Artykuły

Jednostka niczym

"Majakowski//Reaktywacja" Andrzeja Sadowskiego, w reżyserii autora w Teatrze Powszechnym im. Jana Kochanowskiego w Radomiu. Pisze Szymon Kazimierczak, członek Komisji Artystycznej XX Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Nowa polska dramaturgia chętnie czerpie inspirację z materiałów biograficznych. Na różne sposoby i z różnych powodów dzisiejsi autorzy chcą nas konfrontować z postaciami historii bardziej lub mniej odległej, oświetlając je nowymi kontekstami, pisząc im nowe kwestie, stawiając w zaskakujących sytuacjach i w końcu przygotowując materiał dla aktorów, którzy uobecnią ich w naszej współczesności - na scenie. Takich prób w ostatnich sezonach - zauważonych i docenionych - było co najmniej kilka. Paweł Demirski w "Bitwie warszawskiej 1920" udzielił głosu Józefowi Piłsudskiemu i Feliksowi Dzierżyńskiemu, Małgorzata Sikorska-Miszczuk przywołała w swoim dramacie księdza Popiełuszkę, zaś słowami Jolanty Janiczak przemówiła do nas w zeszłym sezonie caryca Katarzyna. W ten sam nurt wpisuje się także spektakl "Majakowski//Reaktywacja" Andrzeja Sadowskiego, wystawiony w Teatrze Powszechnym w Radomiu. I dość przewrotnie - jako najmniej udana próba dramatyczna z wymienionych tytułów - dostarcza bogatego materiału do przemyśleń na temat natury takich przedsięwzięć.

Włodzimierz Majakowski w obliczu dramatu współczesnej historii - to fascynująca sytuacja. Jeden z fundatorów rosyjskiego futuryzmu w literaturze, piewca rewolucji, autor awangardowej, ale i propagandowej poezji, z której przynajmniej kilka wersów przeszło do mowy potocznej, autor dwóch dramatów, wciąż dość żywych w teatralnym obiegu, budzący w mieszczańskiej Moskwie kontrowersje swoim "rozwiązłym" trybem życia, zmarły młodo w niejasnych okolicznościach w 1930 roku. Wskrzeszony dziś na scenie, mógłby zadać ważkie pytania o rewolucję, ideologię, sztukę, obyczajowość, czy nawet postęp techniczny i naukowy. Pod jego nieobecność wydarzyło się przecież wszystko to, co ukształtowało europejską kulturę XXI wieku: wojna światowa, Holocaust, dominacja komunistów i upadek Związku Radzieckiego, raczkujący kapitalizm; w życiu codziennym - postępujące uzależnienie człowieka od zdobyczy technologicznych; w sztuce - zmierzch socrealizmu, kolejne fale awangard, rozwój kina, wreszcie prym paradygmatu postmodernistycznego. "Reaktywowanie" Majakowskiego w 2014 roku jest więc pomysłem szalenie trudnym i ambitnym, ponieważ otwiera cały kosmos pytań o współczesnego człowieka, oraz - może zwłaszcza - pytanie o miejsce nieprzeciętnej jednostki w dzisiejszym świecie.

Niektóre z wymienionych tematów pojawiają się w radomskim przedstawieniu, ale powiedzmy od razu, że z żadnym z nich sobie nie poradzono. Po pierwsze ze względu na wątpliwy koncept fabularny - wywiedziony co prawda ze słynnej Pluskwy, ale w radomskim przedstawieniu potraktowany jednak z pewną naiwnością. Ów koncept opiera się na fantazji, w której Majakowski (Marek Braun) budzi się w dzisiejszych czasach z niemal stuletniej hibernacji, czy raczej - niczym w filmie science-fiction - zostaje "reaktywowany" we współczesności. Budowaniu tej sytuacji i wyciąganiu z niej fabularnych konsekwencji oddają się twórcy przez większą część spektaklu - jakby nie wierzyli, że samo postawienie przed nami aktora, który by Majakowskiego reprezentował, byłoby w teatrze zupełnie wystarczającym znakiem, że chcą nas z nim skomunikować.

Majakowski Sadowskiego budzi się we własne urodziny, długo dochodząc do siebie, nie do końca pamiętając na czym się jego "poprzednie" życie skończyło i nie rozumiejąc, w jaki sposób znalazł się w owej przyszłości, o której wielokrotnie marzył i pisał. Towarzyszą mu jego dawni przyjaciele: Aleksander Rodczenko - zaprzyjaźniony z Majakowskim fotograf i plastyk; Osip i Lila Brik - małżeństwo, z którym Majakowski przez wiele lat żył w tzw. ménage trois; Weronika Połonska - aktorka moskiewskiego MChAT-u, ostatnia miłość poety. Mieszkają w ciemnym squacie, wypijają hektolitry alkoholu, układają piosenki do nieśmiertelnej poezji Wołodii, sypiają ze sobą, kochają, nienawidzą (aż dziw bierze - czy to aby na pewno XXI wiek, czy nie lata siedemdziesiąte, kiedy tego typu komuny stanowiły społeczny fenomen).

Ta czwórka przebywa w "przyszłości" już dłuższy czas, dlatego dość nieźle orientuje się w kształcie współczesnego świata. Świeżo wybudzony Wołodia przechodzi przez kolejne etapy uświadamiania: na nowo przypomina sobie nieproste relacje z przyjaciółmi, uczy się własnych wierszy, zapowiada, że napisze nowe, wreszcie dopytuje co się wydarzyło na świecie pod jego nieobecność. Jego towarzysze ogólnikowo tłumaczą mu, że "była wojna", którą Rosjanie wygrali, choć owo "wygrali" wypowiadają z goryczą, czego Wołodia jakby nie zauważa, ciesząc się: "to przecież dobrze". Ten brak przenikliwości bohatera jest zastanawiający. To niestety nie jedyna scena spektaklu, w której duży, ważny temat, zostaje w pół słowa zarzucony. Nie wnikliwiej potraktowany został, zasygnalizowany w kilku scenach, wątek sztuki. Na początku Majakowski dowiaduje się, że nazywanie czegoś "pięknym" jest dziś passé, gdyż współcześnie słowo to zastępuje bardziej adekwatne: "zajebiste". W innej scenie jego towarzysze wykonują przed nim coś w rodzaju performatywnego czytania Pluskwy, które Sadowski obliczył na parodię postdramatycznej maniery. Oburzony i zdezorientowany bohater przerywa spektakl.

LILI Wołodia, psia mać! Czego chcesz? Teraz, współcześnie, w przyszłości, już się nie robi całych tekstów. Sławniejszych od ciebie

MAJAKOWSKI No, proszę, są i sławniejsi ode mnie, proszę Brawo!

LILI Sławniejszych od ciebie się kroi, zamienia, poddaje eksperymentom To jest jak z rozbiciem atomu na mniejsze atomy. Atom wybucha a potem

ALEKSANDER Tworzy się instalacje

MAJAKOWSKI Co takiego?

ALEKSANDER Performatywny dyskurs, rozumiesz?

MAJAKOWSKI O czym ty bredzisz?

ALEKSANDER O sztuce.

MAJAKOWSKI Mam gdzieś taka sztukę!

Jest dość jasne, że ten żal Majakowskiego jest żalem samego reżysera - bohater Sadowskiego czuje wobec najnowszej sztuki kompletną bezradność. Zarzeka się, że już niedługo sam będzie pisał nowe wiersze - ale nic z tego. W zamian śpiewa z przyjaciółmi swoje dawne poematy pod rockowe aranżacje (nawiasem mówiąc nie są to szczyty aktorskiej i wokalnej interpretacji) - które wypadają dość miałko i nieznacząco. Wyłania się myśl z tego myśl, że gdyby Majakowski żył dzisiaj, byłby może liderem jakiejś pesymistycznej i zaangażowanej politycznie rockowej kapeli. Marek Braun w swojej roli eksponuje zresztą niemal wyłącznie porywczy charakter i uwodzicielską fizyczność Majakowskiego: ciągle krzyczy, bluźni, wybucha szaleńczym śmiechem, pije, uwodzi, stając się jednym z wielu współczesnych nam ludzi bez właściwości. Inną postawę reprezentuje Rodczenko (Adam Majewski), który obsesyjnie kradnie z marketów ekskluzywne tostery, przeczuwając w masowej produkcji artystyczny potencjał (bo chyba nie słyszał o Warholu?).

Zasadnicze pytania, od których Sadowski zaczął namysł nad swoim bohaterem - co by było, gdyby Majakowski ożył w dzisiejszych czasach? Co by miał nam do powiedzenia? Po co dziś się z nim konfrontować? - zostają w gruncie rzeczy bez odpowiedzi.

ALEKSANDER To tylko gra.

MAJAKOWSKI Jaka gra?

ALEKSANDER Jesteśmy w grze. W grze digitalnej. Nie zrozumiesz tego.

MAJAKOWSKI Jak szachy.

ALEKSANDER Coś więcej niż szachy. Nie zrozumiesz. [...]

MAJAKOWSKI O co chodzi w tej grze? Dlaczego ja?

ALEKSANDER Nie wiem.

MAJAKOWSKI A ty? Dlaczego jesteś w tej grze?

ALEKSANDER Nie wiem. Wiem tylko, że psim swędem dostałem kolejne życie. Dodatkową szansę.

Otóż to - teatr jest grą, w której "kolejne życie", czy "dodatkową szansę" może dostać caryca Katarzyna, Józef Piłsudski czy Włodzimierz Majakowski. Jest to po prostu właściwość tego medium - dlatego budowanie sążnistych fabuł, w których historyczna postać zostaje "odhibernowana" z przeszłości, jest tu po prostu tautologią, na granicy uwłaczania inteligencji widza. Symptomatyczne jest tu pytanie rzucone przez aktora wprost do publiczności: "kiedy ostatnio czytaliście coś Majakowskiego?" - z góry zakładające, że na widowni zapanuje znaczące milczenie. Zamiast jednak poddawać w wątpliwość kompetencje publiczności, zapytałbym raczej aktorów: co by zrobili, gdyby okazałoby się, że widzowie akurat przygotowali się do spektaklu i poczytali co słynniejsze kawałki poety? A nawet jak nie poczytali, to na pewno kojarzą słynne: "jednostka zerem, jednostka niczym". Nie wdając się już w ocenę przedstawienia, jest to całkiem poręczna fraza w jego interpretacji. U Sadowskiego Majakowski wpada w sidła własnych słów - bohater, osobowość, jednostka, nawet jeśli nie jest jeszcze niczym, przeżywa tu całkiem poważny kryzys.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji