Artykuły

Penderecki po poznańsku

STOS PRZED OPERĄ. W sobotni wieczór przed poznańską operą zapłonął stos, na którym spalono ojca Grandier, bohatera opery Krzysztofa Pendereckiego "Diabły z Loudun". Egzekucji przypatrywała się wyfraczona publiczność operowa, która znała dzieje bohatera i siedząca na schodach przypadkowa młodzież. Płonący stos nie zmącił im spokojnego picia piwa. Cóż, takie bywały w przeszłości stosy: jedni przeżywali egzekucje, inni patrzyli na nie biernie. Kiedy dzwony towarzyszące płonącemu stosowi przed operą zaczęły milknąć, rozległy się brawa skierowane do kompozytora - Krzysztofa Pendereckiego, który finał swojej opery podziwiał z balkonu Teatru Wielkiego i realizatorów. Kompozytorowi towarzyszyli: żona Elżbieta oraz Elżbieta Smorawińska, Franciszek Rajewski, Sławomir Pietras i rektorzy poznańskich szkół wyższych. Dochód z tego przedstawienia zasili konto Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu oraz Stowarzyszenia Przyjaciół Domu Naukowca Seniora im. profesora Wiktora Degi. Po spektaklu Krzysztof Penderecki nie krył satysfakcji, że ma szczęście do poznańskich realizacji: - Najpierw zre­alizowano tu świetną "Czarną maskę", a teraz jedne z najbardziej udanych "Diabłów z Loudun", a jest to czterdziesta któraś już inscenizacja tego dzieła - powiedział mistrz podczas bankietu wydanego na okoliczność nadzwyczajnego przedstawienia opery "Diabły z Loudun". W niedzielę odbyła się premiera, w nieco zmienionej obsadzie. Recenzję z premiery zamieścimy we wtorkowym wydaniu "Głosu"

"Diabły z Loudun" Krzysztofa Pendereckiego należą już do klasyki operowej, choć powstały dopiero u schyłku lat sześćdziesiątych naszego wieku. Doczekały się ponad czterdziestu inscenizacji, spośród których poznańska wersja, najmłodsza, uzyskała bardzo wysoką ocenę kompozytora. W sobotę byliśmy świadkami wydarzenia operowego, jakiego Poznań dawno nie widział.

Krzysztof Penderecki w krótkim odstępie czasu przyjechał po raz drugi do Poznania. W grudniu ubiegłego roku był świadkiem prezentacji "Siedmiu bram Jerozolimy" w poznańskiej farze. To wybitne dzieło mogliśmy poznać dzięki inicjatywie Elżbiety Smorawińskiej, która wzięła na siebie trud zorganizowania całości. Przy tej okazji kompozytor wraz z małżonką odwiedzili naszą redakcję i wtedy narodził się pomysł, aby "Głos Wielkopolski", dziennik ukazujący się w Poznaniu, patronował "Rokowi Krzysztofa Pendereckiego", który organizuje w Krakowie w 1998 roku Festiwal Kraków 2000.

Nie mogło się też obejść bez naszego udziału nadzwyczajne przedstawienie "Diabłów z Loudun" i prawdopodobnie już niedługo będziemy współuczestniczyć w realizacji następnego dzieła mistrza.

Kiedy kilka miesięcy temu rozmawialiśmy w redakcji o związkach kompozytora z Poznaniem, powiedział nam: - Moja przygoda z teatrem tak naprawdę zaczęła się w Poznaniu. Pani Leokadia Serafinowicz i pan Wojciech Wieczorkiewicz zwrócili się do mnie z propozycją skomponowania muzyki dla teatru "Marcinek" i tak współpracowaliśmy prawie osiem lat. To byty cudowne latat. Pisałem zawsze w ostatniej chwil. Niekiedy w drodze z Krakowa do Poznania w pociągu pisałem tylko głosy instrumentów, ponieważ nie było już czasu na skończenie partytur. Poza tym pani Serafinowicz z panem Wojciechem Wieczorkiewiczem robili filmy animowane, które również ilustrowałem muzycznie.

Na niedzielnych "Warsztatach operowych" kompozytor przypomniał poznańską prapremierę polską "Czarnej maski" i uroczystość wręczenia mu doktoratu honoris causa Uniwersytetu Adama Mickiewicza w 1987 roku. Zapytany o plany, odrzekł:

- W najbliższym czasie czeka mnie premiera trzydziestominutowego fragmentu przyszłej opery - "Fedry" Racine w Filharmonii Nowojorskiej. Dzieło to piszę z myślą o Ewie Podleś. Drugi projekt operowy, który muszę zrealizować, to opera dla dzieci "Dziadek do orzechów". Czeka na nią Opera Hamburska. Czy starczy mi czasu na zrealizowanie innych planów operowych? Nie wiem, mniej więcej co siedem lat daję publiczności nową operę.

"Diabły z Loudun" na sobotnim przedstawieniu zostały przyjęte owacyjnie. Niestety, nie można było zmierzyć czasu trwania oklasków, ponieważ spektakl kończy się poza teatrem. Jerzy Bojar, który obserwował pierwszą polską realizację tego dzieła przez Kazimierza Dejmka w Warszawie, powiedział:

- Warszawska wersja opery grana była 74 razy, co w przypadku dzieła współczesnego stanowi absolutny rekord. Ale spektakl ten pobił jeszcze jeden rekord: w Madrycie oklaski trwały 23 minuty.

Wróżę, że spektakl wyreżyserowany przez Marka Weiss-Grzesińskiego pod kierownictwem muzycznym Andrzeja Straszyńskiego, a scenograficznie oprawiony przez Pawła Dobrzyckiego stanie w szranki ze wspomnianą już realizacją warszawską dzieła.

Kiedy w grudniu ubiegłego roku gościliśmy K. Pendereckiego na obiedzie w "Głosie", padło pytanie: w jakim kierunku pójdzie sztuka? A mistrz z wrodzonym sobie spokojem odrzekł:

Gdybym to wiedział, jutro zacząłbym tak pisać.

Tymczasem my wiemy, że jesienią czeka Poznań Festiwal K. Pendereckiego, podczas którego Teatr Wielki w Poznaniu zaprezentuje "Diabły z Loudun", premierę trzech baletów do muzyki mistrza, monograficzny koncert symfoniczny zorganizuje Filharmonia Poznańska, koncert kameralny - Towarzystwo Muzyczne im. H. Wieniawskiego, zaś Akademia Muzyczna konferencję naukową. A "Głos Wielkopolski" jako patron "Roku Krzysztofa Pendereckiego" będzie o tych przedsięwzięciach obszernie informował.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji