Spór
Czołowy przedstawiciel literatury francuskiego rokoka Pierre de Marivaux jawił się swym współczesnym jako niezrównany obserwator miłości. Wszystko, co było jej znakiem, atmosferą, kostiumem miłości, przedstawiał Marivaux z błyskotliwością i wykwintem stylu - zwanym od jego nazwiska "marivaudage". Był to dowcipny, lekki, wyrafinowany sposób rozmawiania o miłości, a także traktowania tego uczucia. Rzecz jasna, że romantycy, którzy zdominowali literacką scenę w kilkadziesiąt lat po sukcesach Marivaux odrzucili całkowicie jego sposób widzenia człowieka. W ich świecie głębokich i burzliwych emocji nie było miejsca na błyskotki i dworską elegancję twórcy "Igraszek trafu i miłości". Dopiero nasz wiek dostrzegł w Marivaux nie tylko wygładzonego wykwintnisia tworzącego dla zabawy wyrafinowanych dam dworu i markizów w upudrowanych perukach, ale przenikliwego analityka ludzkich dusz, ukazującego z dystansem i ironią prawdziwych ludzi.
Nie dziw zatem, że inscenizacja Marcina Ziębińskiego akcentuje te przede wszystkim cechy dramaturgii Marivaux. "Spór" rozgrywa się w fantastycznej baśniowej scenerii, a istotą jego akcji jest próba rozstrzygnięcia, która z płci ma w sobie gen zdrady. Dyskutującej ten problem z Księciem Erminii wydaje się on nie do rozstrzygnięcia, gdyż nikt z żyjących nie był świadkiem stworzenia, a zatem nie można stwierdzić, skąd wzięła się pierwsza zdrada. Książę proponuje swej partnerce udział w osobliwym eksperymencie, zapoczątkowanym jeszcze przez jego ojca. Oto istnieje czworo dzieci wychowywanych w odosobnieniu. Teraz, kiedy każde z nich osiągnęło dojrzałość, wyjdą ze swych samotni, a Książę i Erminia będą mogli śledzić pierwsze spotkania dwóch dziewcząt i dwóch chłopców, obserwować ich reakcje, uczucia i wreszcie rozstrzygnąć niejako doświadczalnie swój spór...