Artykuły

Czas magiczny

Szkoły artystyczne mają niepowtarzalny klimat. Nauka w nich niewiele ma wspólnego z normalnym studiowaniem, ale za to na zawsze zostaje w pamięci - pisze Katarzyna Burda w Newsweeku.

Studiowanie generalnie jest przyjemne, a już w szkołach artystycznych, gdzie większość czasu spędza się w niewielkich grupach kolegów na malowaniu, graniu lub wcielaniu się w różne postaci, to właściwie nie studia, tylko zabawa - myślimy, patrząc na barwne i wyluzowane grupki studentów aktorstwa czy malarstwa. Mało kto jednak wie, jak rzeczywiście wygląda studiowanie na uczelni artystycznej i że czasami bywa ono bardzo różne od naszych wyobrażeń. Swoimi wspomnieniami studenckimi podzieliło się z nami kilku znanych absolwentów szkół artystycznych.

Przeżyć fuksówkę

Tak naprawdę wcale łatwo nie jest - zgodnie potwierdzają niemal wszyscy nasi rozmówcy. Tym bardziej że zazwyczaj szkoła artystyczna jest tą jedyną szkołą marzeń. A już dostać się do szkoły aktorskiej, muzycznej czy na ASP jest niezwykle trudno. - Dla mnie studiowanie w łódzkiej filmówce to był magiczny czas - wspomina Weronika Książkiewicz, absolwentka Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi, - Kiedy przyjechałam na dni otwarte do Łodzi i weszłam do budynku szkoły, zobaczyłam korytarz ze stojącymi pod ścianami krzesłami, identycznymi jak te w staniu kinie. Wtedy po raz pierwszy poczułam tę magię.

Podobnie o swojej decyzji wyboru kierunku studiów opowiada Agnieszka Maciejak, projektantka mody, absolwentka Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. - Nie odstraszyła mnie ogromna liczba kandydatów ani skomplikowana procedura egzaminacyjna. Wymagane było przesłanie na uczelnię tzw. teczki prac. Na jej podstawie typowane były osoby, które mogły podejść do egzaminu wstępnego. Potem trzeba było przebrnąć przez tygodniowy egzamin praktyczny, który obejmował różne zadania - od malarstwa po rysunek - a na końcu zdać jeszcze egzamin teoretyczny.

Również w szkołach teatralnych młodych ludzi czekają wieloetapowe egzaminy wstępne i ostry odsiew kandydatów. Ale to i tak nie koniec drogi do zostania pełnoprawnym studentem. Adepci aktorstwa muszą przejść przez etap tzw. fuksówki.

- Tak nazywa się pierwszych kilka tygodni studiowania, podczas których studenci pierwszego roku - zwani fuksami - noszą na szyi tabliczki, na których wypisane jest imię, nazwisko, czasami wklejone zdjęcie z dzieciństwa albo inne informacje, które wymyślą studenci starszych lat - śmieje się Anna Dereszowska.

Jednak nie wszyscy studenci wspominają fuksówkę jako dobrą zabawę, - Czasami porównywano ją nawet do fali w wojsku - opowiada Weronika Książkiewicz, absolwentka łódzkiej filmówki. - Zdarzało się, że do rana siedzieliśmy w salach uczelnianych, wykonując dziwne zadania wymyślone przez starszych studentów.

Tradycja fuksówki ma też oczywiście dobre strony, m.in. pozwala studentom szybko się poznać. Na szczęście w szkołach teatralnych zazwyczaj studiuje niewielu studentów, więc łatwo wszystkich zapamiętać. - Nasz rok był wyjątkowo liczny, bo studiowało na nim 25 osób (chociaż sześcioro odpadło po pierwszym roku), ale były też roczniki, które miały tylko 12 studentów - mówi Anna Dereszowska.

Etap fuksówki kończy się wraz z przygotowaniem przez młodziaków przedstawienia, po którym wreszcie uznawani są za pełnoprawnych studentów.

Po sarmacku

Wtedy rozpoczyna się prawdziwa szkoła aktorskiego życia. - Kto myśli, że nauka aktorstwa jest łatwa, jest w błędzie. Studiowanie w szkole teatralnej to ciężka praca od rana do nocy - mówi Anna Dereszowska.

Studia to cztery lata intensywnej nauki. Zajęcia trwają od 8.15 do 19, łącznie z sobotami, a potem studenci zostają na próby, nawet do 23. Często w niedziele. Jeszcze trudniej jest, kiedy niekonwencjonalni wykładowcy wprowadzają nowe zasady do harmonogramu. - Nasza profesor od piosenki czasami przedłużała zajęcia do 2 nad ranem, bo twierdziła, że wtedy najlepiej śpiewamy i jesteśmy najbardziej kreatywni - wspomina Ada Fijał, absolwentka krakowskiej PWST. - Kiedy jednak mieliśmy po 20 lat, nie była to uciążliwość, ale przygoda.

Aktorka, wspominając innych ekscentrycznych wykładowców, przypomina zajęcia z Edwardem Lubaszenką. - Na jednych z pierwszych zajęć prof. Lubaszenko zabrał nas na spacer po mieście i dawał nam różne zadania, np. jedna koleżanka miała podejść do pary w kawiarni i ją stamtąd wyprosić - opowiada Ada Fijał,

Dziś to zabawne i wzruszające wspomnienia, podobnie jak długie godziny spędzane na próbach albo w szatni. - Atmosfera szkolnej szatni do dziś tkwi mi w pamięci. Wszyscy siedzieliśmy tam razem w oczekiwaniu na próby lub przygotowywaliśmy się do występów egzaminacyjnych: ktoś się malował, ktoś powtarzał rolę albo biegał w sarmackim stroju. To było fantastyczne - śmieje się aktorka.

Arystokraci w trampkach

Na ASP normą są zajęcia do późnych godzin wieczornych. - Wspólne tworzenie, malowanie, rzeźbienie to niepowtarzalne doświadczenie, możliwe tylko na takich studiach. To bardzo inspirujące i rozwojowe - mówi Agnieszka Maciejak.

Zajęcia też były wyczerpujące. - Baliśmy się okropnie egzaminu z historii sztuki. Każdy student po wejściu na salę losował pięć slajdów z dziełami sztuki z najróżniejszych epok i musiał wyczerpująco o nich opowiedzieć - dodaje Maciejak.

Ciekawie czas spędzony w krakowskiej PWST pamięta Marek Bukowski. - Trudno nazwać to studiami, raczej warsztatami czy swego rodzaju happeningiem - opowiada aktor.

Oczywiście przyszli aktorzy mają w programie również zajęcia teoretyczne, ale jest ich zdecydowanie mniej niż ćwiczeń i warsztatów. Niektóre z nich są dla studentów zaskakujące i zabawne. - Mieliśmy np. zajęcia, które nazywały się bodajże obyczaje dawniej i dziś. Polegały one na tym, że musieliśmy przebrać się w stroje gimnastyczne, spodenki, koszulki, baletki czy trampki, i siedząc przy wielkim stole, ćwiczyliśmy sposób podnoszenia filiżanki w XVIII w. Innym razem musieliśmy nauczyć się siadać dystyngowanie, jak arystokraci sprzed setek lat. W naszym wykonaniu, młodych chłopaków w krótkich spodenkach i trampkach, stanowiło to niezapomniany widok, wszyscy płakaliśmy ze śmiechu - wspomina Marek Bukowski,

Nie wszystkie zajęcia jednak dzisiejsi uznani aktorzy wspominają miło, - Nie umiem śpiewać - wyznaje Weronika Książkiewicz. - Kiedy weszłam na zajęcia ze śpiewu i miałam zaśpiewać oktawę, pani prof. Barbara Dziekan po chwili wyprosiła mnie z sali, bo sądziła, że żartuję. A ja śpiewałam, jak umiałam.

Jak zarobić na sztuce?

W jednym studenci kierunków artystycznych są podobni do młodych ludzi z innych uczelni - żeby się wybić i zdobyć doświadczenie, muszą zacząć pracować jeszcze na studiach. - Już na drugim roku studiów zaczęłam jeździć na castingi do Warszawy, próbując pokazać się reżyserom i ludziom od zdjęć, bo to była szansa, żeby mnie zapamiętali, nawet jeżeli nie udawało mi się dostać roli. Dziś, po latach, widzę, że osobom, które rozpoczęcie prawdziwej pracy odkładały na czas po ukończeniu studiów, było o wiele trudniej wybić się i wystartować w zawodzie - mówi Weronika Książkiewicz. - Ci, którzy w trakcie studiów zaczęli grać w filmach albo w teatrze, np. w Teatrze im. Jaracza w Łodzi, dostali role i angaże.

Pracują również studenci kierunków plastycznych. - Wielu kolegów z roku rozpoczynało karierę już na studiach, np. w agencjach reklamowych - mówi Agnieszka Maciejak.

Dzięki temu i oni w większości nie mieli potem problemów ze znalezieniem pracy. Bo studenci szkół teatralnych, muzycznych i plastycznych nie są oderwani od rzeczywistości i wiedzą doskonale, że żyć po studiach z czegoś trzeba. Z samej sztuki udaje się nielicznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji