Artykuły

Pogubione pióra

Wspólnymi siłami trzech placówek baletowych w Poznaniu doprowadzono do wystawienia "Jeziora łabędziego" Piotra Czajkowskiego

W ostatnim numerze "Les Saisons de la Danse" przeczytałem wywiad z Yvan Bataille, który w Polskim Teatrze Tańca - Balecie Poznańskim - na początku roku zrealizował - zresztą nieudany - balet zatytułowany "Michał Anioł". Dziennikarz relacjonuje głosy prasy poznańskiej po premierze, a także rozmawia z choreografem. Ku mojemu zdumieniu dowiaduję się z francuskiego miesięcznika, że w Poznaniu mamy pierwszy w Polsce zespół baletowy, który w swej nazwie zawiera przymiotnik: narodowy. W jednym miejscu czytamy: Thedtre National Polonais de la Danse de Poznań, a w innym: Le Ballet National de Poznań. Z tym większym więc zainteresowaniem udałem się do Poznania na premierę bodaj najsłynniejszego klasycznego baletu, jakim jest "Jezioro łabędzie" Piotra Czajkowskiego.

Prapremiera tego baletu w Moskwie w 1877 roku nie spotkała się z dobrym przyjęciem i dopiero w dwa lata po śmierci kompozytora, w 1895 roku petersburska premiera w przerobionej wersji choreograficznej stała się wielkim sukcesem. Dotyczyło to szczególnie tzw. białych aktów, czyli II i IV. Wystawiając dziś ten balet albo zachowuje się oryginalną choreografię całości Mariusa Petipy i Lewa Iwanowa, albo też zmienia tylko akty tzw. kolorowe, czyli I i III. Właśnie na ten zabieg zdecydowali się poznańscy realizatorzy.

Liliana Kowalska, która podjęła się opracowania obu białych aktów, pozostała tylko w ogólnych zarysach wierna oryginalnej choreografii. Dokonała wielu uproszczeń i cięć, jak choćby w akcie końcowym, a także w niektórych wypadkach ułatwiła zadania choreograficzne tancerzom (np. w partii Rotbarta, którą mimo to bardzo słabo zatańczył Witalij Litwinienko). Niemniej właśnie w tych aktach tancerze wypadli - poza główną parą solistów i Rotbartem - najlepiej, precyzyjnie wykonując swoje zadania. Bowiem właśnie w baletach klasycznych, szczególnie w przypadku "Jeziora łabędziego", dbałość o precyzję wykonania i zachowanie wszystkich linii jest bardzo ważna.

Ewa Wycichowska tylko po części odeszła od bajkowej opowieści "Jeziora łabędziego". Jej bohater nie jest księciem, lecz młodzieńcem, który spacerując rozmarzony po parku przypomina sobie baśniową opowieść o Odetcie i Rotbarcie i znajduje łabędzie pióro. Nagle przeistacza się w księcia Zygfryda... W ostatnim akcie Zygfryd i Odetta nie giną w falach jeziora, ale po skończonej baśniowej nocy młodzieniec (Zygfryd) - już z dziewczyną (Odettą) - nie bardzo wie, czy było to prawdą, co przeżył tej nocy, czy tylko śnił. Nie widzi, jak dziewczynie z włosów wypada łabędzie pióro.

Choreograficznie oba akty kolorowe są interesujące, poza tańcami narodowymi w III akcie, ale wiele zastrzeżeń można mieć do dramaturgii. Np. w prologu młodzieniec wpierw tańczy, a kiedy znajduje w końcu pióro, które nieomal cały czas leży w zasięgu jego wzroku, to schodzi w kulisy. Powinno być odwrotnie, bowiem właśnie to łabędzie pióro prowokuje go do tańca i marzeń. Również akt trzeci jest podobnie bardzo niekonsekwentny dramaturgicznie, a także najsłabiej zatańczony, choćby przez czerwone łabędzie (Adriana Cygankiewicz, Ewa Sobiak, Magdalena Tabaka). Niemniej w tym właśnie akcie jest jedna - i jedyna w całym balecie - znakomita wprost kreacja taneczna Piotra Halickiego w roli Błazna.

Siła oryginalnej choreografii Petipy i Iwanowa leży przede wszystkim w sławnych pas de duex, pas de trois i pas de quatre małych łabędzi, a także w różnych popisach solowych. Zrozumiałe więc, że potrzebni są naprawdę dobrzy soliści, by tym wysokim wymaganiom sprostać. Na premierowe przedstawienie sprowadzono więc dwójkę solistów z Teatru Wielkiego w Warszawie, Elżbietę Kwiatkowską i Sławomira Woźniaka, którzy wielokrotnie tańczyli już w "Jeziorze łabędzim". W Poznaniu jednak rozczarowali, nie tylko tym, że mieli problemy techniczne (np. żenujące fouettés Odetty w II akcie), ale szczególnie tym, że tańczyli mdło, jakby bez większego przekonania do tego, co robią. Niczym - jak przystało na solistów "Jeziora łabędziego" - się nie popisali. Tańczyli zresztą tak, jak grała orkiestra pod dyrekcją Jacka Kraszewskiego.

Nie tak powinno wyglądać przedstawienie zespołu baletowego, który według fachowego pisma francuskiego nosi przymiotnik: narodowy. Bo tak faktycznie też nie jest. Spektakl został zrealizowany w koprodukcji Teatru Wielkiego, Poznańskiego Teatru Tańca i Szkoły Baletowej. I tylko z tego powodu wart jest w ogóle odnotowania, bo okazuje się, że współdziałanie kilku placówek nad jedną sprawą jest możliwe. I to jest tu ważniejsze aniżeli efekt artystyczny tej współpracy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji