Artykuły

Czasem warto płynąć z nurtem rzeki

W "Hamlecie" odnajduję uniwersalny temat - Jacek Tyski mówi o przygotowaniach do premiery "Hamleta" i tym, czy czuje się bardziej tancerzem czy choreografem.

Czy Hamlet długo chodził za panem, czy też pojawił się niespodziewanie? Jacek Tyski: Za mną chodził Szekspir. Początkowo myślałem o "Romeo i Julii", ale nie pojawiały się bodźce inspirujące do poważnego zagłębienia się w miłość tych dwojga kochanków. Myślałem o "Otellu",ale też nic z tego nie wynikło. W "Hamlecie" odnajduję zaś uniwersalny temat. Ta historia może zdarzyć się w każdych czasach. Nie osadzam więc bohatera mojego spektaklu w konkretnej epoce.

Co z samej akcji szekspirowskiej wykorzystał pan w swoim balecie?

- Chciałbym, aby każdy widz, który dotąd nie poznał "Hamleta", zrozumiał istotę tego dramatu dzięki mojemu spektaklowi. Oczywiście, dokonuję pewnych wyborów, bardziej skupiam się na relacjach między Hamletem i Ofelią. Zaczynam balet od jej śmierci, chcę pokazać Hamleta jako człowieka, który traci wszystko. Będą jednak też relacje Klaudiusza z Gertrudą, przyjaźń z Rozenkrancem i Gildensternem i oczywiście Horacy, który rozumie, co się wydarzyło i do końca pozostanie wierny Hamletowi.

A dlaczego wybrał pan muzykę Beethovena?

- Kiedy zacząłem jej uważniej słuchać, zrozumiałem, że tego potrzebuję. Przekazuje tyle emocji, niesie duży ładunek energetyczny. Dla mnie Hamlet i Beethoven -w różny sposób okaleczeni przez życie -tak się połączyli, że nie musiałem szukać innego kompozytora.

Czuje pan wciąż respekt przed Szekspirem, czy gdy zaczęły się próby, tworzy pan już własną opowieść?

Mam koncepcję spektaklu i teraz dążę, by ją zrealizować. Bardzo zależy mi na stworzeniu takiej atmosfery, by nawet ten, kto na scenie stoi w ostatnim rzędzie i trzyma kielich, miał świadomość, że bez jego udziału nic nie byłoby możliwe. Chciałbym dodać, że w przedstawieniu będzie także słowo.

Usłyszymy: być albo nie być?

- Nie wyobrażam sobie Hamleta bez tego monologu. Nie chcę zdradzać, jak go wykorzystam. Zamierzam jednak połączyć taniec z teatrem, aktorstwem i słowem mówionym.

Czy już przed pierwszą próbą miał pan klarowną wizję, co chce pokazać?

- Zanim zacząłem ustawiać pierwsze kroki tancerzy, dogłębnie przemyślałem historię, którą chcę opowiedzieć. W momencie,kiedy ułożyłem sobie, co w danej scenie powinienem pokazać, przesłuchałem mnóstwo muzyki Beethovena. Mój "Hamlet" dojrzewał powoli, teraz myślę, że mam sprecyzo-wany obraz tego, co sam chciałbym zobaczyć na scenie.

Doskonale pan wie, z kim pracuje. To koledzy, z którymi pan tańczył wielokrotnie.

- Czasami jest to plusem, czasami nie. Przyjaciół i kolegów dobrze znamy, ale czy potrafimy wyjść poza znany ogląd? A może obcy choreograf potrafiłby odkryć w nich coś, czego my dotąd nie dostrzegaliśmy?

To pana pierwszy duży spektakl?

- Tak. I mam nadzieję, że nie ostatni.

Ile lat pan czekał na taką możliwość?

- Nie czekałem, na wszystko w życiu musi przyjść odpowiedni czas. W losach Hamleta odnalazłem przekonanie, że niekiedy warto popłynąć z nurtem rzeki, nie walczyć za wszelką cenę. Musiałem zdobyć rozmaite doświadczenia, także umiejętności egzekwowania od tancerzy tego, co chcę osiągnąć jako choreograf. Uczyłem się w tym teatrze, ale mój spektakl będzie nieco inny od tego, co prezentowałem na kolejnych "Kreacjach" choćby dlatego, że teraz kobiety będą tańczyć na pointach. To daje pewną wartość, bez której trudno mi było sobie wyobrazić "Hamleta".

Jest pan wychowankiem "Kreacji" Polskiego Baletu Narodowego, brał w nich udział od początku, ale też robił choreografię poza macierzystym zespołem.

- Przygotowałem na przykład "Święto wiosny" w projekcie edukacyjnym do muzyki granej na dwa fortepiany i instrumenty perkusyjne. Ale dzięki takim pracom mam dziś szerszą wizję tego, co chciałbym robić. We mnie też wielu ludzi inwestowało, bym był jak najlepszym tancerzem.

Jest nim pan jeszcze czy bardziej czuje się już choreografem?

- Gdy wychodzę na scenę i robię coś, co wyraża mnie samego, jestem tancerzem i nim pozostanę. Kiedy zaczynam pracować z zespołem, też czuję się tancerzem, bo muszę innym pokazać, o co mi chodzi. Nie zamykam się więc w jednej szufladce. Jest też wiele pięknych partii, które chciałbym jeszcze zatańczyć. Natomiast bronię się przed rutyną, ona jest niebezpieczna, gdy na przykład w sali prób muszę po raz kolejny powtarzać jakąś partię, by nowa osoba weszła w znany mi spektakl. Wierzę jednak, że jako tancerza może mnie ktoś i coś pozytywnie zaskoczyć.

A jako choreograf czuje się pan gotowy, by zrealizować balet na scenie Opery Narodowej?

- Wielkość sceny nie ma dla mnie znaczenia. W tej chwili otrzymałem szansę zrealizowania premiery na scenie kameralnej Opery Narodowej i tylko to się liczy. Jeśli w przyszłości zaprosi mnie ten czy inny teatr, mniejszy lub większy, będę pracował dokładnie tak samo jak teraz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji