Artykuły

Przypadki rodzinne

"miasto mania" w reż. Marii Peszek i Jana Peszka w Teatrze Nowym Praga w Warszawie. Pisze Filip Łobodziński w Newsweeku Polska.

Śpiewa, tańczy, recytuje... - głosi popularne powiedzenie. To za mało, by opisać wszystko, co robi Maria Peszek w projekcie "miasto mania".

Aktorka straciła nagle głos... Choroba, zdenerwowanie? Fakt, jest się czym przejmować. Rzadko kiedy aktorzy porywają się na tak niezwykłe przedsięwzięcie - "miasto mania" to jednocześnie tytuł debiutanckiej płyty Marii Peszek oraz multimedialnej instalacji, a może koncertu, a może spektaklu... Wszystkie wersje są prawdziwe. Maria Peszek uwodzi widza głosem, tekstami, muzyką, ruchem, przestrzenią. Produktem wielopostaciowym. Kto pamięta słynny monodram Bogusława Schaffera "Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego", ten wie, na czym polega idea sztuki totalnej, której hołduje "miasto mania". To nie przypadek, że wykonawcą tamtej sztuki był Jan Peszek, ojciec aktorki i współreżyser obecnego przedsięwzięcia. Wszystko układa się w logiczny ciąg zdarzeń. Peszkowie widać nie godzą się na ograniczenia gatunkowe.

Płyta i spektakl-koncert to rodzaj gawędy, którą bohaterka (o pisanym małą literą imieniu - mania) snuje z dachu wysokościowca. Stamtąd wadzi się ze światem w dole i za światem w górze, śni, roi, rozpamiętuje obsesje, nadzieje i lęki. To portret miasta uchwycony przez pryzmat jej wrażliwości. I śmiały projekt, w który zaangażował się nie tylko ojciec artystki, ale także trzech panów Waglewskich - lider Voo Voo Wojciech oraz jego synowie Fisz (Bartek) i Emade (Piotr).

Rodzinna historia chyba musiała się tak skończyć. A zaczęła się, gdy w ręce Wojciecha Waglewskiego wpadły opowiastki pisane w ramach terapii przez nastolatków z porażeniem mózgowym ze szkoły specjalnej w Krakowie. Utrzymane w poetyce absurdalnego humoru miniatury (np. o przyjęciu, podczas którego koszykarz Michael Jordan przebrał się za samochód ford fiesta), zadziwiły go dowcipem i niezwykłymi skojarzeniami. Trzy opowiadanka trafiły na "Płytę z muzyką" (2001) zespołu Voo Voo. Przeczytał je tam ulubiony aktor Waglewskiego Jan Peszek. On też zachwycił się tymi tekstami. Wkrótce pojawił się pomysł na spektakl "Muzyka ze słowami" w reżyserii Piotra Cieplaka w warszawskim teatrze Studio. Występowali w nim Peszkowie, a grał zespół Waglewskiego. Maria już wtedy była cenioną aktorką, miała za sobą m.in. tytułową rolę w musicalu "Kubuś P." na tej samej scenie. Tamten spektakl również reżyserował Cieplak, a muzykę pisał nie kto inny, tylko Waglewski. Przy okazji wyszło na jaw, że Maria Peszek przyjaźni się od dawna z Alicją Muchą, terapeutką, która pracowała z niepełnosprawną młodzieżą nad opowiadaniami nagranymi przez Peszka na płycie Waglewskiego.

Trochę za dużo tych przypadków. Jan Peszek całą historię prywatnej i artystycznej przyjaźni swojej rodziny z rodziną Waglewskich uważa za przypadek, ale z tych, co zdarzyć się powinny. - Jeśli się nie szuka, to przypadki się nie zdarzają. Gdybym podczas studiów nie szukał, nigdy by mnie nie wyłowił Bogusław Schaffer. On mnie ukształtował jako aktora - mówi. - Pan Bóg tak zrządził, żeśmy się spotkali, nikt się nad tym specjalnie nie zastanawiał - dodaje Waglewski. Maria od dawna planowała nagranie płyty, ale dopiero niedawno zaczęła męczyć Wojtka, żeby napisał dla niej muzykę. Ten odparł, że skoro to ma być jej opowieść, ona sama powinna napisać słowa. - W głowie miałam bardzo wyraźny pomysł na to, jaki rodzaj historii chcę opowiedzieć - opowiada Maria Peszek. - Ale nie byłam pewna języka, w jakim ją wyrazić. Tu pomógł mi mój przyjaciel Piotr Lachmann, z którym przeżyłam wielką podróż słowotwórczą.

Te pracę widać w każdym tekście. Pomysłowość językowa Peszkówny stawia jej piosenki na poziomie dostępnym mistrzom: Przyborze, Janerce, Osieckiej ("ze światła poczęte moje miasto z deszczu wyżęte moje miasto na rogatkach niejasne w centrum wyjaśnione"). Muzykę napisał w swoim ulubionym jazzopodobnym stylu Waglewski senior, ale udział w jej tworzeniu mieli jego synowie, specjalizujący się w brzmieniach bliskich hip hopowi i muzyce klubowej. Spotkanie tych dwóch muzycznych światów dało ciekawy, dwoisty obraz miasta wewnętrznego i zewnętrznego bohaterki tekstów.

Maria Peszek od dziecka była zafascynowana muzyką. Jak wspomina jej ojciec, w dzieciństwie planowała karierę pieśniarki.

- Najpierw chciała zostać woltyżerką, nawet zbierała takie małe białe koniki, na których chciała skakać. A do muzyki podeszła bardzo poważnie, sama komponowała, śpiewała na każdy temat, wydawała z siebie różne dźwięki i zawodzenia - mówi Jan Peszek. - Od jakiegoś czasu towarzyszyło mi poczucie wyczerpania jeśli chodzi o teatr i potrzeba poświecenia się choć na czas jakiś muzyce. Dziś widzę, że idę drogą ojca, jego muzyczne przygody z awangardowym zespołem MW2 były podobne do moich własnych poszukiwań - dopowiada Maria.

Już dwa lata temu artystka zaczęła występować w warszawskim zespole Elektrolot. Przygotowała z nimi materiał na płytę, a teraz szuka dla niej wydawcy. Elektrolotem zachwycił się Fisz, to znaczy Bartek Waglewski. Ich muzyka spodobała mu się tak bardzo, że w zeszłym roku zaprosił Marię do gościnnego występu na swojej nowej płycie "Fru!" (śpiewa w utworze "Kuchnia"). - To fajnie, że nasi rodzice się polubili - mówi Fisz. - Nasza znajomość była nieunikniona, ale tu jest coś więcej. Wspólne upodobania i rodzaj artystycznego porozumienia

- dodaje. - Ja nie miałem z tym nic wspólnego - dystansuje się Wojciech Waglewski.

- Nie groziłem synom niewypłaceniem tygodniówki, jeśli nie będą pracować z Marią.

Ona sama też jest przekonana, że na młodych Waglewskich wpadłaby niezależnie od przyjaźni, jaka łączy ojców rodzin. Tak czy siak zaproponowała wyprodukowanie płyty Emade (Piotrkowi), a Fisza zaprosiła, by z nią zagrał i zagadał.

Ta sieć artystycznych i osobistych związków nie mogłaby się zawiązać, gdyby nie drobny fakt. W każdym z omawianych tu przypadków mamy do czynienia z artystą wybitnym (Jan Peszek - jeden z najlepszych polskich aktorów, Wojciech Waglewski - jedna z największych gwiazd naszego rocka) bądź rokującym wybitność (Maria - uważana za jedną z najlepszych aktorek swojego pokolenia, Fisz i Emade - muzyczni nowatorzy, których twórczość zachwyca krytyków). Jednym słowem, silne indywidualności. Trzeba mieć mocną osobowość, by dorastając w cieniu takich ojców, wybić się na artystyczną samodzielność.

O tym, że Maria jest niezależna, rodzice wiedzieli już od dawna. Jan Peszek nie wbijał jej do głowy aktorstwa ani go też z niej nie wybijał. - Starałem się nie przenosić do domu napięć związanych z pracą, dlatego Marysia miała dobre skojarzenia z aktorstwem - mówi. - Obserwacja ojca powinna była mnie odwieść od pomysłu, by pójść w jego ślady, ale stało się na odwrót. Widocznie dostrzegałam głównie jego pasję - komentuje Maria. Jak mówi, jeżeli przejęła poza genami coś od ojca, to odwagę w podejmowaniu ryzykownych decyzji artystycznych. Takich, jak realizacja projektu "miasto mania", który z wielu powodów (choćby takiego, że śpiewanie rzadko wychodzi aktorom) bynajmniej nie wydawał się skazany na sukces. A takim sukcesem się stał. To przełom w karierze Marii Peszek. Jej pierwsza autorska wypowiedź, na dodatek tak multimedialna, że nie sposób jej nie zauważyć w mediach. Niewykluczone, że o Janie Peszku wkrótce będzie się mówić, że to ojciec Marii, skądinąd też aktor. Podobnie jak dla wielu słuchaczy młodego pokolenia Wojciech Waglewski jest tylko ojcem Fisza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji