Artykuły

Bea von Malchus show i Tytus w rytmie disco

Trzeci dzień Festiwalu Szekspirowskiego relacjonuje Tomasz Kaczorowski z Nowej Siły Krytycznej.

Gdańsk. Spieszę się. Biegnę z SKM-ki na Targ Węglowy, gdzie swoją siedzibę ma Teatr Wybrzeże. Upał niemiłosierny. Równolegle do Festiwalu Szekspirowskiego na ulicach gdańskiego Głównego Miasta trwa Jarmark św. Dominika, więc trzeba się przepychać w tłumie. Zdążę? Dzisiaj grany jest spektakl, na który czekałem od ogłoszenia programu tegorocznej edycji: "Shake Lear", monodram w wykonaniu niemieckiej aktorki Bei von Malchus.

***

Artystka przyjechała do Trójmiasta 3 lata temu z monodramem według "Henryka VIII". Wówczas zaskarbiła sobie ogromną sympatię gości festiwalu. Jej spektakl okazał się najciekawszym punktem tamtej edycji (w moim odczuciu był lepszy od spektakli wybitnego litewskiego reżysera Oskarasa Korsunovasa). Szekspirowska kronika (według bazy e-teatru grana w Polsce tylko raz!) była arcyzabawna i wciągająca. Bea von Malchus w ciągu dwóch godzin sama odgrywała wszystkie postaci dramatu Szekspira, pomagając sobie jedynie wielofunkcyjnym kostiumem, który pozwalał jej błyskawicznie zmienić tożsamość. Była fenomenalna.

***

Zdążyłem! Wchodzę na jedną ze scen Wybrzeża - Malarnię. Na minutę przed rozpoczęciem widownia zapełniona może w trzech czwartych. Zastanawiam się, czy trafiłem na odpowiedni spektakl. Czy to możliwe, że tak mało osób chce zobaczyć wirtuozkę teatru jednego aktora? Trzeci dzwonek i światło na widowni gaśnie, a wolne miejsca nie wypełnione

***

Szybko o tym zapominam, bo od kiedy na scenie pojawia się Bea von Malchus, nie mogę oderwać od niej wzroku. Jak to jest możliwe, żeby aktor utrzymywał zainteresowanie i koncentrację widza przez ponad dwie godziny, przez cały czas siedząc na krześle!? Niemiecka aktorka opanowała to do perfekcji. Jej wykonanie "Shake Lear" bazuje na tych samych chwytach, których używała w "Henryku VIII". Artystka ma jeden kostium: czerwony, błazeński kubraczek z długimi rękawami, peleryną, wieloma kieszeniami i odpinanymi guzikami i przy jego pomocy odgrywa najważniejszych bohaterów szekspirowskiej tragedii.

Głównym koncept polega na rozsadzeniu tragizmu "Króla Leara" przez błazeńską ironię: błazen Króla Leara opowiada swoją wersję wydarzeń. Jest zakochany w Kordelii - najmłodszej córce podstarzałego króla. To dla niej jest gotów towarzyszyć starcowi nawet w najgorszych chwilach. Tak bardzo ubolewa nad losem swojej ukochanej, że postanawia zmienić fabułę i pójść do samego autora tragedii, do Stratfordu. Chce, żeby wydarzenia potoczyły się inaczej. Zanim jednak udaje się do niejakiego Szekspira, przedstawia publiczności resztę postaci, naśmiewając się z nich lub współczując im.

***

Może i widownia nie była pełna, ale skończyło się owacją na stojąco.

***

Zaraz potem poszedłem zobaczyć "Tytusa Andronikusa" w reżyserii Jana Klaty. Widziałem go już wcześniej we Wrocławiu w studiu TVP, więc tym bardziej byłem ciekawy, jak twórcy poradzili sobie z przeniesieniem go na inną scenę.

Dwujęzyczna koprodukcja wrocławskiego Teatru Polskiego i drezdeńskiego Staatschauspiel to spektakl kontrowersyjny i szeroko komentowany. Dotąd nie zebrał zbyt wielu pochwał.

Przedstawienie opiera się na prostym koncepcie: niemieccy aktorzy grają Rzymian, a polscy - Gotów. Klata nie analizuje konkretnych konfliktów, czy odwiecznych animozji między dwoma narodami. Wydaje mi się, że "Tytus Andronikus" opowiada przede wszystkim o stereotypach, które ciążą na obu narodach. Dlatego właśnie Niemcy-Rzymianie zostali pokazani jako sztywni, dekadenccy i opresyjni, Polacy-Goci jako niebezpieczni cwaniacy, a Murzyn (Aaron) jako diabeł usmarowany sadzą, z rogami i ogromnym przyrodzeniem. Stereotypy deformują prawdę i dlatego wszystkie zabiegi, którymi posługują się twórcy, są groteskowe i makabryczne.

Klata najkrwawszą tragedię Szekspira uzupełnił fragmentami z "Anatomii Tytusa" Heinera Mullera, który zinterpretował Gotów jako Żydów, Romów i muzułmanów. Zbiorowości w pewnym sensie odrzucone lub naznaczone koślawymi wyobrażeniami we współczesnej Europie. Ten kontekst jest ważny, bo jeżeli dołożymy do tego Polaków, to ukazuje nam się portret Europy Zachodniej, zagrożonej falami emigracyjnymi, co wyraźnie koresponduje z "Anatomią Tytusa. Fall of Rome" w reżyserii Wojtka Klemma. Jan Klata pokazuje w swoim spektaklu portret pokolenia, któremu w latach 90. (i późniejszych) otworzyła się możliwość emigracji zarobkowej. Do takiej sytuacji zdaje się odsyłać przede wszystkim muzyka disco z lat 80. i 90. (na przykład niemiecki hit "Slice me nice").

Prawicowi recenzenci określili "Tytusa Andronikusa" jako hańbę i wskazywali, że Klata ukazuje Polaków w złym świetle. Ale zastanówmy się, czy Niemcy są pokazani jako dobrzy? I czy w ogóle o to chodzi? Moim zdaniem Klacie chodziło właśnie o stereotypy. Portret Polaków to tylko o wyobrażenie obcokrajowców. Niemcy natomiast są tacy, jak wyobrażają ich sobie Polacy. Przyłożenie tego konceptu do krwawego "Tytusa Andronikusa" Szekspira powinno nam uświadomić, jak niebezpieczne jest zamknięcie w takim myśleniu i ile nieporozumień i konfliktów rodzi zamknięcie w takim myśleniu.

To jest niebezpieczeństwo, które próbował wypunktować Klata.

***

Późny wieczór. Już nie muszę się spieszyć. Wychodzę z Teatru Wybrzeże. Przyjemny chłód i delikatny wiatr od morza. To był bardzo dobry festiwalowy dzień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji