Artykuły

Nie wiem, co mnie czeka

Od wielu miesięcy możemy ją oglądać w reklamie firmy Play, w której pojawiała się m.in. u boku Magdaleny Różczki, Małgorzaty Sochy, Macieja Stuhra, Kuby Wojewódzkiego, a ostatnio - Jurka Owsiaka. Tylko że te znane postaci grały w jednej odsłonie, zaś Barbarę Kurdej-Szatan możemy podziwiać przez cały czas.

Młoda, ładna, zdolna, stała się bardzo szybko popularna i lubiana. Jest absolwentką krakowskiej PWST. Kocha śpiewać. Występuje w zespole gospel i w grupie Soul City, z którą wystąpiła w programie "X Factor". Grała na scenie poznańskiego Teatru Nowego, teraz można ją oglądać w "Deszczowej piosence" w Teatrze Roma w Warszawie. Wystąpiła też w kilku filmach. Drzwi do kariery ma szeroko otwarte.

Czy dla młodej aktorki taka praca, popularność i sympatia to już sukces?

- Na pewno jest to miłe. Bardzo się cieszę, że podobam się ludziom. Nie odbieram jednak tego w kategoriach sukcesu. Chcę się rozwijać. Na pewno nie spoczęłam na laurach i wiele jeszcze przede mną.

Jak trafiła pani do tej reklamy? Czy ktoś wypatrzył panią w teatrze?

- Nie. Poszłam na casting. Zaprosiła mnie agencja reklamowa, z którą już wcześniej współpracowałam przy kilku przedsięwzięciach. Mieli pomysł, aby w reklamie, oprócz gwiazd, które się pojawią, było coś spójnego, coś, co będzie łączyło te wszystkie motywy. I uznano, że będzie to dwóch sprzedawców. Przeszłam do drugiej tury, w której znalazło się pięć dziewcząt i ostatecznie zdecydowano, że to ja będę występować.

Kampania sieci komórkowej trwa już wiele miesięcy; w ilu produkcjach już pani wystąpiła?

- Nie wiem. Przestałam liczyć. W dwudziestu na pewno. A teraz nagrywamy nowe. Tak więc zagrałam, jak sądzę w 24. Na razie końca nie widać. Mam podpisany kontrakt na rok.

Mieszka pani w Warszawie, ale pochodzi z Opola?

- Tak. Tam się urodziłam. I tam skończyłam szkołę muzyczną. Uczyłam się również przez dwa lata w szkole muzycznej II stopnia, ale przerwałam naukę, bowiem wolałam śpiewać. Teraz żałuję, ale wtedy uczęszczałam już na zajęcia chóru i do studia piosenki, więc nie miałam czasu na muzyczną edukację. Chciałam też skupić się na nauce, aby dostać się do dobrego liceum. Mam swoją wiolonczelę, więc może kiedyś zagram na tym instrumencie.

Na aktorstwo zdecydowałam się w ostatniej klasie liceum. Bo wcześniej zawsze chciałam śpiewać. Kochałam to robić już jako mała dziewczynka. Mama śmiała się, że ciągle pod nosem coś nuciłam. Przed maturą myślałam jeszcze o studiach matematycznych, ale w końcu zdawałam do PWST w Krakowie. Niestety, za pierwszym razem się nie dostałam, więc pojechałam do Gdyni, do Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym, gdzie występowała już moja siostra. Po roku ponownie spróbowałam sił w Krakowie i tym razem się udało.

Dlaczego wybrała pani uczelnię w Krakowie, a nie we Wrocławiu, gdzie miałaby pani bliżej z domu w Opolu?

- Zdecydowałam się na Kraków, ponieważ tylko tam jest specjalizacja wokal-no-estradowa. A ja chciałam śpiewać. I wciąż śpiewam. W zespole gospel. Spotykamy się raz w miesiącu i jeździmy na koncerty. Występuję też w grupie Soul City, którą utworzyły osoby śpiewające w gospel. Powstał mniejszy, bardziej rozrywkowy skład.

Mówi się, że Soul City to chór solistów...

- Bo tak jest. Nie dość, że każdy z nas mieszka w trzech różnych miastach, to jeszcze na co dzień robimy coś innego. Łączy nas przyjaźń i muzyka. Soul City powstał w 2011 roku. I wystąpiliśmy w programie "X Factor". To były niesamowite emocje. Nie wierzyliśmy, że dojdziemy tak daleko. Byłam wtedy w ciąży, nie grałam w teatrze. Uznałam, więc, że zaśpiewam. I wystartowaliśmy. Mój mąż też śpiewa w tym zespole, nie miałam więc żadnych obaw. Czułam się spokojna. Po porodzie, kiedy zespół przeszedł do finału, a w którym występowaliśmy już na żywo, bardzo pomogła mi szwagierka i przyjaciółki. Mimo wielkiej dawki stresu mile to wspominam.

Zespół wciąż istnieje?

- Tak, cały czas spotykamy się i śpiewamy. Czasem wspólnie też koncertujemy. Nie jest to jednak łatwe, trzeba bowiem to wszystko zgrać.

Wielu absolwentów szkół teatralnych po ukończeniu studiów ma problemy ze znalezieniem pracy. Pani takich problemów nie miała...

- Już na IV roku studiów dostałam etat w Teatrze Nowym w Poznaniu. Wojciech Kościelniak wystawiał "Sen nocy letniej" w Poznaniu. Ten sam spektakl prezentowaliśmy wcześniej u siebie w szkole - jako przedstawienie dyplomowe. I choć w nim nie występowałam, zaproponował mi, abym to ja zagrała w Poznaniu. Zobaczył mnie dyrektor Teatru Nowego i zaproponował etat. Kursowałam między Krakowem i Poznaniem. A po skończeniu studiów - między Poznaniem i Warszawą, gdzie już pomieszkiwałam. Sporo podróżowałam, bo rodzice w Opolu, siostra w Gdyni. Pociąg był moim drugim domem.

Jak długo pracowała pani w poznańskim teatrze na etacie?

- Aktywnie trzy lata. Potem zaszłam w ciążę, wzięłam więc urlop wychowawczy.

I na urlopie występuje pani w Teatrze Roma?

- Tak, to nie koliduje. Mam umowę o dzieło. Dyrektor z Poznania wie o tym, a ja nie chciałam jeździć do pracy z dzieckiem.

Występuje pani w musicalu "Deszczowa piosenka". Jak znalazła pani tam miejsce dla siebie?

- Także z castingu. Teatr Roma przeprowadza castingi do każdej produkcji. A potem gra się do tzw. wyczerpania. Jest to pewna praca na okres około dwóch lat. Potem kolejna produkcja i kolejny casting.

Będzie pani próbować?

- Na razie nie wiem, ale myślę, że tak.

A Poznań?

- Nie wiem, jak będzie. W Teatrze Nowym zmienił się dyrektor. Jeszcze go dobrze nie poznałam, nie wiem, jakie ma wobec mnie plany, nie wiem, co mnie czeka. Ale cóż, taki zawód aktora.

Czy w dalszej perspektywie chciałaby pani być aktorką śpiewającą, czy dramatyczną?

- Jak byłam w Poznaniu, to brakowało mi musicalu. A teraz, w Romie, nie śpiewam. Tak wyszło, że taką mam rolę. Kreuję gwiazdę kina niemego, która, mimo że jest ładna, to tylko skrzeczy.

Zatem rola aktorsko ciekawa?

- Bardzo. Cieszę się, że chociaż nie śpiewam, mam dobrą rolę. Wiele można pokazać i pobawić się.

A jakie plany, marzenia zawodowe? Jest pani młodą aktorką, zatem ma pani jakąś wizję teatru, w którym chciałaby pani występować, i jakąś wymarzoną rolę.

- Na pewno chciałabym pracować w Poznaniu, ale i w którymś z warszawskich teatrów dramatycznych także. A rola? Nie mam jakiejś wizji. Po tej serii reklam mam już łatkę komediową, ale nie chciałabym iść w tę stronę... Zależałoby mi, aby były to różne kierunki. Lubię każde aktorskie wyzwanie.

Nie obawia się pani zaszufladkowania jako takiej słodkiej dziewczynki z reklamy?

- Niestety, mam pewne obawy. Zresztą od początku nie wiedziałam, jak ta rola będzie wyglądała. Zawsze jest pewne ryzyko zaszufladkowania, ale będę starała się rozwijać w swoim zawodzie. I myślę, że skoro ktoś widzi mnie w takiej roli,że dobrze mi to wychodzi, to i w innych kreacjach się sprawdzę. Taką mam nadzieję i do tego będę dążyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji