Warszawa. Teatralna gwiazda z Rosji wystawia "Lód" w Narodowym
Konstantin Bogomołow, jedno z najgorętszych nazwisk w Rosji, reżyseruje w Teatrze Narodowym w Warszawie adaptację powieści Władimira Sorokina "Lód". Może kult śmierci, który zapanował w XX wieku, to logiczna kontynuacja rozwoju naszej cywilizacji? Premiera 25 stycznia.
Roman Pawłowski: Trylogia Władimira Sorokina, której częścią jest "Lód", w historię ZSRR wplata dzieje sekty Świetlistych. Jej członkowie szukają swoich braci i sióstr uśpionych w ludziach i budzą ich za pomocą uderzeń młotami z lodu. Aby bez przeszkód prowadzić poszukiwania, przenikają do struktur władzy i bezwzględnie mordują innych. Sorokin rysuje alternatywną historię XX w., w której za kluczowymi wydarzeniami, jak II wojna światowa i czystki Stalina, stoi religijny spisek. To powieść o Rosji?
Konstantin Bogomołow: O kryzysie europejskiej cywilizacji. "Lód" mówi o absolutnym kryzysie świadomości, celów i idei. O kryzysie nie społecznym, ale duchowym, religijnym.
W powieści Sorokina jest coś ze Starego Testamentu, czyli opowieści o ludzkości, która błądzi we mgle, nie zna celu i czeka na przyjście Zbawiciela. Ale też z Nowego Testamentu - subiektywna opowieść o Hram, jednej ze Świetlistych, której droga życiowa naśladuje drogę Zbawiciela. Mottem jest cytat: "Z czyjego łona lód wyszedł?". Tymi słowami Bóg zwraca się do Hioba.
Do Ewangelii sięgali Dostojewski w "Idiocie" i "Braciach Karamazow", Bułhakow w "Mistrzu i Małgorzacie". W jakim celu robi to Sorokin?
- Prowadzi z nami grę, mówi: spójrzcie, to są wydarzenia historii XX w., których do dzisiaj nie możemy zrozumieć i przyjąć do wiadomości.
- Potężne maszyny ś mierci, które wynalazła ludzkość. Po co było narażać człowieka na taki koszmar? Iwan Karamazow u Dostojewskiego pyta podobnie: jaki jest cel tych strasznych cierpień? Sorokin mówi: popatrzcie, wystarczy wpisać te wydarzenia w kontekst osobistej historii innego Zbawiciela, dla którego maszyny śmierci są tylko instrumentami do przesiewania ludzkiego ziarna i który mówi, że istnieje coś większego, ważniejszego niż faszyzm i komunizm. I nagle faktycznie wszystko schodzi na drugi plan. Podobnie w naszej świadomości swój pierwotny koszmarny wymiar stracił epizod Heroda i rzezi niewiniątek - bo stał się częścią większej historii Chrystusa.
Ale czy próba interpretacji koszmaru XX w. przez pryzmat dziejów sekty nie jest niebezpieczna? Czy nie służy usprawiedliwieniu zbrodni?
- Główne niebezpieczeństwo, o którym mówi Sorokin i o którym staramy się opowiedzieć w spektaklu, polega na tym, że ludzkość umie konstruować podobne mitologie, które takie zbrodnie uzasadniają. Sorokin analizuje ten mechanizm, zagląda w najstraszniejsze pokłady świadomości człowieka i jest w tym spadkobiercą Dostojewskiego. "Lód" to przerażający model nowej religii stworzonej na obraz i podobieństwo już istniejących.
Sorokin poprzez tę nową mitologię bada przyczyny triumfu śmierci w XX w. Cała religia lodu, którą wyznaje Hram, jest zakochana w śmierci, widzi w niej cel i przyszłość. W tej religii ciało jest więzieniem - nie dla duszy, jak w chrześcijaństwie, ale dla światła.
Faszyzmu i komunizmu nie przynieśli przybysze z innej planety. To zło wyszło z naszych dusz, z naszej kultury i historii. Wiele mówimy o fenomenie faszyzmu i komunizmu, o ich wewnętrznej strukturze i podobieństwie,ale boimy się spojrzeć dalej, skąd one wyrosły. Michael Haneke w filmie "Biała wstążka" bada moment powstania totalitaryzmu - w małej miejscowości w rodzinie duchownego zaczyna się rodzić koszmar, który obejmie Europę. "Lód" też bada taki moment.
Haneke widzi genezę faszyzmu w opresyjnym wychowaniu i autorytarnym systemie. A Sorokin?
- Patrzymy zazwyczaj na totalitaryzm jako coś odległego, spoza nas. Ale przecież nie jest tak, że złapaliśmy coś brzydkiego, bo chodziliśmy nie tam, gdzie trzeba. A może ten kult śmierci powstał z samego jądra naszej cywilizacji? Przecież jest obecny w wielkich religiach.
Stąd sakralna struktura książki i jej podobieństwo do Ewangelii?
- Sorokin jakby mówił nam: koniec końców co za różnica, ile tam było ofiar, jeśli ciało człowieka to tylko więzienie, jeżeli ludzie są i tak martwi od chwili narodzenia. Jeśli świat od początku kieruje się w stronę śmierci, żeby odrodzić się w nowym królestwie, to co za różnica, co było na ziemi i ilu ludzi zginęło? Sorokin, proponując ten model i łącząc go z modelem chrześcijańskim, prowokuje do myślenia. Może kult śmierci, który zapanował w XX w., to logiczna kontynuacja rozwoju cywilizacji?To nie jest usprawiedliwienie, ale rozmowa o tym, czym jest nasza cywilizacja. Wyswobodziliśmy się jakoby od faszyzmu i komunizmu, ale wciąż żyje w nas to coś, w czym trwa niebezpieczeństwo powrotu koszmaru.
Stawia pan za Sorokinem tezę, że u źródeł XX-wiecznych totalitaryzmów był religijny kult śmierci. Ale obie te ideologie zwalczały chrześcijaństwo i inne religie.
- Śmierć jest podstawowym kontekstem człowieka, głównym przedmiotem refleksji, punktem zero, od którego wszystko się odlicza. Czasem zastanawiam się, czym bylibyśmy, gdybyśmy nie wiedzieli o naszej śmierci, nie spodziewali się jej.
Sorokin buduje obraz pięknej śmierci, w "Lodzie" cały czas mówi się o brzydocie żywego i pięknie martwego. Martwe jest świetliste, czyste, wspaniałe. Krystaliczne jak lód. W tym, co żywe, brak jest energii, piękna, jest tylko mechaniczność i zapowiedź gnicia. W spektaklu staramy się odtworzyć ten obraz, poczynając od scenografii przedstawiającej cmentarz skrzyżowany ze szpitalem i ośrodkiem rehabilitacji.
Niektórzy krytycy zarzucali Sorokinowi fascynację nazizmem i ideą nadczłowieka widoczną w wizerunkach bohaterów Świetlistych -pięknych niebieskookich blondynów.
- Sorokin zawsze prowokuje, wchodzi na teren zakazany, nie przestrzega tzw. przyzwoitości. Te oskarżenia to rodzaj obrony przed próbą uczciwej rozmowy o przyczynach zła. Często widzę ludzi, których pociąga nazizm, więc są antykomunistyczni, i odwrotnie, ci sympatyzujący z komunizmem zwalczają nazizm. U nas zawsze jesteś albo z Mefistofelesem, albo z Belzebubem. Tymczasem Sorokin w równym stopniu nienawidzi jednego i drugiego.
Temat komunizmu nie został w Rosji przepracowany. "Lód" pomoże?
- Obawiam się, że jest za późno. Pojawiło się już zbyt wiele innych ważnych tematów do przepracowania. Daj Bóg, żebyśmy przepracowali choćby ostatnie dziesięciolecie.
Ale jedno wynika z drugiego, dzisiejszy kształt rosyjskiego państwa i systemu władzy jest pochodną poprzedniego autorytarnego systemu.
- Rosyjska przestrzeń mało się zmieniła nie tylko przez ostatnie 20 lat, ale przez 200. Niedawno minął 9 stycznia, w czasach sowieckich dzień pamięci "krwawej niedzieli", czyli demonstracji robotników w Petersburgu w 1905 r. stłumionej na rozkaz Mikołaja II. Postulaty tamtych demonstrantów można powtórzyć dziś: uczciwe wybory, równość wszystkich bez różnicy wyznania i narodowości, odpowiedzialność urzędników przed ludem, amnestia dla więźniów politycznych...
Dlatego tak ważna wydaje mi się refleksja nie nad tym, co stało się w 1917 albo w 2000 r., ale nad sednem, które sprawia, że kręcimy się w kółko. Dlaczego oburzamy się wciąż tym samym, co bulwersowało rosyjską inteligencję w połowie XIX w.? Sorokin dużo o tym pisze nie tylko w "Lodzie", ale także w "Dniu oprycznika" i "Cukrowym Kremlu", w których przenosi dawne średniowieczne modele rosyjskiego społeczeństwa na współczesność. W Rosji historia toczy się kołem. Wąż, który zjada własny ogon, wciąż jest symbolem naszego losu.
Wizje Sorokina są skrajnie pesymistyczne. Nie ma wyjścia z tego koła?
- Jeśli człowiek jest zdolny bez strachu spojrzeć w twarz strasznej rzeczywistości, jeszcze nie wszystko stracone. Im więcej ludzi będzie w stanie to zrobić, tym więcej nadziei. Bo nie da się wyleczyć choroby, jeśli się jej nie zdiagnozuje.
A pan nie boi się patrzeć w przyszłość swego kraju?
- Akurat tego się boję. Ale to cecha ludzkiej natury - wiemy, że umrzemy, a mimo to budzimy się i zasypiamy, żyjemy mimo wszystko. Czasem chce się krzyczeć, ale się milczy. Częściowo o tym jest mój spektakl. Chcesz wrzeszczeć, a nie masz siły. Nie mam jednak potrzeby, żeby chować się przed tym za jakimiś piosenkami i tańcami. Nie mam ochoty ucztować, kiedy zbliża się niebezpieczeństwo.
Premiera "Lodu" kończy organizowany wspólnie przez IAM i festiwal Złota Maska w Moskwie przegląd rosyjskiego teatru "Da! Da! Da!". Jego celem było zapoznanie polskiej publiczności z nowym rosyjskim teatrem. A czego pan się przy okazji dowiedział o polskim teatrze?
- Znałem go dobrze już przedtem, ale teraz jestem dodatkowo pod wrażeniem profesjonalizmu polskich aktorów, etycznego i intelektualnego. To jest rzadkie w tym zawodzie - taka mądrość, delikatność i rozumienie.
I jeszcze jedno - przekonałem się na własnej skórze, jak blisko nam do siebie, Rosjanom i Polakom. Wystarczy trochę ze sobą pożyć, popracować i nagle to rozumiesz.
***
Konstantin Bogomołow
To jedno z najgorętszych nazwisk współczesnego rosyjskiego teatru, autor przedstawień, które w krytyczny sposób analizują dzisiejszą Rosję, jej społeczeństwo i elity polityczne. Do najgłośniejszych należą:
"Lear. Komedia" - tragedia szekspirowska przeniesiona w realia oblężonego podczas wojny Leningradu (spektakl pokazywany w Polsce na Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku i festiwalu "Da! Da! Da!" w );
"Rok, w którym się nie urodziłem" według Wiktora Rozowa - opowieść z czasów breżniewowskiego zastoju, o młodości polityków rządzących dzisiejszą Rosją;
"Idealny mąż" według Oscara Wilde'a, ostra satyra na związki między rosyjską oligarchią, władzą a Cerkwią. Na stałe współpracuje z Moskiewskim Teatrem Artystycznym.
"Lód" jest koprodukcją Instytutu Adama Mickiewicza i Teatru Narodowego, w rolach głównych wystąpią Danuta Stenka i Jerzy Radziwiłowicz.