Psy śpiewają
Nie szczekają. Tańczą, śpiewają, biegają, by zdobyć przychylność dziecięcej widowni.
"101 dalmatyńczyków" Dodie Smith to jedna z najbardziej znanych i najchętniej oglądanych bajek świata. Fabuła jest prosta i znana: demoniczna Cruella de Mon, miłośniczka futer, porywa malutkie dalmatyńczyki, by ich grzbiety przerobić na kolejną etolę. Zrozpaczeni rodzice piegowatych piesków rozpoczynają poszukiwania. Wspomagani przez czworonożnych przyjaciół przeżywają dramatyczne przygody. Wreszcie odnajdują swoje dzieci i jak to w bajce - wszystko dobrze się kończy.
Popularność filmów Disneya utrudniała zadanie realizatorom przedstawienia. Tekst nie wymagał reklamy, ale jednocześnie trzeba było go tak przygotować, by nie powtarzać filmu. Jerzy Bielunas, reżyser łódzkiego spektaklu, dokonał adaptacji, przeniósł akcję do dzisiejszego miasta - molocha oraz napisał 15 piosenek, które komentują akcję. Porywacze nie rozstają się z telefonami komórkowymi, po scenie mknie Cruella na prawdziwym harleyu.
Spektakl ma dobre tempo, blisko przez dwie godziny zapewnia dzieciom znakomitą zabawę, a dorosłym pozwala się odprężyć. Udane przedstawienie to zasługa aktorów, którzy musieli się porządnie napracować. Przez sto minut tańczą, biegają, śpiewają. Na szczęście reżyser nie kazał im szczekać, ale i tak od początku do końca wiemy, że mamy do czynienia z czworonogimi bohaterami.
Największe i w pełni zasłużone oklaski zebrał duet Dryblas i Kulfon, czyli dwóch wykidajłów Cruelli de Mon. Cezary Rybiński i Mariusz Słupiński stworzyli parę sympatycznych drabów. Świadomie lub nie cytowali niezapomnianych "tanich drani" z "Kabaretu Starszych Panów", ale cytaty te były ukłonem w stronę Mistrzów, a nie posiłkowaniem się ich dokonaniami. Każde pojawienie się tego duetu wywoływało u publiczności salwy śmiechu. Nieźle spisała się także Urszula Gryczewska grająca Mimi, matkę porwanych szczeniąt. Figlarna, trochę smutna, bardziej była kociakiem niż psiakiem. Ona także najlepiej zaśpiewała, bo o ile do piosenek wykonywanych zespołowo nie można mieć zastrzeżeń, o tyle niektóre solówki wykonano w myśl zasady "śpiewać każdy może". Niestety, nie może. Nie do końca przekonała mnie Cruella de Mon stworzona przez Kamilę Sammler. Owszem, jest demoniczna, ale tylko z powodu wyglądu oraz groźnego głosu. I jak na postać z bajki chyba zbyt dużo w niej seksu.
Dobre były zabawne psie kostiumy oraz funkcjonalna scenografia z szafą w roli głównej. W szafie przyszły na świat szczeniaki, potem stała się ich więzieniem, a na koniec schronieniem przed Cruellą.
Na koniec warto wspomnieć o tym, co działo się przed premierą. Na schodach teatru zebrali się właściciele prawdziwych dalmatyńczyków ze swoimi pupilkami. Czworonogi radosnym szczekaniem i merdaniem ogonem zapraszały na spektakl.