Goethe, Radziwiłł, Hanuszkiewicz
UMIESZCZENI TUTAJ w tytule: autor ,Fausta i kompozytor pierwszej doń muzyki oraz współczesny aktor i reżyser inscenizujący ostatnio w poznańskim Teatrze Wielkim to nieśmiertelne dzieło - powinni być raczej wymienieni w odwrotnej kolejności. Bowiem ani Johann Wolfgang Goethe, ani Antoni Radziwiłł nie otrzymali w tym przedstawieniu szansy na tak istotną rolę, jaką wyznaczył (uzurpował?) sobie Adam Hanuszkiewicz.
Może to i dobrze; w końcu ten artysta to postać bardzo wybitna, wsławiona wielu ważkimi dokonaniami w polskim teatrze, odważnie eksperymentująca; dzieło zaś, któremu tym razem Hanuszkiewicz nadał kształt sceniczny, było go dotąd raczej pozbawiane, ponieważ muzyka stworzona przez księcia Radziwiłła ilustrować miała swobodnie przez kompozytora wybrane sceny z I części "Fausta" (część II wówczas jeszcze nie istniała).
Jednak... trochę to chyba źle, bo bardzo interesująca, nadspodziewanie nawet dobra muzyka (z kretesem zapomniana, później zresztą faustowskim tematem zajęli się z powodzeniem inni liczni kompozytorzy - najbardziej znana opera to "Faust" Gounoda) zeszła tu dość wyraźnie na dalszy plan. A przecież ta muzyka, pisana bez mała 200 lat temu w zasadzie przez amatora (książę Antoni Radziwiłł był przede wszystkim wprawnym wiolonczelistą), była wysoko ceniona w XIX wieku - także przez samego Goethego i niejednokrotnie wykonywana w Berlinie i Warszawie. Jej partyturę wydano drukiem - wszystko to działo się z pewnością nie tylko z uwagi na ród, pozycję i stanowisko namiestnika króla pruskiego w Wielkim Księstwie Poznańskim jakie pełnił książę przez lat 15 (od Kongresu Wiedeńskiego do Powstania Listopadowego). Gdyby jeszcze reżyser i autor scenariusza tej niby-opery, traktując bez pietyzmu muzykę i przeładowując spektakl słowem mówionym, miał do zaproponowania na scenie coś naprawdę oryginalnego...
Niestety, jego koncepcja ograniczyła się do konstruowania dramaturgii wokół łóżkowych działań Małgorzaty i Fausta, zdwojonych takimiż igraszkami Mefista z Martą, pseudoerotycznym tańcem wieśniaków i wzmacnianych popisami girlasek rodem z kabaretu. W drugiej części spektaklu, złożonego jakby z kilku niezbyt przystających do siebie bajek, centrum sceny zajął fotel ginekologiczny - granica dobrego smaku była już niedaleko... Wykonawcom zaś takie ujęcie postaci, związanych bądź co bądź z jakimś mitem przysporzyło jedynie trudności przy śpiewaniu w sytuacjach nietypowych dla profesjonalistów operowych. Może też i dlatego zdecydowanie najlepiej odnalazła się w roli Małgorzaty debiutantka Barbara Gutaj, obdarzona niewątpliwym talentem pięknym głosem i urodą Muzykę Radziwiłła podparto tu jeszcze fragmentem "Dies irae" Mozarta, ale i tak to ona była chyba najmocniejszą stroną premiery - chociaż batuta znajdowała się także w rękach debiutantki na operowym podium Agnieszki Nagórki. Rutynowo dobrą scenografię zaprojektował Franciszek Starowieyski, a chóry pełniące tu - z wielkim powodzeniem - ważną rolę przygotowała Jolanta Dota-Komorowska.
Całe zaś przedsięwzięcie otwierało trwający do 17 kwietnia trzeci już z kolei Festiwal Hoffmannowski w Poznaniu, w którym uczestniczą licznie goście z Niemiec. Odbywają się min. polsko-niemieckie konfrontacje wokalne "Duettina i canzonetty" kompozycji Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna (jego związki z Polską i Poznaniem bardzo były ożywione), a na gościnnym występie Theater Chemnitz pokazany ma być także wagnerowski "Holender tułacz".