Artykuły

Krótka noc

W "Krótkiej nocy" Terlecki powrócił raz jeszcze do dziejów powstania styczniowego, do tego samego epizodu, który przed laty stał się kanwą jego powieści "Spisek". Chodzi o jedną z tragiczniejszych kart powstańczej historii, sprawę Stefana Bobrowskiego, człowieka zaledwie 23-letniego, lecz już polityka dużego formatu, reprezentanta lewego skrzydła "czerwonych", naczelnika miasta Warszawy, organizatora i członka Tymczasowego Rządu Narodowego. W niespełna trzy miesiące po wybuchu powstania Bobrowski zginął w pojedynku, do którego doprowadził zbieg politycznych intryg. Jako człowiek o słabym wzroku w walce na pistolety nie miał żadnych szans. Przeciwnicy ideowi wykorzystali tę okazję do pozbycia się niewygodnego, radykalnego działacza. Nie uczyniono nic, żeby zapobiec pojedynkowi, którego wynik był z góry przesądzony.

Ów epizod stał się dla Terleckiego okazją do ponownego rozważenia dylematu prześladującego Polaków już od dwóch stuleci: "bić się czy nie bić?" Przez scenę przedstawiającą wnętrze zajazdu, do którego ma przyjechać Bobrowski, przewija się wiele postaci reprezentujących różne stany. Pozwoliło to na prezentację rozmaitych racji - indywidualnych, społecznych i politycznych - przemawiających za i przeciw powstaniu. Nie znajdziemy tu jednak łatwych, kategorycznych sądów i łatwych odpowiedzi. Jednoznaczny jest jedynie sprzeciw wobec likwidacji przeciwnika jako metody walki politycznej. Resztę Terlecki pozostawia przenikliwości widzów, wymagając od nich intelektualnego współuczestnictwa.

Zawartość intelektualna sztuki wpłynęła jednak niezbyt korzystnie na jej konstrukcję dramatyczną. Zbyt wiele kwestii trzeba było poświęcić wyjaśnieniu skomplikowanej sytuacji politycznej powstania. Dialogi przeradzają się w prezentacę racji ponadjednostkowych, cierpi na tym psychologiczny ryrunek postaci. Aktorzy najwyraźniej męczą się, wygłaszając rezonerskie przemówienia, a ponieważ czynią to bez mównicy, nie bardzo wiedzą, co zrobić z rękami. Szczęśliwi ci, którzy mogą ogrywać jakiś rekwizyt, szpicrutę czy torbę podróżną.

W spektaklu brakuje też centralnej postaci. Tomasz Budyta zagrał Bobrowskiego ściszonego, skupionego, lecz także kierowanego jakąś niezrozumiałą determinacją. Trudno uwierzyć, że ten człowiek był jedną z najwybitniejszych osobowości powstańczego rządu.

Przede wszystkim jednak zabrakło zdecydowania w używaniu reżyserskiego ołówka. W rezultacie "Krótka noc" niemiłosiernie się dłuży.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji