Artykuły

Urodzony w niedzielę

- Jestem prawdziwym lokalnym patriotą. Nigdy nie zdradziłbym mojego Śląska - mówi Andrzej Grabarczyk.

Zjednuje sobie ludzi niepoprawnym optymizmem, wyznaje bowiem prostą zasadę -śmiech to zdrowie. Widzowie "Klanu" nie potrafią sobie wyobrazić, by Jerzego Chojnickiego grał inny aktor.

Robert Kucharski: - Czy "Klan" wpłynął na Pana życie i aktorstwo?

Andrzej Grabarczyk: - Nie. Zaczynałem pracę w serialu już jako człowiek w pełni ukształtowany, aktor z doświadczeniem. W teatrze gram od 22 lat, mam na koncie wiele ról filmowych. Nawet z twórcami "Klanu" spotkałem się nie pierwszy raz. Wcześniej były "W labiryncie" i "Fittness Club".

- Jest Pan tak samo przedsiębiorczy jak Jerzy Chojnicki?

- Udaje mi się wiązać koniec z końcem, choć i mnie wiodło się różnie. Podobnie jak wielu kolegów wyjechałem za granicę, ale wróciłem i tego nie żałuję. Ale z biznesem nigdy nie miałem nic wspólnego, trzymałem się od niego z daleka.

- Nie ma więc żadnych wspólnych cech Andrzeja i Jerzego?

- I we mnie i w moim bohaterze jest nuta optymizmu i wiara w to, co się robi. Kocham życie i staram się zawsze przenosić to na ekran.

- Pochodzi Pan ze Śląska i jest lokalnym patriotą.

- To prawda. W Warszawie działa Towarzystwo Przyjaciół Śląska. Spotykamy się bardzo często. Jest to region tak bogaty w tradycję i kulturę, że trudno byłoby mi się od niego odciąć. Wychowałem się tam i kiedy spotykam się z kolegami z tamtych stron, momentalnie przechodzę na śląski dialekt.

- Jest Pan z rodziny aktorskiej.

- Mój ojciec jest aktorem, a teraz nawet moim kolegą z warszawskiego Teatru Kwadrat. Razem gramy w spektaklu "Mayday 2". Mama też pracowała w teatrze, więc wychowałem się blisko sceny. Rodzice chcieli uchronić mnie przed losem aktora, bo wiedzieli, jak ciężki to zawód, z iloma wyrzeczeniami, z jakim stresem się wiąże. Ja też na początku chciałem spróbować czegoś innego, więc wybrałem zootechnikę. Po roku zdecydowałem się zdawać na aktorstwo, nie wierząc, że się uda.

Po pierwszym roku zrozumiałem, że to moja droga. Poza tym miałem wspaniałych profesorów, m.in Zofię Mrozowską i Tadeusza Łomnickiego, więc po prostu głupio byłoby ich zawieść.

- Mówi Pan, że napędza go przyroda.

- Rzeczywiście. Rodzice przyjechali na Śląsk z Mazur, dlatego przez całe dzieciństwo wyjeżdżaliśmy tam na wakacje. Jeziora i lasy mazurskie na trwałe wpisały się w moją pamięć. Śląsk nie oazą zieleni, ale tuż obok jest Jura Krakowsko-Częstochowska. Tam miałem swoją namiastkę Mazur. Teraz, gdy tylko mam czas, uciekam do przyrody.

- Jest Pan zodiakalnym Bliźniakiem. Czy zauważa Pan w sobie cechy charakterystyczne dla tego znaku?

- Tak. Wierzę w astrologię. Co więcej urodziłem się w niedzielę i tym usprawiedliwiam swoje szczęście. A jeśli chodzi o Bliźnięta, mam w sobie, jak chyba wszyscy spod tego znaku, pewną dwoistość i zmienność. Ktoś powiedział, że równie dobrze wyglądam we fraku i w zdeptanej jesionce.

- Z wieloma kolegami aktorami tączy mnie wędkarska pasja - mówi pan Andrzej. - W Teatrze Kwadrat są wytrawni wędkarze, choćby Jerzy Turek, Paweł Wawrzecki, Jan Kobuszewski. Mamy łódki, pływamy razem po Bugu i Narwii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji