Artykuły

Skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy

"Dziady" w reż. Michała Zadary w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Aleksandra Sowa w serwisie Teatr dla Was.

Zabranie się za mickiewiczowskie "Dziady", za próbę reinterpretacji i wystawienia na scenie tego "arcydramatu" to ogromne ryzyko. Dzieje się tak przede wszystkim z powodu legendy wyrosłej z paradygmatu romantycznego, która sprowokowała skamieniałe przeświadczenia na temat tekstu i wyświechtane ścieżki interpretacyjne, o których uczymy się (zbyt wcześnie) w szkole i niekoniecznie poddajemy głębszej refleksji. Dodajmy to tego wybitne, XX-wieczne inscenizacje dzieła, naznaczone politycznym zaangażowaniem i będące wręcz narzędziem walki z systemem. Ciężko się nie zniechęcić, jako reżyser, dyrektor, aktor, scenograf, i ogólnie człowiek teatru, który musi zmierzyć się z tym dziedzictwem.

Michał Zadara postanowił być pierwszym odważnym i wymyślił, że nie tylko wystawi "Dziady", ale nie skróci tekstu ani o zdanie, nie doda nic od siebie i w efekcie pokaże na scenie cały tekst Mickiewicza. Finał tego fenomenalnego projektu będzie można oglądać co prawda dopiero za dwa lata, ale już teraz dostaliśmy przedsmak tego wydarzenia. Pierwszy rzut to pięciogodzinny, bardzo efektowny spektakl, będący sceniczną realizacją części I, II, IV i wiersza "Upiór".

Reżyser postawił szereg istotnych pytań: czym są "Dziady" dla nas w drugiej dekadzie XXI wieku? Czy i co mówią o naszej tożsamości? Czy aby stały się aktualne, musimy je umieścić w kontekście bieżącej polityki? Czy w ogóle da się to zrobić? Czy słowo Mickiewicza cokolwiek jeszcze znaczy? A zatem czy jest zrozumiałe? Odpowiedzi są jednak bardzo różne od tych, które proponuje nam większość "topowych" polskich twórców teatralnych. U Zadary tekst aktualny nie znaczy tekst zmieniony wbrew woli autora, tekst "inspirowany" dziełem. Tutaj aktualność wynika z dogłębnej lektury, świadomości historii i doświadczeń współczesnego widza. "Dziady" są dla Zadary polityczne o tyle, o ile sztuka jest polityczna w ogóle, ale nie jawią się jako utwór wyłącznie o tematyce narodowej - szczególnie, że ta pojawia się właściwie tylko w części III. Przemyślana i uzasadniona wydaje się więc decyzja o podziale pracy nad poszczególnymi partiami tekstu w taki sposób, że cz. III zostanie nam przedstawiona za rok, w kolejnej odsłonie tego artystycznego przedsięwzięcia.

Wrocławskie "Dziady" powstały głównie po to, aby zmienić funkcjonujące wokół tekstu skamieniałe mity. Ponadto, by pokazać nam, że polska tożsamość ukryta w rodzimej literaturze nie doprasza się o aktualizację, bo jest aktualna - na poziomie doświadczenia człowieczeństwa. Zadara mówi o zderzeniu wspólnoty i indywidualności, ale zostawia politykę, próbując z romantycznej opowieści wyciągnąć to, co uniwersalne i dotyczące przeżycia jednostki w społeczeństwie. A jakie jest to przeżycie? Tragikomiczne. To groteska połączona z bolesną emocją. Granie między dwoma biegunami: wzniosłości przechodzącej w świadomą śmieszność.

Jak to się dzieje? Tekst Mickiewicza został zestawiony z momentami sprzecznym, przejaskrawionym, nieprzystającym do niego sposobem wypowiadania wersetów, a oniryczność, bajkowość - z przyziemnością kostiumu i elementów scenografii. Niemal absolutna ciemność stojącego na odludziu baraku rozjaśniana jest tylko słabą wiązką światła, a magia miejsca przełamana przez śmieci spadające na scenę. Oto współczesność. Oto prawda w środku trudnej do wyobrażenia współcześnie sytuacji obrzędu. Wywoływanie duchów przodków widzimy za gęstą ciemnością i mgłą na scenie, ale też poprzez obraz z kamery. Tyle, że użycie nowego medium nie jest tu fanaberią reżysera, a niezbędnym narzędziem - podglądamy to, co gołym okiem nie byłoby dostrzegalne z widowni. W ciekawy sposób Zadara gra z realnością i fikcją. Momentami zbliża nas do złudzenia, oczarowania światem wykreowanym na scenie (ogień jest ogniem, latanie lataniem, a dzieci dziećmi - zresztą role dziecięce są w spektaklu fenomenalne i godne podziwu), ale zwraca się też po ostentacyjnie umowne środki.

Tak długi maraton teatralny jest zawsze walką o uwagę i nieznudzenie widza. Nie jestem pewna, czy wrocławskie "Dziady" w ogóle stwarzają sytuację, w której twórcy musieliby się bać o to, że widownia zaśnie. Ciągłe napięcie między tekstem a jego wypowiedzeniem przez aktorów, szczególnie widoczne w fenomenalnym popisie aktorskim Bartosza Porczyka w IV części, nie pozwala na oderwanie się od niezwykłego świata, który twórcy wykreowali na scenie Teatru Polskiego.

Zadarze udało się to pierwsze podejście do "Dziadów" z jednej, prostej przyczyny: ani przez chwilę nie uległ kuszącej perspektywie zawłaszczenia tego tekstu. I chciał go poznać. To jest przedstawienie, które po prostu trzeba zobaczyć - bo jest bez wątpienia dobre i na swój sposób przełomowe. A także obrazuje coś, co zawsze w sztuce jest ciekawe: jacy jesteśmy, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy. Nie tylko jako ludzie. Jako polski teatr.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji