Artykuły

Balkon na Arabce

Najnowsza premiera w Tea­trze Polskim "Balkon" Geneta wystawiła cierpliwość pub­liczności na poważną próbę. Reżyser przedstawienia Tadeusz Minc, realizując na scenie spektakl-lustro (wszak Sartre powiedział: "Genet ustawia przed nami zwierciadło i trze­ba się w nim przejrzeć") pró­buje nas przekonać, że jest apostołem genetowskiego rela­tywizmu, zamkniętego w jego okrutnym teatrze. Choć kilka­naście lat temu Jan Błoński ostrzegał przed uczestnictwem w czarnej mszy Geneta, Minc nic sobie z tego nie robi. Tak jak autor dramatu, reżyser tworzy katalog reguł i teatral­nych konwencji, opisujących świat stosunków społecznych, aby zbudować misterium nico­ści. Pozornie na scenie nie ma nic poza Genetem. Ten outsi­der z marginesu społecznego: podrzutek, oszust, złodziej i homoseksualista, lepiej niż ktokolwiek inny dostrzegał świat pozorów, pełen zła i kłamstwa, budujący naszą rze­czywistość. Dowodził swoją twórczością, iż życie, przeja­wiające się poprzez organiza­cje społeczne, instytucje, hie­rarchie wartości i normy, opiera się na ukrytych założe­niach przypominających jako żywo teatr. Teatr to świat bę­dący teatrem. Wszak reguły funkcjonowania świata i regu­ły przedstawienia teatralnego są tym samym. To właśnie scena zdemaskować ma naszą wiarę w łatwe kłamstwa, pra­wdę pozorów i nasze lenistwo. "Balkon" w Teatrze Polskim, jak chciał jego autor, stanowi "gloryfikację Obrazu i Odbi­cia". Wprawdzie nieustannie kreuje relacje i stany - ale w żółwim tempie, ale bez perwersji. Przed Genetem w realizacji Minca wcale nie mu­simy się bronić. Zniknęły gdzieś krwistość i drapież­ność, zamaskowana została prowokacyjność. Spektakl wraz z przesłaniem rozmywa się w czasie. Mająca urzekać i wie­le obiecywać wypełniona sym­bolami (organy, lustra, wiszą­ce kostiumy) znacząca, staran­na i wysmakowana scenografia dość szybko nuży. Jedną z przyczyn jest konstrukcja przedstawienia. Teatralna ale­goria rzeczywistości gubi się gdzieś, a historia luksusowego burdelu staje się banalna (być może za mało perwersji, a może środków i materiału nie stało). Minc stworzył spektakl niedokończony albo i przepracowany, który przypomina rozruch samochodu po kilku godzinach na ostrym mrozie. Reżyser ustawił tylko mniej lub bardziej płynnie ciąg scen (kilka wyrafinowanych plas­tycznych obrazów - to fakt). Nie pozwolił jednak na od­krycie siebie w tej realizacji. Sam już nie wiem - czy świat to burdel, a teatr to świat, czy burdel to teatr, a... (no właśnie). A może te moje wątpliwości, mój niedosyt, moje zmęczenie (niektóre sce­ny zdają się nie mieć końca) zostały wpisane w rachunek reżysera. Tylko po jakiej stro­nie - zysków czy strat? Na zakończenie najważniejsza przyczyna mych stresów - aktorstwo. Było po prostu ni­jakie - bez przekonania, bez pasji, czasami za to przeryso­wane. Wydawało się, że akto­rom wręcz brakuje środków, że męczą się, nie wiedza, kogo i jak grać. Uczciwie przyzna­ję, że, kilka scen zostało za­granych na bardzo dobrym poziomie, np. tresura "klaczy" (Ewa Kamas i Andrzej Szopa), monolog Komendanta Policji (Krzysztof Bauman - wiarygodny również w innych sce­nach). Najbardziej konse­kwentnie poprowadzona jed­nak była rola Arabki (Silvana Krokówna) i jeśli tylko ją za­pamiętam z całego przedsta­wienia, to naprawdę nie mo­ja wina. Niewiele mi dał ten grzeczny spektakl, ale zwięk­szył podejrzliwość - nie, nie do świata, ale do teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji