Artykuły

Teatr o błądzących we mgle

"Spisek smoleński" w reż. Lecha Raczaka Fundacji Orbis Tertius - Trzeciego Teatru w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Spektakl "Spisek smoleński" Lecha Raczaka jest przysłowiowym kijem wsadzonym w mrowisko. Aktorzy odgrywający scenę z wnętrza spadającego prezydenckiego tupolewa giną z okrzykiem "kurwa mać!" na ustach. Nie spodobało się to niektórym widzom podczas premiery. Ale nie mogło być inaczej.

Najnowszy spektakl Lecha Raczaka i założonej przez niego grupy Trzeci Teatr, który będzie można zobaczyć ponownie dziś i jutro w klubie Pod Minogą, to przede wszystkim opowieść o zawłaszczaniu pamięci. A także o tym, że na temat Smoleńska prawdopodobnie nigdy nie wypracujemy jednej, wspólnej narracji. Takiej, która by nikogo nie raniła, nie skłaniała do martyrologicznego rozdzierania szat, aktów wzajemnej nieufności i ogólnonarodowej nienawiści.

Bohaterami przedstawienia "Spisek smoleński" nie są wcale ci, którzy 10 kwietnia 2010 r. zginęli w katastrofie prezydenckiego samolotu. Raczak i jego aktorzy opowiadają dosadnie - i nieco autoironicznie - o grupie innych nawiedzonych artystów, przygotowujących spektakl z tezą: historię o międzynarodowym spisku polskich i rosyjskich rządów. W ich wersji wydarzeń jest m.in. miejsce na scenę, w której postacie w wojskowych płaszczach i przeciwgazowych maskach wcielają się w role morderców dobijających ofiary katastrofy. Jest starsza kobieta w charakterystycznym berecie, łkająca nad losem kaczuszki-maskotki, którą ktoś rozerwał na jej oczach w akcie złośliwego wandalizmu. Są pojemniki ze sztuczną mgłą, która chwilami spowija całą scenę. Jest Antygona, która wnosi na scenę gaśnicę z ukrytą bombą.

Ale są też białe i czerwone znicze, palące się cicho na stołach przez cały spektakl. I chwytający za gardło fragment, w którym siedzący na stołach aktorzy opadają na krzesła niczym pasażerowie wciskani w siedzenia podczas startu samolotu. Z głośników sączy się niepokojący świst silnika.

Za co naprawdę giną bohaterowie spektaklu "Spisek smoleński" Lecha Raczaka? Sami śpiewają, że za Polskę. Za jaką? Reżyser "Spisku..." przygląda się jej niezwykle krytycznym okiem.

A ponieważ przygląda się soczyście przy tym klnąc - jeden z widzów złożył na niego właśnie doniesienie do prokuratury. To Ryszard Nowak, przewodniczący Ogólnopolskiego Komitetu Obrony przed Sektami i Przemocą. - Ohydne widowisko - napisał o dziele Raczaka w rozesłanym do mediów liście. I dowodził, że spektakl Trzeciego Teatru jest kpiną z ofiar katastrofy w Smoleńsku.

Lech Raczak mówił przed premierą, że spodziewa się skandalu. I że tekst, który napisał, zrodził się z niezgody na rzeczywistość.

Być może reżyser "Spisku " nie mówi nam na scenie nic nowego: przywołuje zbiorowe obsesje, które dobrze znamy z ekranów telewizorów. Może nie ma w tym spektaklu zbyt wiele empatii. Ale jest w nim na pewno dużo szczerej, skłaniającej do myślenia złości. Na jazgot, który przyćmił prawdziwą, cichą i bolesną żałobę. I na samą żałobę, która nie ma końca.

Łatwo się śmiać - powie ktoś. Z moherowych beretów, kalek, obrońców krzyża, starców, "oszołomów", znerwicowanych kobiet na "prozacu", tych, którym w życiu nie wyszło, i tych, którzy są na świeczniku.

Być może ten śmiech przychodzi nam czasem zbyt łatwo. Ale jeśli nie on - to co nam pozostaje?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji