyraził pesymistyczne widzenie świata. Nie zauważa w nim Boga, zaś roszczący sobie prawo do reprezentowania go Biskup (Piotr Cyrwus) nie potrafi dotrzymać nawet obietnicy ubóstwa. Jest infantylny, nic nie rozumie z życia.

Metafora karnawału organizowanego w czerwcu przekonuje, że świat stanął na głowie, dokładnie tak jak życzy sobie tego Szatan. To on, grany delikatnie, choć dobitnie przez Jerzego Szejbala, rządzi ludzkością. Jest bardziej wstrzemięźliwy niż Biskup. Nie pije alkoholu, tylko wodę. Nie musi nawet nikogo wystawiać na pokuszenie, bo świat przypomina pułapkę, do której ciągnie człowieka głupota. Niezmiennie od czasów Ewy i Adama.

Utrzymana w wodewilowym stylu sztuka staje się moralitetem bez happy endu. Mrożek nie wierzy w naprawę świata. Ludzie zawsze będę skorzy do grzechu, głównie do zdrady. To ona jest tajemnicą płci, o której rozmawiają Impresario i Asystent. Dla ludzi nic nie jest tak ważne jak seks, o czym przekonuje się Goethe (Leszek Teleszyński), zdradzany przez młodziutką Mergerith (Marta Dąbrowska). Nie pomaga mu nawet wiagra, a tym bardziej olimpijska sława. Jest podstarzałym mężczyzną i musi odejść. Cud przedłużonego życia możliwy był tylko w wirtualnym "Fauście". W realu nawet Szatan nic nie może wskórać. Przeminie każdy. Właśnie dlatego tak ważny jest seks, bo tylko on, choć przez chwilę, przypomina działanie eliksiru młodości. Pozwala zapomnieć o śmierci, a nawet przedłużyć życie. Niestety - nie własne.

Seks, podobnie jak karnawał, jest też pozorem raju. Codzienność robi wrażenie piekła. Doświadczają tego wszyscy, opuszczając dekoracje balu zorganizowanego na polecenie Szatana. A on staje odwrócony do widowni i patrzy na szarzejące jezioro, które po scenie z fajerwerkami robi przygnębiające wrażenie. Jest tylko ciemność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji