Artykuły

Kuglarze i wisielcy

Na kilka dni przed prapre­mierą "Kuglarzy i wisielców" w poznańskim Teatrze No­wym, Jacek Kaczmarski po­wiedział: "Mimo że bluesopera jest w konwencji widowi­ska historycznego z Wiktora Hugo i jest przypowieścią metaforyczną, rodzajem pa­raboli ludzkiego losu, to te­matem jest tożsamość czło­wieka. Kim jest człowiek dla siebie samego? Kim jest dla innych? Kim jest w swych najintymniejszych warstwach osobowości, a kim staje się wtedy gdy musi się zmierzyć z tym, co niesie hi­storia, polityka, społeczeń­stwo?".

Po obejrzeniu bluesopery Kaczmarskiego i Satano­wskiego można powiedzieć jedno. Kaczmarski po mi­strzowsku opanował wyko­rzystanie kostiumu histo­rycznego jako sposobu opi­sywania świata, który nas otacza. Zaś Satanowski o ar­tystach, którzy mają śpie­wać jego piosenki wie wszy­stko: zatuszuje niedostatki, wyeksponuje możliwości... Słowem?

A no właśnie. Libretto ope­rowe zazwyczaj dość trudno opowiedzieć. Opowiedziane często wypada banalnie. Nie inaczej jest w przypadku "Kuglarzy i wisielców". Kacz­marski skoncentrował się na dramacie artysty: kuglarza - filozofa uwikłanego w roz­maite konteksty polityczne. Reżyser natomiast starał się opowiedzieć niemalże melodramatycznie o miłości czy­stej i miłości grzesznej. Pęknięcia - stąd wynikające - łą­czy muzyka.

Przyznam szczerze, że "Kuglarze i wisielcy", jak na widowisko zrobione z rozma­chem (około 50 osób na sce­nie, żywa orkiestra), mo­mentami nużą. Krzysztof Za­leski jakby chciał za wiele opowiedzieć: mnoży wątki, dopowiada sensy do końca, nie ufa widzom. Tym samym ujawnia, że tekst wierszowa­nego dramatu Kaczmarskie­go (debiut w tym gatunku) jest również sinusoidalny. Zdarzają się momenty bar­dzo ostre, napisane soczy­stym językiem, poruszające najgłębiej ukryte pokłady lu­dzkiej osobowości po cał­kiem letnie, przegadane, o niczym.

Mają chyba tego świado­mość aktorzy. Oni też dźwigają ciężar przedstawie­nia. Odtwórcy miłosnych hi­storyjek stanowią tylko tło do rozważań o prawdziwej i udawanej tożsamości czło­wieka, o samotności w tłu­mie. Bluesopera Satano­wskiego i Kaczmarskiego choć wyrosła z baśni, nie kończy się happy endem. Maski opadają, pozostaje tylko ironia i szyderstwo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji