Artykuły

Festiwal - i już po

Tegoroczna edycja festiwalu "Sacrum - Profanum" już za nami. Pora na pobieżną choćby ocenę, tym razem (z jednym wyjątkiem) wysoką. Impreza ładnie się rozwija i dojrzewa, trzecie jej wydanie miało interesująco skonstruowany program dający melomanom możność poznania dzieł rzadko wykonywanych, poszerzenia wiedzy zarówno o muzyce, jak i jej wykonawcach - pisze Anna Woźniakowska w Dzienniku Polskim.

Co ważne, ten aspekt poznawczy zrealizowany został w sposób doskonały. Dobór solistów i zespołów to - obok programu - największy walor tegorocznego festiwalu Co również ważne, organizatorom udaje się dotrzeć do coraz większej rzeszy słuchaczy. Pełne (lub prawie pełne) koncertowe wnętrza świadczą o tym, że impreza wrasta w Kraków, jest potrzebna. Nie do przeoczenia jest też fakt, że wśród publiczności wielu jest cudzoziemców, festiwal odgrywa więc także rolę promocyjną wobec miasta i jego muzycznej kultury.

Tegoroczna edycja festiwalu miała jeszcze jedną przewagę nad wcześniejszymi. Od początku istnienia imprezy jej finałem jest wielki koncert - widowisko w hali dawnej walcowni. Organizatorzy nazywają je kulminacją festiwalu. Z pewnością takie przedsięwzięcie wyróżnia się i rozmachem, i nakładem sił i kosztów, i idącą w tysiące liczbą słuchaczy. W poprzednich latach jego wartość artystyczna była jednak dyskusyjna. I w tym roku zastanawiałabym się, czy to właśnie była kulminacja imprezy, sądzę zresztą, że każdy z uważnych obserwatorów festiwalu wskazałby na inny, najważniejszy dla niego moment (dla mnie był nim wieczór poświęcony kameralistyce Dymitra Szostakowicza). Tym razem jednak - w odróżnieniu od lat minionych - opuszczałam kombinat bez mieszanych uczuć, to, co oglądałam było spójne i interesujące. W tym roku bowiem zamiast poszukiwać nowych przesłań w autonomicznych utworach muzyki tzw. klasycznej posłużono się muzyką baletową, która sama w sobie niesie pewne treści dające się spersonifikować.

Utrzymując się w głównym nurcie tegorocznego festiwalu - prezentacji muzyki rosyjskiej XX wieku - Maciej Sobociński i Jarosław Staniek sięgnęli po balet "Romeo i Julia" Sergiusza Prokofiewa. Pominęli jednak jego libretto. Dokonując wraz z Tadeuszem Wojciechowskim, prowadzącym Orkiestrę Filharmonii Krakowskiej, odpowiedniego wyboru z trzech suit orkiestralnych zestawionych przez kompozytora z baletowej muzyki, stworzyli impresję w 10 obrazach, przedstawiającą relacje uczuciowe i fizyczne pomiędzy kobietą i mężczyzną. Do współpracy zaprosili dziesięcioro tancerzy prezentujących wszelkie możliwe techniki od klasyki baletowej po caporeirę i jazz dance, a także perkusistów z Janem Pilchem na czele i didżejów, których interwencje w muzykę Prokofiewa podkreślały nieśmiertelność i współczesność zarazem przedstawianych wątków. Ten pełny postmodernizm wzbogacony jeszcze elementami świetlnymi (kapitalny pomysł z drogami ognia i przekraczaniem krawędzi) dał w sumie widowisko zwarte i ciekawe. Wprawdzie uszy raziły podkreślone do granic wysokie częstotliwości w nagłośnieniu orkiestry, ale nie zmienia to faktu, że ten finał festiwalu był prawdziwie wielki.

Cóż więc było tym wspomnianym na początku wyjątkiem? Ano nie wiem, co w tym roku było "sacrum", a co "profanum". Że miłość łączy te dwa przeciwieństwa, to chyba za mało.Co ważne, ten aspekt poznawczy zrealizowany został w sposób doskonały. Dobór solistów i zespołów to - obok programu - największy walor tegorocznego festiwalu

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji