Artykuły

Jeden z ostatnich

28 sierpnia zmarł KRZYSZTOF NIESIOŁOWSKI (1927-2013), w latach 1964-1973 dyrektor Teatru Lalek "Pleciuga" w Szczecinie. Zbigniew Niecikowski, obecny dyrektor naczelny "Pleciugi", tak wspomina swego poprzednika:

- Krzysztof Niesiołowski byt erudytą, potrafił wybrnąć z każdej sytuacji i zawsze znaleźć ciętą ripostę. Poznaliśmy się w szkole aktorskiej - ja byłem studentem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie, na Wydziale Lalkarskim w Białymstoku, a pan profesor Niesiołowski uczył tam animacji jawajką. Zacząłem pracę w "Pleciudze" po jego odejściu do Warszawy, spotykaliśmy się więc głównie na jubileuszach i premierach. Kiedy zostałem wicedyrektorem, a potem dyrektorem teatru.

Krzysztof nie krył zadowolenia, że jego uczeń objął funkcję, którą i on niegdyś pełnił. Wówczas też zaproponował mi przejście na "ty". Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, by wyreżyserował u nas spektakl, ale zawsze przeszkodą był brak czasu.

Niesiołowski kończył studia w czeskiej Pradze. Do "Pleciugi" trafił w latach 60. Najpierw wyreżyserował tu "Koziołka Matołka". Później przyszło przedstawienie bardzo cenione - "Kajtuś czarodziej" według Janusza Korczaka w adaptacji Ryszarda Liskowackiego. W 1964 roku zaproponowano mu kierowanie teatrem. To za jego kadencji placówka przeniosła swoją siedzibę z al. Wojska Polskiego do budynku przy ulicy Kaszubskiej. Niesiołowski potrafił też znakomicie wykorzystać fakt funkcjonowania w Szczecinie ośrodka telewizyjnego. Za jego dyrekcji na antenie prezentowano bezpośrednie relacje z teatru, sporo też spektakli zarejestrowano.

Odszedł z "Pleciugi" w 1973 r, by objąć w Warszawie dyrekcję w najstarszym w Polsce teatrze lalek - "Baj". Spędził tam 35 lat, żartując, że jest najstarszym i najdłużej urzędującym dyrektorem w kraju. W 2008 r. przeszedł na emeryturę, byłem na jego uroczystym pożegnaniu - nie ukrywał wzruszenia. Moment odejścia od teatru związany był z chorobą, ciężką i bolesną, która go w końcu pokonała.

Warto powiedzieć, że Krzysztof Niesiołowski był jednym z ostatnich żyjących twórców "Pleciugi", jako dobrej lalkowej sceny. W naszym teatrze wciąż są ludzie, którzy mieli szczęście z nim pracować: Zbigniew Wilczyński, Leszek Czyż, Anna Oleksy czy Grażyna Wojtczak.

(kas)

* * *

Wychowałem się jako widz na teatrze Krzysztofa Niesiołowskiego. Ówczesne przedstawienia "Pleciugi" kształtowały moją dziecięcą wrażliwość. A warto pamiętać, że byt on w wielu kwestiach nowatorem szczecińskiej sceny lalkowej: śmiało sięgał po nowych autorów i tematy, odświeżał środki teatralnego wyrazu, unowocześniał scenografię. Do dziś pamiętam ,Nowe szaty króla" wg Andersena (1964) i "Doradców króla Hydropsa" Lema (1965), spektakle magiczne, błyskotliwe i odważne myślowo.

Był następcą Ireny Pikiel, która stawiała artystyczne podwaliny "Pleciugi", i poprzednikiem Włodzimierza Dobromilskiego na tym stanowisku. A właśnie ta trójka dyrektorów ukształtowała "Pleciugę" jako teatr - w pełni profesjonalny, dojrzały i samodzielny programowo, a zarazem wierny najlepszym tradycjom lalkowej sceny.

Śmierć Krzysztofa Niesiołowskiego - ostatniego z owej trójcy - niejako tuż przed jubileuszem 60-lecia Teatru Lalek "Pleciuga" w Szczecinie nabiera w tym kontekście znaczenia swoistego symbolu. Ale wartością "Pleciugi", którą współtworzył, była ańystyczna ciągłość; to dzięki niej właśnie jest dzisiejsza "Pleciuga" - w twórczy, mądry sposób - naturalną następczynią i kontynuatorką tamtej sprzed lat.

ADL

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji