Artykuły

Hak po haku

To, że jest jednym z najwybitniejszych polskich aktorów, zawdzięcza ogromnej determinacji. Na jego artystycznej drodze co rusz wyrastały przeszkody, ale JANUSZ GAJOS z każdej opresji wychodził silniejszy.

Urodził się 23 września 1939 roku w Dąbrowie Górniczej, w domu nigdy się nie przelewało. Kiedy w szkolnym przedstawieniu zagrał Pana Tadeusza ("Pamiętam pierwsze brawa, nie były bez znaczenia, bo to zawsze łechce próżność"), postanowił, że zostanie aktorem. Wybuchła burza, bo rodzice chcieli, by zdobył porządny fach, a artysta to niepewny kawałek chleba. Wkrótce przekonał się, że mieli rację. Nie zdał egzaminów do łódzkiej filmówki, więc musiał znaleźć pracę. Szczęśliwie trafił do znakomitego Teatru Lalek w Będzinie, prowadzonego przez Jana Dormana, gdzie znów zachłysnął się teatralną magią. "Już sam budynek wywarł na mnie kolosalne wrażenie. Pusty, ciemny i cichy. Do dziś pamiętam marionetki powieszone za szyje, uniesione dekoracje, tonące w ciemnościach, bo paliły się tylko awaryjne światła, w kącie zapomniane resztki scenografii. I ta widownia jak olbrzymi, dziwny śpiący stwór, który z chwilą przebudzenia staje się czymś wspaniałym". Trudno uwierzyć, że późniejszy zdobywca Srebrnej Maski, Srebrnego Asa, Superwiktora, Kryształowego Granatu, Złotej Kaczki, Złotej Piątki, Złotego Ekranu, Złotego Wawrzynu, Złotego Berła, odznaczony za role teatralne i filmowe Złotym Krzyżem Zasługi i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski musiał dobijać się do szkoły aktorskiej aż czterokrotnie.

Na studiach szło mu na tyle dobrze, że po filmowych epizodach listonosza, tramwajarza i milicjanta Konrad Nałęcki zaproponował mu zagranie jednego z bohaterów serialu "Czterej pancerni i pies" (1966).

U stóp wielkiej ściany

Nikt nie przypuszczał, że historia dzielnych czołgistów pobije rekordy popularności, a odtwórcy głównych ról będą jak The Beatles jeździć od stadionu do stadionu, rozdając uśmiechy, pozdrowienia, autografy. Zanim się obejrzał, był już tylko Jankiem Kosem, a jego aktorska kariera stanęła pod znakiem zapytania. "Nastąpił czas, kiedy w swoim zawodzie nie znaczyłem nic. Myślałem, że to pogrzeb wszystkich moich fascynacji teatralnych. Bałem się, że to koniec. Zawodowa śmierć".W 1970 roku przeniósł się z łódzkiego Teatru im. Jaracza do Warszawy. Pracował kolejno w zespołach Komedii, Polskiego, Kwadratu i Dramatycznego. "Czułem się jak taternik, stałem u stóp wielkiej ściany i musiałem w mozole wbijać hak po haku, by powoli piąć się w górę. Bardzo chciałem grać". W 1977 roku zdobył nagrodę aktorską na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdańsku za rolę w "Milionerze" Sylwestra Szyszki. Wkrótce otrzymał kolejną propozycję, dzięki której mógł ostatecznie zerwać z wizerunkiem blondyna w mundurze. Tak się też stało, ale Gajos po raz kolejny stanął przed ścianą - tym razem jako prostacki woźny Turecki z Kabaretu Olgi Lipińskiej. Znowu musiało minąć kilka lat, podczas których szukał okazji, by przełamać ten aktorski wizerunek. Wreszcie zobaczyliśmy go w "Wahadełku" Filipa Bajona (1981). "W środowisku dało się zauważyć małe poruszenie. Facet, który jeździł w czołgu, zagrał taką rolę?". Po raz drugi dostał nagrodę w Gdańsku. Doskonale zagrał w "Przesłuchaniu" Ryszarda Bugajskiego, ale film trafił na półkę.

Sześć piruetów

Prawdziwy przełom przyniosła dopiero genialna rola w spektaklu telewizyjnym Kazimierza Kutza "Opowieści Hollywoodu" (1986). Reżyser, który niedawno przy okazji wręczania Gajosowi Złotego Berła, nazwał go "dobrą rozpustnicą, bo mało mówi i bardzo dużo z siebie daje", często wspomina telefon od nieskorego do pochwał Tadeusza Łomnickiego, który po obejrzeniu sztuki Hamptona pytał: "Kto to jest ten Gajos?". I odpowiadał: "Kaziu, Gajos to jest wieeelki aktor". Dostrzegli to także reżyserzy i błyskawicznie zasypali go gradem propozycji, który z czasem zmienił się w deszcz nagród - za role teatralne: Roberta w "Nawróconym z Jaffy" (1993), Koczkariewa w "Ożenku" (1995), Nosa w "Weselu" (1996), Swidrygajłowa w "Zbrodni i karze" (2000), Kubali w "Nartach Ojca Świętego" (2005); za kreacje w spektaklach telewizyjnych: "Zapomniany diabeł" (1986), "Przedstawienie "Hamleta" we wsi Głucha Dolna" (1986), "Bigda idzie" (1999), "Czwarta siostra" (2002). A świetny był przecież także w "Ławeczce", "Samobójcy", "Kolacji na cztery ręce". Równie imponująco przedstawia się filmowy dorobek aktora. "Big Bang" (1986), "Ucieczka z kina "Wolność"" (1990), "Kiedy rozum śpi" (1992), "Szwadron" (1992), "Łagodna" (1995), "Fuks" (1999), "Żółty szalik" (2000), "To ja, złodziej" (2000), "Ostatnia misja" (2001), "Tam i z powrotem" (2001), "Zemsta" (2002) - to filmy, które także przyniosły mu nagrody. Ale równie dobrze pamiętamy jego role w "Psach", "Śmierci jak kromka chleba", "Ekstradycji".

Zanurzone w tajemnicy

Mimo tylu sukcesów i niekwestionowanej pozycji mistrza, którą od lat zajmuje, Janusz Gajos daleki jest od hollywoodzkiego wizerunku gwiazdy. "Przekonanie, że wychodząc na scenę, jest się panem sytuacji, to kabotyństwo. Gwiazdorstwo stanowi zaprzeczenie tego, co w teatrze najistotniejsze. Aktorzy nie mają być postrzegani jako ludzie wyjątkowi. Nieistotne, co robią po spektaklu, jakiego mają partnera, jak się ubierają. Ważne jest tylko to, co na scenie. Kiedy zrobię kolejno sześć piruetów w powietrzu, widz ma czuć, że każdy potrafiłby tak zrobić".

Nie kryje, że jego zawód wymaga poświęcenia. "Każdy człowiek, który ma ten specjalny rodzaj wrażliwości i potrafi zanurzyć się w niego, a do tego pociągnąć ze sobą ludzi w inny świat, w tajemnicę, jest samotny. Płacimy zdrowiem, wysiada serce, mamy zakłócone krążenie. Prawdą jest, że aktor wchodzi w fikcyjną rzeczywistość i nie zawsze jest mu łatwo z niej wrócić. Mówi - zdejmuję kaftan i idę na kolację. Ale odczuwa czasem specyficzny rodzaj tęsknoty za światem, który zostawił. Tym szybciej trzeba wrócić do codzienności i zacząć załatwiać zwykłe sprawy".

Od kilku lat Janusz Gajos bawi się w fotografowanie, głównie pejzaży, które potem poddaje komputerowej obróbce. Nie zaprzecza, że mgły, góry i znikające za horyzontem drogi, uwieczniane najchętniej w Kuźnicy na Helu, wyrażają jego permanentne, wewnętrzne rozedrganie. "Dla człowieka, który uprawia jakikolwiek rodzaj sztuki, niepewność jest cennym uczuciem. Wielcy pisarze częściej stawiali pytania, niż na nie odpowiadali. Wychowałem się na dobrej literaturze. Mnie także bardziej interesuje to, co jest zanurzone w tajemnicy, niż to, co prześwietlone na wylot". Z aktorów najwyżej ceni Anthony'ego Hopkinsa, "bo zawsze sprawia wrażenie, że wie więcej, niż mówi".

Krzysztof Feusette

***

Marzena Podgórska: Mumio i Homolkowie

Z Januszem Gajosem spotkałam się tuż przed spektaklem. Mimo to nie zdradzał zdenerwowania. Z właściwym sobie spokojem i głębokim namysłem wybierał programy, które chciałby znów zobaczyć. Jest miłośnikiem dobrych musicali, klasycznych westernów, "starego dobrego jazzu", Kabaretu Starszych Panów i... kabaretu Mumio. Ten ostatni jest jednym z niewielu nowych zjawisk, które go śmieszą do łez, dlatego członkowie Mumio będą gośćmi pana Janusza. - Najważniejsze jednak, żeby w programie był ten czeski film o Homolkach - powiedział i uśmiechnął się szeroko na wspomnienie tej komedii. Oczywiście będzie. Film nosi tytuł "Straszne skutki awarii telewizora".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji