Artykuły

Gdzie jest reżyser?

"Stand_up Witkacy"w reż. Wiesław Cichego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Trawestując cytat z "Rejsu" Piwowskiego - piekielnie trudno być równocześnie twórcą i tworzywem. W teatrze udaje się to niewielu. Nie udało się Wiesławowi Cichemu w najnowszej premierze Teatru Polskiego w Międzynarodowy Dzień Teatru - "Stand_up Witkacy"

Podczas oglądania premierowego spektaklu na Scenie Kameralnej towarzyszyło mi rzadko doświadczane w takim natężeniu przykre uczucie zażenowania.

Ze ściśniętym sercem patrzyłam na genialnego aktora, którego znam z kilkunastu znakomitych ról. Oto stając przed szansą zrealizowania monodramu, koncertowo ją marnuje. Co się złożyło na tę porażkę? Nieszczęśliwie wybrany i zmontowany tekst, kiepskie inscenizacje piosenek, przypadkowa scenografia, premierowy stres, chaotyczne przebieranki, rozpaczliwe próby nawiązania do formuły stand-upu poprzez tanie grepsy, strojenie min i puszczenie oczka do widowni, a przede wszystkim - brak reżysera. To jest głównym powodem, który sprowokował Cichego do wykonania tego brawurowego skoku na główkę do pustego basenu.

Żal do dyrekcji teatru

Mam tu żal nie tyle do samego aktora - trudno robić Cichemu wyrzuty, że będąc u szczytu kariery, nabrał ochoty na benefis, one man show, którego będzie jedynym twórcą - co do dyrekcji teatru, która powinna jego zapał w stosownym momencie powściągnąć. I dodać jeszcze jedno nazwisko do listy płac tej produkcji - reżysera. Ten brak woła tu o uzupełnienie tak głośno, że trzeba było ten gest wykonać, nawet jeśli miałby pogwałcić artystyczne marzenia aktora. Scena Inicjatyw Aktorskich, której działalność "Stand_up Witkacy" rozpoczął, nie może przecież oznaczać braku kontroli nad wykonawcami, a dyrektor teatru czasem musi być twardzielem, jakkolwiek nieprzyjemna byłaby ta rola.

Cichy, realizując "Stand_up Witkacy", wraca do pomysłu sprzed 26 lat, kiedy w Opolu zagrał monodram "Firma portretowa. O zaniku uczuć metafizycznych" wg Stanisława Ignacego Witkiewicza - monodram znakomity, nagrodzony na Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Jednego Aktora w Toruniu. Tamten spektakl miał jednak reżysera - to po pierwsze. Po drugie, jego premiera odbywała się w szczególnym okresie, kiedy twórczość Witkacego przeżywała renesans zainteresowania, zarówno ze strony krytyki, jak i artystów podejmujących się jej adaptacji. A choć zasadniczo polski teatr odkrywał dramaty Witkacego w poprzednich dwóch dekadach, to ten boom trwał w latach 80. - wtedy kolejne adaptacje zrealizował w jeleniogórskim teatrze Krystian Lupa, a w 1985, ogłoszonym rokiem artysty, zainaugurował swoją działalność Teatr Witkacego w Zakopanem. To zainteresowanie wykroczyło poza ramy teatru - w 1984 roku Andrzej Wajda nakręcił "W starym dworku, czyli niepodległość trójkątów", w 1989 - Mariusz Treliński zekranizował "Pożegnanie jesieni". Moda na Witkacego dotyczyła także tekstów teoretycznych, których prezentacja w formie teatralnej mogła mieć wymiar świeżości, odkrywania nieznanych, nowych terenów.

Ile Witkacego w dzisiejszym teatrze?

Dziś, choć we fragmentach, z których Cichy wraz z Piotrem Rudzkim zmontowali "Stand_up Witkacy" (obok teoretycznych i filozoficznych tekstów użyto do tej układanki także dramatów Witkiewicza) można odnaleźć wiele kwestii brzmiących wciąż świeżo i aktualnie (niebezpieczeństwo komercjalizacji, schyłkowa sytuacja sztuki, pozycja artysty, zanik indywidualności, niebezpieczna siła środków masowego przekazu czy ślepa wiara w bożka popularności), ale nawet one sumują się w odwieczny chór narzekania, jednakowo słyszalny we wszystkich epokach. Co dobitnie pokazuje, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki.

Tym, co w spektaklu się broni, są cienkie granice między pychą artysty a bezbronnością, pasją a autoironią, brawurą a obnażeniem własnej słabości, które udaje się momentami Cichemu wygrać. Są ciekawe kompozycje Rafała Karasiewicza. Scenograficzny pomysł z cytatem z fotograficznego portretu wielokrotnego Witkacego. I pokaz mody z pawim ogonem, tyleż witkacowska, co gombrowiczowska z ducha opowieść o Polsce.

Tej smutnej porażce towarzyszy pytanie, czy teatr naprawdę nie jest dziś w stanie nic więcej z Witkacego wycisnąć? Jego dramaty rzadko trafiają do repertuarów współczesnych scen, a kolejne pokolenia inscenizatorów nie znajdują do nich klucza. Jednocześnie praca prof. Janusza Deglera, autora "Witkacego portretu wielokrotnego", a także redaktora serii "Dzieła zebrane", dostarcza wciąż nowych fascynujących dowodów fenomenu życia i twórczości autora "Szewców" i "Nienasycenia", jakby stworzonych dla teatru.

Jeśli "Witkacy" miałby nam się objawić w standupowej formie monodramu opartego na prowokacjach wobec publiczności, daleko lepszego scenariusza dostarczyłyby wydane w ostatnich latach listy artysty - do żony, ale też do rodziny, znajomych i przyjaciół. W nich dostajemy bowiem uderzająco trafny, niezamierzenie bezlitosny, psychologicznie wielokrotny autoportret artysty. Witkacy jest tam nieznośny i fascynujący zarazem - oto najczulszy mąż i straszliwy egocentryk, proponujący żonie adopcję kochanki, hipochondryk zadręczający otoczenie opisami swoich dolegliwości, geniusz dzieckiem podszyty, zdolny do zadziwiająco trafnych diagnoz rzeczywistości. Jakiż to potencjał dla teatru. I dla utalentowanego aktora, zdolnego te wszystkie sprzeczności udźwignąć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji