Artykuły

Zbieg, który ma dużo czasu...

Bo rzeczywiście: nie dość, że ucieka z transportu, nie dość, że spędza tę noc z młodą żoną starego strażnika ochrony pogranicza, że nabiera jej zapasy żywności i zaopatrzony w dobre informacje udaje się w góry, by tą drogą przedostać się do Szwajcarii (rzecz dzieje się w Austrii, malowniczo zaznaczonej tyrolską suknią bohaterki). Nie dość na tym. Zbieg wraca z drogi, wraca raz, drugi i trzeci. Niepokoi się o młodą żonę starego strażnika, zostaje wreszcie przyłapany u niej przez męża (tegoż strażnika), a poruszywszy jego sumienie i zachwiaw­szy jego światopoglądem - wyrusza po raz trzeci po ratunek dla siebie, ale - rzecz jasna - znowu... musi się wrócić po młodą żonę, i jej węzełek, którego to zabranie niezbicie dowodzi, że rzeczona opuszcza męża ze zbiegiem na zawsze. A wszystko to w atmosferze zagrożenia, osaczenia, zemsty Niemców, no i - teoretycznie - pod presją uciekającego czasu. Praktycznie, jak widać, nasz zbieg miał go w zapasie ogromne pokłady.

Niestety, konfrontacja moralnych po­staw bohaterów wyszłaby najlepiej w gatunku do tego przeznaczonym, to jest w dramacie psychologicznym. Tak też i napisana jest sztuka austriackie­go pisarza Hochwaldera. Awans dramatu do rangi widowiska sensacyjnego, czy też - jak kto woli - jego degra­dacja, musi być usprawiedliwiony pew­nymi drobiazgami: żywym i wartkim tempem, akcją logicznie skonstruowaną, szeregiem zaskoczeń pewną niespodzian­ką zakończenia. Czy te drobiazgi reprezentował wczorajszy "Zbieg"? Ejże...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji