Teatr Kameralny, Jak obrabować bank
"Jak obrabować bank" Samy Fayada należy do sztuk, którymi równie dobrze bawi się publiczność jak i aktorzy. Zapewne tych ostatnich dowcip po pewnym czasie nuży, i stąd szukają pociechy w improwizowanych na prędce gagach. Ponieważ w Teatrze Kameralnym nie wykraczają one poza granice dobrego smaku, korzyść z nich jest obopólna.
Realizacja wrocławska jest polską prapremierą, sztukę rychło jednak zapewne spopularyzują inne teatry. "Jak obrabować bank" jest komedyjką wystarczająco błahą i wystarczająco kulturalną, by budzić - nieczęsty przecież w naszych teatrach - śmiech na widowni. O genezie jej powstania mówi sam autor: "Oglądając film produkcji amerykańskiej, w którym typy o wyglądzie szubieniczników opracowują systematycznie oparty na ściśle naukowych przesłankach plan zorganizowania kilku milionów dolarów, zadałem sobie pytanie: Co by się stało, gdyby jakaś grupka neapolitańczyków przejęła się imprezą tych gentlemanów i zechciała pójść w ich ślady?" Tak narodziła się opowieść o pogrążonej w nędzy, nader sympatycznej rodzinie, która w dziecinny sposób zabiera się do obrabowania banku. Utwór nie jest aż tak "zwariowany" jak sugeruje autor, pozostaje jednak wystarczająco zabawny. Przynajmniej do momentu, gdy tekst zaczyna się szpikować podejrzanej klasy filozofią o wolności i wierności sobie. Ponieważ jednak następuje to dopiero od połowy trzeciego aktu, można owe ambicje serio autorowi wybaczyć. Szczególnie, gdy pewne niedostatki sztuki podeprzeć sprawną reżyserią i dobrym aktorstwem. Tak jak to zrobiono w zrealizowanej przez Marię Straszewską prapremierze. Artur Młodnicki-Agostino Capece, Iga Mayr - jego żona i dzieci - Halina Piechocka i Andrzej Wilk, grają ze swobodą i wdziękiem. Młodnickiemu dorównuje aktorską klasą ojciec - Zdzisław Karczewski i w znacznym stopniu Andrzej Mrożek - skłopotany i zakochany dyrektor banku, Łucja Burzyńska - Wdowa Altawiwa za bardzo jest chyba infantylna, zaś Mastellone Mieczysława Łozy zbyt serio apoplektyczny. Nie są to jednak błędy poważne.
Całość w scenograficznej oprawie Aleksandra Jędrzejewskiego i Jadwigi Przeradzkiej, dostarcza uciechy łatwej i beztroskiej. Czyli takiej, którą lubimy zbywać lekceważąco, lecz za którą często - nie tylko w upalne lipcowe wieczory - w teatrze tęsknimy.