Wyścig z czasem i Pepsie
Jesień pogodna i ciepła, która znów wróciła do Warszawy, to jeszcze jeden atut do wygrania dla tych, którzy tak bardzo muszą się spieszyć, aby Dworzec Centralny mógł być oddany do użytku przed Zjazdem Partii. Rankiem, gdy opadną mgły, podnosi się zaraz tuman kurzu nad Śródmieściem, pył biały przesłania kontury nowej hali, mosty wiszące nad ulicami, obwodnice. Nad olbrzymim placem budowy królują jeszcze dźwigi, spychacze przepychają tony ziemi na dole, ale wyłania się już nowy kształt tej części miasta, już ruch samochodowy nie jest tak skomplikowany i trudny, bo co raz to oddaje się do użytku jakiś nowy fragment arterii. Jeździmy, patrzymy, w wieczornym dzienniku telewizyjnym słuchamy zapewnień, że budowniczowie zdążą i musimy ich podziwiać, bo tempo narzucili sobie olbrzymie, jeszcze tyle, tyle roboty, a czasu tak mało. I wszystko odbywa się w ciągłym ruchu miejskim, którego utrzymanie nastręcza przecież niemałe trudności.
Na pudowe dworca rzucono olbrzymie siły, ale jednocześnie trwają prace przy odbudowie i renowacji Domu Dziecka, w kilkunastu osiedlach mieszkaniowych podgania się terminy prac zewnętrznych przed zimą, wykorzystując każdy pogodny dzień jesieni.
Pierwsze w jesiennej sesji posiedzenie Sejmu odbyło się w odrestaurowanym wnętrzu. Zmieniony został dach i sklepienie sali i obrad, odremontowano i unowocześniono nie tylko salę posiedzeń parlamentu ale i kuluary, w których przecież niemała część życia parlamentarnego się toczy.
Stołeczny dziennik poranny w jesiennej aurze, w której odzywają się wszystkie dwunastnice i wrzody żołądka, zaczął bardzo pożyteczną akcję pod hasłem "Żyjmy zgodniej". Zaproszono do wypowiedzi ludzi znanych, otwarto łamy dla wszystkich i okazało się, że potrzeba życzliwości jest olbrzymia, że w równym stopniu ważna jest ona w ekipie drużyny narodowej, grupie alpinistów, co i w kolejce przed pocztowym okienkiem. Hajdukiewicz np. przypomniał, że wspaniały sukces wyprawy na Dhaulagiri możliwy był m. in. dzięki temu, iż każdy z jej uczestników osobiste ambicje zapakował głęboko do kieszeni i wszyscy myśleli o wspólnym trudzie, czego nie udało się osiągnąć wybitnym alpinistom z wyprawy IHE-71 i m. in. dlatego musiała się rozpaść ustalona ekipa. Trener Górski powiedział, że czasem trzeba ratować zespół kosztem jednostki, bo zdrowa i dobra atmosfera to podstawa sukcesu. A w ogóle wszyscy tęsknią do zwykłej codziennej życzliwości, uśmiechu i serdeczności, o które to rzeczy proste i oczywiste tak trudno dziś, w dobie pośpiechu, zbrutalnienia, biurokracji i innych plag. Skoro już o uśmiechu mowa, to trzeba odnotować nową premierę w teatrze "Kwadrat". Wyreżyserowana przez Dziewońskiego burleska autorstwa paryskiej aktorki Pierrette Bruno "Pepsie" znalazła znakomitą odtwórczynię roli głównej w osobie młodziutkiej Gabrieli Kownackiej. Świetnie poradziła sobie z debiutem teatralnym. Jest lekka, swobodna, świeża, a gdy przejęzyczyła się w tekście zmieniając "przewinienie" na "przemówienie" lub na odwrót - nie pamiętam - leciutko przeprosiła, poprawiła się i wśród śmiechu publiczności pojechała dalej. W ogóle premiera obfitowała w niespodzianki w rodzaju nie zaplanowanego łamania się krzeseł na scenie, ale było śmiesznie, choć nie udało się Dziewońskiemu przeskoczyć innej premiery, w Teatrze Polskim, w którym - przed laty - między antraktami zacięła się żelazna kurtyna i dyrekcja teatru umiała przeprosić publiczność zapraszając ją na koniec spektaklu w dniu następnym. Tyle z jesiennej Warszawy, w której triumf kolejny w roli Bel Ami święci modniejszy niż styl retro Wojciech Pszoniak.