Tańczący z wilkiem
Wczoraj o godz. 13. 00 w Sali Wielkiej Centrum Kultury,,Zamek" dzieci obejrzały przedstawienie z udziałem tancerzy Teatru Wielkiego. Premierowy spektakl rozpoczął się krótką prezentacją instrumentów i trwał zaledwie pół godziny.
Pierwszy na scenie pojawia się narrator (Andrzej Ogórkiewicz). Witając się z dziećmi przybliża postać autora sztuki - Sergiusza Prokofiewa i opowiada o zamyśle, jaki towarzyszył mu podczas pisania muzyki do baletu "Piotruś i wilk". Dzieci dowiadują się, że w przedstawieniu, które za chwilę obejrzą, wystąpią postaci imitowane przez instrumenty muzyczne. Narrator zaprasza na scenę muzyków i opowiadając o instrumentach, prosi o ich prezentację. Słuchamy brzmienia fletu w wykonaniu Brygidy Binek, klarnetu (Kazimierz Budzik), oboju (Mariusz Dziedzieniewicz) i fagotu (Jan Janas). Muzyka powołuje do życia postaci sztuki, które kolejno wkraczają na scenę, jednocześnie dzieci odgadują tytuły bajek, z jakich pochodzą zagrane fragmenty.
Zaczyna się przedstawienie. Aktorzy Teatru Wielkiego: Artur Furtacz jako Piotruś, Bogdan Jabłoński jako wilk oraz Irina Prochorienko - ptaszek tańczą do muzyki Prokofiewa. Treść bajki jest prosta - swawolny Piotruś pod nieuwagę dziadka (Ryszard Dłużewicz) wymyka się z domu, by beztrosko pohasać po zielonej łące. Przypadkowo poznaje ptaszka, kotka (Wioletta Misiak) i kaczuszkę (Anna Biniak) i zaprzyjaźnia się z nimi. Jak to zwykle w bajkach bywa, w słodką sielankę wkracza zły wilk. Bestia pożera kaczuszkę i zabiera się za ukrytych na drzewie - ptaszka i kotka, ale przebiegły Piotruś ratuje zwierzątka z opresji. Wszystko dobrze się kończy - usidlony wilk zostaje zmuszony do wyplucia połkniętej kaczuszki, dziadek przestaje gniewać się na nieswornego wnuczka, a myśliwi (Jarosław Gorczak i Grzegorz Witkowski) dziękują chłopcu za pomoc w schwytaniu zwierzaka, na którego od dawna polowali.
Zdaje się, że nie treść, ale sugestywna muzyka, o wielkiej sile tworzenia wyobrażeniowych obrazów, jest w spektaklu najważniejsza. Nieustannie podkreślał to z resztą akustyk, zagłuszając krzyczane przez narratora partie tekstu. Choć pół godzinne przedstawienie budzi pewien niedosyt to chyba wystarczy, by nie zacząć się nudzić.