Artykuły

Co ma państwo do kultury?

6 milionów przeznaczonych przez ministerstwo kultury na Świątynię Opatrzności oburzyło wielu. I skłoniło do zadania pytań o finansowanie polskiej kultury. Kto powinien przyznawać pieniądze i na jakich zasadach - zastanawiają się Paweł Bravo, Paulina Wilk i Andrzej Stasiuk w Tygodniku Powszechnym.

Na chwilę podniosła się mgła obojętności, która zwykle spowija finansowanie kultury przez państwo. Obojętności zrozumiałej, jeśli pomyśleć o realnym uczestnictwie Polaków w kulturze - pisze Paweł Bravo w artykule "Granty i kanty". - Przyznajmy też, że w grę wchodzą sumy małe nawet w porównaniu z budową mostu na powiatowej drodze, więc nie da się na nich ukręcić porządnego skandalu. Pobieżne nawet przyjrzenie się publicznie dostępnym danym o dotowaniu kultury i wysłuchanie prywatnie opowiadanych historii o inicjatywach zależnych finansowo od państwa, skłania do wniosku, że dywan i miotła jednak są bardzo potrzebne w siedzibie resortu przy Krakowskim Przedmieściu.

Weźmy Pakt dla Kultury - jego inicjatorzy, zacne grono Obywateli Kultury, lobbowali za nie tylko za zwiększeniem wydatków państwa na kulturę (znane hasło jednego procenta budżetu) ale i ich ujęciem w system wypracowany pod dyktando zaangażowanych praktyków, definiujących nowoczesne cele i nowoczesne sposoby wydatkowania. Minister z zadowoleniem ogłasza, że pieniędzy do podziału ma coraz więcej - w tym roku budżet o siedem procent wyższy niż rok temu i nareszcie bliski owego procenta. Kto mu patrzy na ręce? Na stronie Obywateli Kultury ostatnie informacje pochodzą sprzed półtora roku, sobotni krzykacze rozejdą się do swoich kawiarni jak większość facebookowych słomianych akcji. I tyle...

Tymczasem prawda ukryta w coraz większych budżetach jest taka, że te pieniądze dalej są wydawane bez ładu i składu za parawanem drobiazgowych procedur konkursowych i przetargowych; w zamyśle mają stanowić fundamenty bezstronnego, przejrzystego mechanizmu, wspierającego w przewidywalny sposób jasno określone cele, ale tworzą rzeczywistość jeszcze bardziej mętną niż dawniejsze rozdawnictwo po uważaniu.

Idealny funkcjonariusz państwa, jak się chce nam wmówić, jest tylko przekazicielem mądrości algorytmów i procedur, uwolnionego od przypadkowości machinarium, gdzie w charakterze "ludzkiej wkładki" biorą udział anonimowi eksperci, właściwie będący tylko przystawką do tabelki. Ludzie i instytucje ubiegający się o pieniądze od państwa coraz częściej, w przypadku odmowy, są w sytuacji bohatera scenek z serialu "Mała Brytania", który na każdy swój argument w sprawie, z jaką przyszedł do urzędu czy banku słyszy beznamiętny głos biuralisty: "komputer mówi: nie". Arbitralność i uznaniowe przesłanki decyzji państwowych nie są złe same w sobie - można np. sobie wyobrazić działającego samodzielnie ale mądrego urzędnika z dobrym rozeznaniem w dziedzinie, jaką ma sterować, który umie w dodatku wyważyć racje wielu graczy. Naprawdę złe stają się wtedy, gdy przestajemy je widzieć, gdy maskują się pod warstwą eksperckiej pseudoracjonalności i narzucają się jako bezalternatywne, obiektywnie słuszne.

Nie umiemy się zdecydować, czy kulturę dokarmiać z państwowego budżetu, traktować jako samodzielną gałąź biznesu, czy też wpisać w sferę dobrowolnej wymiany non-profit - pisze Paulina Wilk w artykule "Panna w szpagacie". - Polska kultura przespała transformację i w wolnorynkowej rzeczywistości, gdzie wszyscy konkurują ze wszystkimi, cieszy się specjalnym traktowaniem - ma państwowego mecenasa. Niestety, słabnącego i traktującego ją jak uciążliwą podstarzałą pannę na wydaniu. Kultura doskwiera mecenasowi tym bardziej, że jak dotąd jej wdzięki doceniło niewielu zamożnych przedstawicieli biznesu. Dlatego co roku państwowy sponsor funduje kulturze kusą sukienkę, pozszywaną z lepszych lub gorszych pomysłów i projektów, nadsyłanych z całego kraju. Polska kultura ma co prawda niezliczone rzesze absztyfikantów, którzy ją uwodzą, komplementują i chcieliby spędzić z nią życie, ale nie mają za co. Jest też spora grupa utrzymanków, którzy stworzyli wokół kultury ciasny krąg ciułaczy. Jest wreszcie grupa zawodowców, którzy chcą z nią robić interesy, ale napotykają na nieufność i niesprzyjające warunki. Jest też mała, ale zdobywająca zwolenników ekipa domagająca się udostępnienia jej uroków dla wszystkich.

Polska kultura pozostaje beneficjentką socjalistycznego systemu centralnego rozdawnictwa. Zapisany w konstytucji obowiązek wspierania kultury przez państwo gwarantuje jej przetrwanie. W jakiej kondycji? Znajdą się zarówno rzecznicy alarmujący o "głodowych racjach" powodujących powolne wykańczanie kultury, jak i tacy, którzy będą udowadniać marnotrawienie środków publicznych na finansowanie przedsięwzięć bezwartościowych, fasadowych, wręcz niepotrzebnych.

Powiązanie kultury ze strukturami państwowymi powoduje, że w znikomym stopniu interesuje się nią biznes. Ponad dwie dekady wolnego rynku nie wystarczyły, by rozkwitło w Polsce partnerstwo publiczno-prywatne. Oczekiwanie, że biznesmeni będą finansować kulturę z dobrego serca, jest niedorzeczne, jednak państwo i sami twórcy kultury nie chcą tego przyjąć do wiadomości. Lęk o to, że chęć zysku zniszczy działania kulturotwórcze, nie jest do końca uzasadniony. Bo kategorie opłacalności, ekonomicznej wartości inwestycji kulturalnych weryfikują także to, czy są one połączone z autentycznymi potrzebami odbiorców.

Pisarz Andrzej Stasiuk w tekście "Zrobieni na tacy" stwierdza: - Nasza ojczyzna jest parkiem tematycznym imienia Jana Pawła II. Dokładanie jeszcze jednej karuzeli czy diabelskiego młyna wydaje się przedsięwzięciem tyleż desperackim, co bezsensownym.

Daliśmy sześć milionów. To znaczy minister kultury wyjął nam z kieszeni i bez pytania dał, jako dotację, na Centrum Opatrzności Bożej. A najbezczelniejsze w całej sprawie jest to, że największa suma poza "dotacją papieską", przyznana w tym ministerialnym rozdaniu, to ledwo 600 tysięcy, czyli 10 procent powyższej. Oto prawdziwe proporcje myślenia o kulturze w urzędzie przy Krakowskim Przedmieściu.

***

Do przeczytania w Tygodniku Powszechnym

Paweł Bravo "Granty i kanty"

Paulina Wilk "Budżet, biznes czy non-profit: jak finansować kulturę"

Andrzej Stasiuk "Zrobieni na tacy: 6 mln na Świątynię" Opatrzności Bożej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji