Artykuły

"Trędowata"

BYŁ kiedyś, tak żartobliwie zwany, ogólnopolski festiwal sztuk Anouilha, potem to samo stało się udziałem Dürrenmatta i kilku innych dramaturgów. Obecnie - w skali lokalnej (zachowując też wszystkie proporcje porównania) mamy "festiwal" sztuk Mniszkówny, a ściślej - scenicznych adaptacji jej nieśmiertelnych książek.

Z tym tylko, że festiwal ten zaczęliśmy "od końca". Przed dwoma z górą miesiącami oglądaliśmy na scenie "Rudego Kota" premierę adaptacji "Ordynata Michorowskiego" w wykonaniu aktorów Teatru "Wybrzeże" - obecnie w sopockim Teatrze Letnim mamy możność przeżyć "love story" Stefci Rudeckiej w "Trędowatej", zaadaptowanej na scenę przez Joannę Olczakównę - Ronikier, w wykonaniu zespołu kaliskiego teatru im. W Bogusławskiego.

Maciej Prus, reżyser rzetelnej roboty, utalentowany i twórczy (pamiętamy jego telewizyjną reżyserię sztuki Przybyszewskiego, a także nagrodzonego na toruńskim festiwalu "Jana Macieja Karola Wścieklicy" Witkiewicza) dał Mniszkównie maksimum możliwych szans. Tam szczególnie, gdzie do głosu dochodzą "sferowe" (mówiąc językiem Mniszkówny) dziwactwa, gdzie przemawia obyczajowa i moralna "przedpotopowość".

Prus wiedział dobrze, że tu nie trzeba przejaskrawiać, uciekać się do natrętnej parodii. Wiedział, że wystarczy oddać głos autorce, pozwolić przemawiać tekstowi, aby np. melodramatyczna tyrada okazała się autoparodią, aby łzawo-kwieciste zwroty zaczęły śmieszyć widownię, przed sekundą już, już gotową z dobrą wiarą poddać się wzruszeniu.

Reżyser pobiją Mniszkównę - jeśli można to tak wyrazić - jej własną bronią. Podejmuje jej patos i doprowadza do krańcowości - rozpętuje co chwila tzw. pandemonium, noc Walpurgii - dla pokazania "stanów rozdartej duszy".

Gdy Stefcia Rudecka wyznaje kwiatom swoją miłość do Ordynata, towarzyszą temu dźwięki beethovenowskiej IX Symfonii. Gdy "wyższe sfery" wydają towarzyski wyrok na "trędowatą", na scenie opętańczo wirują w rytm patetycznej muzyki obleczone w szal postacie.

Maciej Prus z satysfakcją wyostrza w stylistyce Mniszkówny to wszystko, co było atrybutem epoki. Tasiemcowe, czułostkowe opisy "budzącej się do życia", lub "zamierającej" przyrody - to większość kwestii Stefci Rudeckiej. Jak świetnie, jakim utrafionym, egzaltowanym timbrem wygłasza to wszystko Joanna Kasperska;

Jak znakomicie cyzeluje swoje ruchy (choćby pyszna etiuda pantomimiczna na początku sztuki), jak jest prawdziwa w tym parodystyczno-egzaltowanym stylu! Zabawne, jak bardzo przy tym wszystkim przypomina pewną piosenkarkę z Las Vegas.

Wymienić należy jeszcze Ewę Milde w roli Rity, Janusza Szydłowskiego jako Ordynata i Wojciecha Standełło w roli Macieja Michorowskiego.

Scenografia Łukasza Burnata pokazywała "Zmierzch magnackiego pałacu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji