Zbieg
O problem zarysowany w "Zbiegu" F. Hochwaldera można by oprzeć interesującą powieść lub dramat psychologiczny. W zaproponowany schemat fabularny dałoby się wpisać wiele wiedzy o mechanizmach psychicznych, o które opierał się faszyzm. Przełom dokonujący się w postawie Strażnika, to materiał na świetne studium psychologiczne. Podobnie interesująca jest w swoim zarysie postać Kobiety,
Nie oglądaliśmy jednak wczoraj na ekranie TV dramatu psychologicznego. Realizatorzy opracowujący tekst i reżyser A. Kowalczyk, starali się, bez powodzenia zresztą, wcisnąć ,,Zbiega" w dość ciasne ramy Teatru Sensacji. W rezultacie otrzymaliśmy spektakl któremu równie daleko było do sensacyjności, jak i do serio traktowanej "psychologiczności". Na psychologię przy skrótach i uproszczeniach po prostu nie starczyło miejsca; nie mieliśmy okazji do zastanawiania się nad motywami wewnętrznych przemian dokonujących się w bohaterach, musieliśmy wierzyć autorowi na słowo. Nie obyło się przy tym bez deklaratywności i retoryki.
W sumie - niełatwe zadanie dla aktorów, którzy chcieli tchnąć prawdę w prezentowane postaci. Najlepiej wywiązała się z tego zadania K. Królówna, ale trzeba przyznać, że rola Kobiety zarysowana była przez autora (lub adaptatora) stosunkowo najbardziej konsekwentnie. Już jednak H. Bąk, renomowany aktor, świetnie prowadzący dialogi, nie zdołał w tym przypadku uwidocznić motywów działania Strażnika; zbyt trudną łamigłówką była ta kluczowa dla sztuki postać.
Aż szkoda, że ze "Zbiega" zrobiono "Kobrę". Kto wie, może w ramach innego rodzaju teatru byłby to dobry spektakl.