Artykuły

Historia miasta na scenie

W legnickim Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej trwają próby spektaklu "Wschody i Zachody Miasta". Jego premiera ma być najważniejszym wydarzeniem obecnego sezonu.

Legnica to specyficzne miasto. Tu przez lata ścierały się wpływy polskie, niemieckie, rosyjskie i żydowskie. Tu każda z tych narodowości zostawiła swoje piętno. Nasz spektakl opowiada właśnie o styku tych kultur, a na scenie spotkają się ludzie, których los

związał z Legnicą

"Wschody i Zachody Miasta" to opowieść o spotkaniu wypędzonych z kresów II Rzeczpo-spolitej z Niemcami wysiedlonymi z ziem przyłączonych do Polski. To także opowieść o końcu świata tworzonego przez Niemców i początku świata budowanego przez Polaków i Rosjan - mówi Jacek Głomb, dyrektor legnickiej sceny i reżyser "Wschodów i Zachodów Miasta".

Najnowszy spektakl powstał dzięki badawczej pasji Roberta Urbańskiego, autora scenariusza, który przez wiele miesięcy spotykał się z obecnymi i byłymi mieszkańcami miasta. To właśnie z ich opowieści czerpał pomysły na poszczególne sceny. Wiele z tego, co zobaczymy w teatrze, zdarzyło się naprawdę.

- Oczywiście moja historia jest ubarwiona. Nie jest to spektakl historyczny, który wiernie przedstawia rzeczywistość. Ale starałem się, żeby wszystkie wątki były prawdopodobne, a wymyślone postacie miały realne umocowanie w czasach, o których opowiadamy - twierdzi Robert Urbański.

Spektakl "Wschody i Zachody Miasta", choć osadzony w realiach lokalnych, ma - zdaniem twórców - wymiar uniwersalny. Opowiada o ludzkich postawach w czasach, kiedy świat zmienia się z dnia na dzień, wariuje.

Tak dzieje się w częściach opowiadających o czasach niemieckich, jak i w części o okresie, kiedy Legnicą zaczynają rządzić Polacy i Rosjanie. Autorzy nie posługują się stereotypami. Tu nie ma złych Niemców i dobrych Polaków. Każdy z bohaterów ma swoją tragedię i sam musi rozstrzygnąć, co jest dla niego najważniejsze. - Takie postawienie proble-mu może narazić nas na

ataki z każdej strony

Polacy mogą nam zarzucić, że Niemcy w naszym spektaklu są za sympatyczni. Niemcy mogą mieć pretensje, że nie dość mocno akcentujemy tragedię tysięcy wypędzonych dawnych mieszkańców Legnicy. Rosjanie, że pokazujemy ich w krzywym zwierciadle - mówi Jacek Głomb.

"Wschody i Zachody Miasta" to drugi w historii legnickiej sceny spektakl osadzony w legnickim środowisku. Poprzedni, "Ballada o Zakaczwiu" pokazał, że lokalne historie są dobrym pomysłem na ściągniecie publiczności do teatru. Pewne jest, że takie spektakle - pisane z udziałem ludzi i pokazywane w miejscu ściśle związanym z treścią sztuki - stają się wizytówką legnickiego teatru. Bo "Wschody i Zachody Miasta" to opowieść

nie tylko o mieście

To także opowieść o działających w mieście teatrach. Niemieckim, który tu funkcjonował do 1945 roku; rosyjskim, który zajął jego miejsce; żydowskim stworzonym przez przybyłych do Legnicy osiedleńców i polskim, który powstał dopiero w latach 70. dzięki ambicjom miejscowych aparadczyków.

- Zmieniały się ustroje, zmieniały się władze, ale teatr w tym mieście działał zawsze. I chociażby to jest wystarczającym powodem, żeby o nim opowiadać - twierdzi Jacek Głomb.

Inspiracją do napisania scenariusza "Wschodów i Zachodów Miasta" był umieszczony przed dwoma laty w naszym tygodniku tekst opisujący losy Heleny Wolskiej, o której stało się głośno, kiedy zrezygnowało z należnego jej odszkodowania za przymusową pracę podczas wojny. Helena Wolska trafiła do Legnicy w 1940 roku. Do końca wojny pracowała w okolicznych wioskach jako robotnica. Po wojnie zdecydowała się osiąść w mieście na stałe. Dla Roberta Urbańskiego historia, którą przeżyła, stała się pretekstem do stworzenia postaci Zofii Krupskiej - jednej z głównych postaci dramatu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji