Artykuły

Mam takie marzenie...

"Marzenie Nataszy" w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Agata Tomasiewicz w serwisie Teatr dla Was.

Reżyser Wojciech Urbański mógłby pokusić się o zrobienie "Marzenia Nataszy" w tonacji "serce szczipatielnoje". Mamy wszakże w utworach Jarosławy Pulinowicz zestaw do preparowania łatwych wzruszeń - samotność w mieście, społeczne patologie, poszukiwanie miłości i niemożność jej znalezienia.

W tym przypadku obcujemy z kameralną opowieścią na dwa głosy. Aktorki są oddzielone od siebie parawanem z pleksiglasu. Wizualna symetria tylko z pozoru znajduje odzwierciedlenie w historii obu Natasz. Spektakl nie opiera się na nachalnym podkręcaniu faktu, że opowieści nastolatek mają charakter w zasadzie negatywowy: wszak jedną z nich traktuje się jak pariasa, druga zaś jest predestynowana do oszałamiającego sukcesu. Większą wagę niż wyszczególnianie różnic ma jednak poszukiwanie zbieżnego punktu na mapie uczuć i motywacji bohaterek.

Natasza Joanny Osydy to wychowanka bidula, włócząca się z zakapiorami czy też "chamami i durniami" (jak zapewne określiłaby takie towarzystwo rodzina drugiej nastolatki). Wyskoczyła z okna w czasie imprezy, lecz instynkt podpowiada jej, że w tej sytuacji opłaca się zrobić wokół siebie małe zamieszanie. Zainteresowanemu sprawą dziennikarzowi przedstawia zgoła inną wersję wydarzeń - pijacki wybryk przemienia się w niej w próbę samobójczą. Relacja, która miała stać się dla dziewczyny oknem na świat, zostaje przedrukowana na ostatniej stronie gazety, tuż za anonsami i horoskopami.

Druga Natasza, zagrana przez Annę Próchniak, jest typową wychuchaną dziewczyną z dobrego domu. Od dawna nie ma czasu na rozwijanie relacji towarzyskich. Rodzice sprezentowali swej latorośli codzienny kieracik, w związku z czym dziewczyna pędzi po szkole na multum zajęć dodatkowych. Drogą na skróty do kariery miał stać się wygrany casting na prezenterkę nowego telewizyjnego show dla młodzieży.

Coraz częściej spotyka się krytyczne głosy pod tekstami streszczającymi przebieg akcji. W tym przypadku nie będę kolejnym popsuj-zabawą, poprzestanę na samej zajawce. Uronienie zbyt wielu szczegółów z historii Natasz mogłoby sprawić, że napięcie, starannie budowane przez wykonawczynie oraz oprawę muzyczną (za którą odpowiada Dominik Strycharski), ulegnie rozmyciu w trakcie oglądania przedstawienia. W końcu jednym z najsilniejszych inscenizacyjnych "miotaczy" jest tutaj niespodziewany zwrot w opowieściach bohaterek.

Tymczasem warto się pochylić nad jedną kwestią. Rozpaczliwe pragnienie znalezienia prawdziwej miłości brzmi laurkowo, choć w pierwszym odruchu widz jest skłonny kibicować Nataszom w ich uczuciowych rozterkach. Obie wykazują jednak zdecydowanie roszczeniową postawę. Szczególnie dobrze widać to w przypadku Nataszy z dobrego domu; dziewczyna żyje w przekonaniu o własnej wyjątkowości, nie przewiduje w swoich kalkulacjach miejsca na jakiekolwiek fiasko. O wiele bardziej przewrotny jest portret Nataszy z bidula; ta, pod maską pokrzywdzonej przez los, ukrywa drugie "ja", które nie pozwala pogodzić się z porażką. Skutkiem tego na odtrącenie reaguje w sposób najbardziej radykalny.

Konstrukcja fabularna "Marzenia Nataszy" przypomina nieco "Rusałkę" Anny Melikian. Główną bohaterką filmu jest młoda outsiderka zagubiona w rosyjskiej metropolii, która lokuje swoje uczucia w niczego nie domyślającym się mężczyźnie. Zaryglowana w świecie fantazji, ponosi łatwą do przewidzenia porażkę. "Rusałkę" oparto na kanwie "Małej syrenki". Również w spektaklu pobrzmiewają baśniowe tropy - obie dziewczyny rywalizują z inną o miłość "księcia" (co znamienne, w opowieści zamożnej Nataszy "ta druga" bywa określana jako "prawdziwa" - wszak syrenka konkurowała z kobietą z krwi i kości). Snucie takich analogii tylko z pozoru wydaje się być naciągane; obie Natasze karmią się bardziej złudą niż rzeczywistością, żyją odcięte od świata, zamknięte w azylach (dla jednej takim jest dom dziecka, dla drugiej - dom rodzinny i aura rodzicielskiego autorytetu). Ot, wyłączone z rzeczywistości syrenki. W końcu przychodzi czas, kiedy decydują się wziąć sprawy w swoje ręce i złapać za gardło - jedna w sensie dosłownym, druga w metaforycznym. Zwycięża ta druga, zaprawiona w marszu po trupach do celu. Co nie zmienia faktu, że okrzyk "wygrałam!" brzmi w jej ustach cokolwiek gorzko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji