Artykuły

Piekło dobrych chęci

"Cieśnina duchów. Manitoba" Stanisława Brejdyganta w reż. Joanny Zdrady w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Pisze Witold Mrozek, członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Konflikt polsko-ukraiński, temat choćby prozy Włodzimierza Odojewskiego, jest przez teatr niemal nie ruszony. Nic dziwnego, że pisząc "Cieśninę duchów. Manitobę", Stanisław Brejdygant miał zapewne wielkie ambicje. W sztuce czuć zamiar napisania dzieła o historycznym rozmachu. Może nawet czegoś w rodzaju polsko-ukraińskiej "Naszej klasy". Niestety - efekt tonie w jałowym patosie, banale, scenicznej nieudolności.

Przy szklance whisky spotykają się ojciec Serhij i profesor Stanisław, upowiec i akowiec. Niegdyś śmiertelni wrogowie, dziś - od lat emigranci, starcy na gościnnej kanadyjskiej ziemi. Burza śnieżna i awaria samochodu zmuszają ich do wspólnego noclegu. W sercu interioru odbywają swe rachunki krzywd; spowiadają się sobie wzajemnie ze zbrodni wojennych. Brejdygant stara się równo rozkładać odpowiedzialność za wojnę domową. Przypomina prześladowania Ukraińców, burzenie cerkwi i polską kolonizację Wołynia, pisze o krwawych pacyfikacjach, wycinaniu całych wiosek - i brutalnym odwecie. Niestety, chata na pustkowiu staje się areną rozmów boleśnie papierowych i dydaktycznych. Jakby dziejowej tragedii było mało, autor każe starcom wadzić się z Bogiem, który, rzecz jasna, nie wiadomo gdzie był, gdy płonęły wyrzynane chutory.

Na odsiecz uwięzionym ruszają wnuki - Janek i Marija. Nie wiedzą, że losy ojca Serhija i profesora Stanisława splotły się niegdyś w bratobójczej walce. Nie wiedzą, że sami noszą imiona po jej ofiarach, osobach najbliższych dla ich dziadków. Widzowi opowiadają o tym widma zamordowanych, nawiedzające chatę w Kanadzie, niczym tę w Bronowicach. Czy naprawdę musiały odbyć tak daleką drogę?

Janek i Marija widm nie dostrzegają; w ogóle mało co widzą - poza sobą. Młode pokolenie lubi szybką jazdę samochodem i grę w hokeja, kocha się szczęśliwie i planuje wspólną przyszłość. Korzystając z dobrobytu Nowego Świata, nie zapomina o swojej tożsamości i tradycji. W swej niewinności i w błogosławionej niepamięci wolne jest od uprzedzeń, resentymentów, nacjonalizmów. Nasi młodzi są czyści i pogodni, jak śpiewana przez hokeistę z gitarą piosenka Marka Grechuty - rzewny sen o szczęsnym czasie młodości.

To starzy zarażają niewinne latorośle trującą pamięcią nienawiści i traumy. Później zaś dosłownie... zabijają wnuki. Nieudolnie próbując wysadzić się w powietrze by zakończyć pełen cierpień żywot, starsi panowie doprowadzają do cudzej tragedii. Klątwa zbiera krwawe żniwo. Której to tragedii przyglądają się nie tylko duchy pomordowanych na polsko ukraińskim pograniczu, ale i kuriozalne nieme postacie niezidentyfikowanych "dzikusów", z rogami na głowach, tańczące przy dźwięku tam-tamów. To ich rytm jest - powtarzanym do znudzenia - muzycznym motywem przewodnim spektaklu. Kim są fantastyczne figury? Demonami przeszłości? Uosobieniem pierwotnej przemocy? Zapomnianymi duchami Indian z tytułowej Manitoby?

Nie ratuje tekstu reżyseria Joanny Zdrady, pełna naiwnych chwytów inscenizacyjnych - na czele z finałowym wybuchem wśród migających stroboskopów. To kwintesencja tandety. "Więcej czerwonego", musieli zapewne słyszeć oświetleniowcy podczas prób. I sporo kilowatów krwistych i sinych poszło tu na wytworzenie nastroju grozy i niesamowitości. Nieudolnie poprowadzono aktorów - trudno powiedzieć, co najbardziej może tu denerwować. Rutyniarstwo Edwarda Linde-Lubaszenki? Kompletna nieporadność młodych: Magdaleny Kozikowskiej-Pieńko i Michała Chołki? A może naiwna manieryczność samego Brejdyganta? W przerysowanej roli ojca Serhija autor-aktor sili się na markowanie ukraińskiej mowy. W efekcie mamy jakiegoś smutnego, zabłąkanego Wernyhorę z dawno zdjętego "Wesela".

Szlachetne intencje i znajomość tematu nie wystarczają. Ani teatralne medium w takim wydaniu nie jest tu w stanie udźwignąć tematu; ani wyeksploatowana formuła użyta w dramacie nie mieści w sobie ani dzisiejszych, ani dawnych uwikłań polsko-ukraińskiej pamięci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji