Artykuły

Jezioro bez fali

Premierze "Jeziora łabędziego" na deskach poznańskiego Teatru Wielkiego towarzyszyły wielkie oczekiwania. Niestety, spełniły się one tylko po części. Mimo to bardzo się cieszę - nareszcie, po kilkunastoletniej przerwie, do repertuaru sceny pod Pegazem wrócił sławny balet Piotra Czajkowskiego.

"Jezioro..." to baśniowa opowieść o zaczarowanej dziewczynie-łabędziu. Odetta, wraz z przyjaciółkami, zostaje przemieniona w ptaka i uwięziona w jeziorze przez złego władcę Rotbarta. Tylko wielka miłość może zdjąć z niej klątwę i przywrócić ludzką postać. Tego zadania podejmuje się Zygfryd, romantyczny młodzieniec. Zakochuje się w pięknym białym łabędziu - Odetcie, ale jego uczucie zostaje poddane ciężkiej próbie, bo zaproszony do zamku Rotbarta ulega fascynacji czarnym łabędziem - Odylią, niezwykle podobną do jego ukochanej. Jednak, jak to zwykle bywa w bajkach, Dobro i Miłość zwyciężają, Zło zostaje pokonane, a romantyczne uczucie triumfuje.

Wystawienie "Jeziora łabędziego" w Poznaniu to wspólne przedsięwzięcie Teatru Wielkiego, Polskiego Teatru Tańca i Szkoły Baletowej.

Magnetyczna siła scenografii

Kontrast między krainą baśni i światem rzeczywistym został bardzo plastycznie zaakcentowany dzięki scenografii Ryszarda Kaji. Odrealnione, pastelowe tło w aktach II i IV, spowite w mgły i dymy - obowiązkowe ostatnio w Teatrze Wielkim, np. w "Nabucco" i "Elektrze" - było subtelnym kontrapunktem dla tańczących łabędzi. Wyostrzone, gotyckie łuki wnętrz zamku Rotbarta w akcie III, utrzymane wyłącznie w kolorycie czerni, złota i czerwieni - przywodzić miały na myśl diabelskie czeluście a jednocześnie obrazować złe strony ludzkiej natury: przewrotność, zdradę, kłamstwo. Dla mnie właśnie scenografia miała jakąś magnetyczną siłę i ona sprawiła, że bez oporów przeniosłam się w zaczarowany, bajkowy światy ułudy. Myślę, iż moje odczucia podzielała widownia - świadczyły o tym choćby oklaski przy otwartej kurtynie na początku III aktu.

Smakować ruch łabędzi

Układ choreograficzny aktów "łabędzich" opracowany został na podstawie klasycznej wersji rosyjskiej Mariusa Petipy i Lwa Iwanowa sprzed 100 lat. Można było smakować czystość linii kolejnych pas, płynność ruchowej frazy, wdzięk i elegancję postawy. Corps de ballet w wykonaniu uczennic Szkoły Baletowej, dzięki ich młodości, świeżości scenicznej i niemałym umiejętnościom tanecznym, stanowił mocny akcent przedstawienia. Para solistów: Elżbieta Kwiatkowska (Odetta, Odylia) i Sławomir Woźniak (Zygfryd) - oboje mający duże możliwości właśnie w tańcu klasycznym - byli moim zdaniem zbyt ascetyczni emocjonalnie, trochę zbyt papierowi. Siła ich uczuć, groza losów - nie były przekonujące. Okazało się, że liryczna kreacja Odetty sprzed lat, stworzona na deskach Teatru Wielkiego przez niezapomnianą Olgę Sawicką - to bardzo trudny do naśladowania, idealny wzorzec tej postaci.

Radosny korowód tańca

W Prologu i akcie III, tzw. aktach "kolorowych", nad układami tanecznymi czuwała Ewa Wycichowska. W sposób płynny i sensowny połączyła ona elementy baletowej klasyki - z nowoczesną choreografią. Udało się jej wyzwolić u tancerzy Polskiego Teatru Tańca temperament i sceniczną wyrazistość. Suita tańców - czyli zestawione przez Czajkowskiego tańce neapolitański, węgierski, hiszpański z kończącym akt III polonezem - mieniła się kontrastami temp, rytmów, kroków i gestów. Był to radosny korowód, pełen blasku, młodości i urody.

Wielkie uznanie publiczności zaskarbił sobie dynamiczny Piotr Halicki w roli Błazna. Natomiast Witalij Litwinienko grający czarownika Rotbarta, główną postać tej części spektaklu, choć bardzo dobry technicznie, był za mało drapieżny, aby wiarygodnie ukazać całą gamę odcieni zła i przewrotności swojej diabelskiej natury.

Odegrana muzyka

Niestety, zawiodła mnie orkiestra Teatru Wielkiego pod kierunkiem Jacka Kraszewskiego. Począwszy od uwertury bardzo głośno i bardzo ostro brzmiały instrumenty blaszane. W porównaniu z subtelnie prowadzonymi instrumentami drewnianymi tworzyły niezrozumiałą, niezgodną z duchem muzyki romantycznej i nieuzasadnioną dramaturgicznie kakofonię decybeli.

Piękno muzyki Czajkowskiego do Jeziora łabędziego" to nie tylko rozlewne melodie o szerokiej kantylenie - to także zróżnicowanie nastrojów, eksponowanie motywów i tematów przewodnich. Szkoda więc, że pozornie łatwa, naprawdę jednak wymagająca ogromnej wrażliwości muzyka została tylko przez orkiestrę odegrana. Cóż z tego, że bez rażących usterek?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji