Artykuły

Przywrócony z niepamięci

Bić się czy nie bić? - tak najbardziej lapidarnie można by określić przesłanie najnowszej sztuki Władysława Terleckiego "Krótka noc", wystawionej na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego w reżyserii Jana Bratkowskiego.

A więc walczyć z zaborcą, ponosząc tego wszelkie tragiczne konsekwencje (jednakże w rezultacie prowadzące do niepodległości narodu) czy też poddać się zaborcy i pozostać w niewoli?

Bić się czy nie bić, to także kwestia: pojedynkować się, czy nie? Oczywiście tak, choć bohater sztuki - Bobrowski wie, przecież, że zginie w tym pojedynku, bo jest nie tylko krótkowidzem, ale i "beztalenciem" w strzelaniu. Lecz wycofanie się byłoby z jego strony posunięciem niewskazanym z powodu racji wyższych, ponadjednostkowych. Racji politycznych, moralnych, narodowych. Tak uważa bohater sztuki Terleckiego, bo to o nim właśnie jest "Krótka noc". Ostatnia noc w życiu tego zaledwie 23-letniego młodzieńca, jednego z przywódców powstania styczniowego, który sprowokowany przez wrogów politycznych do pojedynku z hrabią Grabowskim ginie 12 kwietnia 1863 r.

W oparciu o wydarzenia autentyczne napisał Terlecki ten dramat historyczno - polityczny. Stanowi on niejako kontynuację wcześniejszej powieści "Spisek", w której autor również umieścił postać Bobrowskiego.

Niczym w "Weselu" Wyspiańskiego, gdzie przekrój społeczeństwa polskiego jawi się ostro i wyraźnie, tak tutaj, w tym skromnym przygranicznym zajeździe w zaborze pruskim spotykają się przedstawiciele różnych środowisk, orientacji politycznych itd. Dość kuriozalny to przekrój. Wszyscy tu szpiegują, osaczają się i wzajemnie nie mają do siebie zaufania. Każdy ma tutaj coś do załatwienia: radca dworu z Moskwy (Wojciech Alaborski) spotyka się z pruskim szpiegiem (Andrzej Szczepkowski), by zbadać nastroje i ocenić faktyczną sytuację powstania, trupa aktorska w skrzyniach na kostiumy przemyca powstańcom broń, młodzi ochotnicy oczekują tu na kogoś, kto przerzuci ich do powstania, generał (Andrzej Łapicki) przywozi list - wyrok dla Bobrowskiego itd., itd. Główni bohaterowie dramatu spotykają się w zajeździe w związku z pojedynkiem Bobrowskiego. Wrogowie, przeciwnicy polityczni bohatera muszą "wszak mieć pewność, iż Bobrowski zginie na pewno.

Ta bardzo złożona, zagmatwana sytuacja bohaterów, jest w dramacie odbiciem ówczesnej sytuacji politycznej w kraju: intryg, manipulacji, konfliktów, niezgody wśród samych Polaków wynikającej z różnych orientacji politycznych, bezwzględnej walki o władzę.

"Krótka noc", jakkolwiek podnosi ważny, wciąż nurtujący Polaków temat z przeszłości i przywołuje z niepamięci postać młodego Bobrowskiego (nie licząc dotychczasowych epizodów, jak np. w "Wysockim", chyba po raz pierwszy pojawia się tutaj na scenie Bobrowski jako główny bohater dramatu) - jest, niestety, przedstawieniem nużącym, z powodzeniem usypiającym, przynajmniej część widowni. Wynika to, poniekąd, z ateatralności tej sztuki, z niemal całkowitego przesunięcia ciężaru ze środków scenicznych ku warstwie słownej dramatu. Tworzy się zatem gabinetowa rozmowa, nawet atrakcyjna, ale w słuchowisku radiowym, lecz nie na scenie, która - jak wiadomo - rządzi się swoimi prawami.

I choć postać Bobrowskiego gra młody, utalentowany przecież aktor, Tadeusz Budyta (w ubiegłym roku laureat nagrody im. St. Wyspiańskiego) - my, siedzący na widowni, tragedię samotnego bohatera obserwujemy chłodno, przy zupełnie wyłączonych emocjach. Choć, oczywiście, ufamy mu, wierzymy w jego racje moralne, polityczne, historyczne.

Myślę, że podstawowy grzech tego przedstawienia tkwi w "przewadze namysłu nad teatralną ekspresją" - jak by rzekł Tadeusz Kotarbiński.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji