Artykuły

Stylowy "Don Carlos"

"Don Carlos" w reż. Gianfranco de Bosio w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Pisze Adam Czopek w Naszym Dzienniku.

Najnowsza inscenizacja tego wspaniałego dzieła Verdiego została przez realizatorów mocno osadzona w autorskich didaskaliach. Reżyser nie poszukuje na siłę nowych prawd, znaczeń i odniesień, pozostając w zgodzie z muzyką i duchem czasu, w którym opera powstała, tworzy przedstawienie bardzo tradycyjne w swojej formie.

Jasno zarysowana przez reżysera koncepcja psychologicznych rysów bohaterów i niedopowiedzianych relacji między nimi sprawia, że akcja biegnie logicznie i klarownie. Król Filip, okrutny władca, w zaciszu swojej sypialni okazuje się człowiekiem zupełnie samotnym i uzależnionym od inkwizytora decydującego o ludzkich losach. Elżbieta jest rozdarta między miłością do Don Carlosa a obowiązkami i godnością władczyni. Markiz Posa, wierny przyjaciel infanta jako jedyny nie waha się mówić prawdy. Księżniczka Eboli, zazdrosna, próżna kobieta, przebiegła intrygantka, jest motorem napędowym akcji. Wreszcie zakochany w Elżbiecie Don Carlos, marzący o wolności swoich poddanych. To właśnie ich losy splatają się ze sobą w pełną dramatyzmu opowieść o najważniejszych ludzkich uczuciach: miłości, przyjaźni, wierności, zdradzie oraz samotności.

Wszystko to Verdi podkreślił i opisał wspaniałą, pełną finezyjnej ekspresji muzyką, czego jakoś zupełnie nie chciał dostrzec Grzegorz Nowak, prowadzący orkiestrę bez większej pasji. Jego interpretacja została pozbawiona dynamiki, głębszych emocji i śpiewności frazy. Miałem wrażenie, że ograniczono się do realizacji zapisu nutowego, na dodatek w kilku miejscach zabrakło precyzji na linii dyrygent - soliści. Na drugim przedstawieniu było już w tym względzie znacznie lepiej.

W premierowej obsadzie prym wiodła Małgorzata Walewska, której osobowość, sceniczny temperament i aktorska wyrazistość zdominowały pozostałych wykonawców. Arię "O don fatale" zaśpiewała z wielką ekspresją. Dzielnie jej sekundował mocnym głosem Adam Szerszeń w partii szlachetnego markiza Posy, kreślonego wokalnie i aktorsko z wyczuciem i kulturą. Niestety, zabrakło w premierowej obsadzie Elżbiety! Tego, co prezentowała na scenie Maria Mitrosz, w żaden sposób nie można nazwać kreacją. Czy nie za wcześnie na tak wymagającą partię? To samo pytanie można postawić Jackowi Szymańskiemu, który dzielnie walczył, w obu przedstawieniach, z partią tytułowego bohatera. Niestety, jej zbyt wysoka tessitura zmuszała go do forsowania głosu, co oczywiście fatalnie odbijało się na jego barwie i brzmieniu.

Oba premierowe przedstawienia łączył Marek Gasztecki, śpiewający z kulturą i pełnym powodzeniem partię okrutnego króla Filipa. Co prawda nie dysponuje on mocnym i nośnym głosem, ale potrafi nasycić go wieloma odcieniami ekspresji, dzięki czemu udało mu się stworzyć przejmujący obraz samotności człowieka. Piękna kreacja, ujmująca dodatkowo stylowym prowadzeniem frazy!

W drugiej obsadzie na pierwszy plan wysunęły się dwie panie. Magdalena Nowacka w partii nieszczęśliwej królowej Elżbiety zaprezentowała głos o pięknej nasyconej barwie prowadzony z wielką swobodą i kulturą. W niczym jej nie ustępowała obdarzona równie pięknym głosem Katarzyna Hołysz jako Eboli. Dopiero w ich wykonaniu wspaniały duet z III aktu nabrał właściwego dramaturgicznie wyrazu. Równie wiele dobrego można powiedzieć o Tomaszu Mazurze w partii Posy. Jego miękki, pełen ciepła głos pozwolił mu zbudować przekonującą kreację. Znakomicie, jak zawsze, brzmiały chóry starannie przygotowane przez Jolantę Dotę-Komorowską.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji