Artykuły

Wanda: Wiła wianki i rzucała się do wody

"Wanda" w reż. Pawła Passiniego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Badula w portalu kulturaonlin.pl

Jestem twoją bajką - intonuje już przy wejściu na salę Paweł Passini. Mistrz ceremonii w białej sukience. Schowany w kącie z mikrofonem i aparaturą. To rzeczywiście jego bajka? Nie do końca. Za treść spektaklu odpowiadają bowiem Sylwia Chutnik i Patrycja Dołowy. Pisarki, artystki, ale też kobiece działaczki. Ich "Wanda" jest zatem legendą postrzeganą przez pryzmat emancypacji. Emancypacji od roli ludowej bohaterki. Bo nawet święta córka króla ma prawo do własnego życia.

Świętość Wandy jest bardziej pogańskiej niż religijnej proweniencji. Córka Kraka, co Niemca nie chciała, to przecież postać ludyczna, najpewniej zmyślona. Ulokowana gdzieś w erze przedchrześcijańskiej. Dumna Słowianka, która dała odpór germańskiej inwazji i rzuciła się ze skarpy, aby ratować królestwo. Jej wzniosły czyn mało kto jednak poddaje głębszej analizie. A szkoda. Tekst Chutnik i Dołowy uświadamia bowiem, iż w samobójstwie Wandy są ukryte spore pokłady zbiorowej podświadomości. Dotyczące głównie tego, jak była i jest pojmowana kobiecość.

Chutnik i Dołowy sklonowały Wandę. W spektaklu jest kilka córek Kraka. Jedne z nich przypominają zwiewne rusałki, drugie noszą maski szekspirowskich bohaterek (bo Wanda miała być pierwowzorem Ofelii). Po scenie przechadzają się zróżnicowane bohaterki: od dziewczęcej, naiwnej poprzez dojrzałą, królewską aż po starą topielicę. Wszystkie łączy jedno - bycie ofiarą męskich fantazji i opresji. Obojętnie,czy chodzi tu o posłuszeństwo wobec ojca czy służenie społecznej wspólnocie.

Rozbieraj się - słyszy co chwilę bohaterka. Jeszcze za życia. Po samobójczym skoku do Wisły, bynajmniej nie przychodzi wybawienie. Wanda staje się bowiem zabawką w rękach tłumu. Bo lud chce figury dziewiczej męczenniczki z wiankiem na głowie. Z jednej strony apoteoza samobójstwa dla ojczyzny, z drugiej - folklor związany z podwawelskimi legendami. Gdy bohaterka wreszcie wykrzykuje swoje pretensje, jej gorzki monolog zostaje zakłócony. Krzyk protestu zostanie sprowadzony do kobiecej fanaberii. Wanda nie zazna spokoju nawet w podwodnym królestwie.

Spektakl powstał jako jedna z trzech premier na zakończenie sezonu w Starym Teatrze. Passiniemu przypadła najmniejsza ze scen krakowskiej placówki. Mimo tego, jakoś wybrnął z przestrzennego ograniczenia. Pomysłowa scenografia Anny Met ze ściany robi sufit, a z kotar wiślane fale. Perspektywę pogłębiają rzutowane projektorem filmiki, kręcone m.in. na Skałkach Twardowskiego. Reżyser Passini nadaje zarazem całości dość niezobowiązujący charakter. Śpiewając eteryczne piosenki i każąc aktorom podkreślać umowny charakter przedstawienia. W pewnej chwili spektakl przeistacza się w "work in progress"; widowisko, które dopiero powstaje na oczach widza. Wrzeszcząca Wanda zapomina tekstu, prosząc o podpowiedź zza sceny.

Autorki tekstu dużo miejsca poświęcają odczarowaniu kobiecej bohaterki. Temu, żeby nie była tylko ikoną męskiej historii. Nie do końca się to udaje, bo dialogi często rażą sztucznością. Zadanie utrudnia zresztą i sam Passini. Myląc tropy albo udziwnioną choreografią albo bajecznymi kostiumami (pochód białego księcia na koturnach).

Są w "Wandzie" chwile maksymalnej koncentracji. Przede wszystkim dwa monologi: królowej głębin i topielicy. Oba zagrane z ogromnym, aktorskim zaangażowaniem. Dorota Segda wydobywa z królowej smutek, melancholię, tęsknotę. Paulina Puślednik we wspomnianym krzyku protestu, eksploduje zaś dziką furią. Omal nie roznosząc sceny na strzępy. Koniec bajki. Królowa chce spać. Z dala od pomników i cepelii.

"Wanda" miała premierę 23 czerwca na deskach Starego Teatru w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji