Artykuły

Podróżni

PUNKTOWY reflektor rzuca snop świa­tła na młodego człowieka w mundurze amerykańskiej żandarmerii wojskowej. Ze scenicznego mroku wyłaniają się po­woli zarysy dworca kolejowego. Żandarm legitymuje wchodzących na perony. Bę­dzie on towarzyszył pasażerom przez ca­łą podroż, będzie jak anioł stróż czuwał nad spokojem w pociągu. Dziwny to po­ciąg! Pociąg - symbol. Pędzi z zawrotną szybkością w niewiadomym dla podróż­nych kierunku. O celu podróży wie tyl­ko amerykański kierownik personalny, który do niedawna jeszcze był komen­dantem hitlerowskiego obozu śmierci. Po­dróżni jadą też do obozu. Do amerykań­skiego obozu wojskowego. Mają tam być zatrudnieni przy budowie wież starto­wych dla atomowych pocisków. Pociąg symbolizujący Europę pędzi więc ku woj­nie. Z rozmów prowadzonych w trakcie podróży poznajemy motywy, które skło­niły tych pasażerów do przejścia na żołd amerykański.

Pasażerów jest dziewięciu. Oto Paweł Lorenz, czeski literat, autor pesymisty­cznych powieści, ucieka z kraju, w któ­rym czuł się duchowym emigrantem. Lo­renza mierzi fakt, iż żąda się od niego, aby był wychowawcą społeczeństwa, aby pisał książki dla chłopów i robotników, aby tworzył dzieła przepojone jasną my­ślą polityczną, dzieła służące sprawie po­koju i postępu. Hołdowanie hasłu sztuki hermetycznej, elitarnej - zaprowadziło go do zdrady ojczyzny, do przejścia na służbę u Amerykanów.

U imperialistycznych siewców nowej wojny służyć pragnie również angielski inżynier Mac Lean. Dla niego obojętne jest, co będzie budował i do jakich ce­lów wykorzystane zostanie dzieło jego rąk. Nie potrafi uświadomić sobie faktu, iż budując urządzenia służące do maso­wego morderstwa, staje się współwinny zbrodni.

Włoskiego robotnika, Enrico Goriano, także nie interesuje to, co będzie budo­wał; gotów jest przyjąć każdą pracę, która da mu zarobek. Lecz jego do ta­kiej obojętności skłoniła nędza. Za pie­niądze uzyskane przy budowle machin wojennych pragnie wznieść swoje włas­ne, ciche szczęście. Absurdalność sytua­cji, w jakiej znalazł się Goriano, powo­duje, iż postać ta nabiera cech tragicz­nych. Włoski robotnik zagubiony jest w ogniu rozgrywek toczonych między siła­mi wojny i pokoju. Goriano nie zdoła zbudować szczęścia na własną rękę, za pieniądze zarobione na wojennych przy­gotowaniach. Nad rodziną, którą pragnie założyć wraz ze swą narzeczoną - Karin Nilsen, nieustannie wisieć będzie groźba wojny.

W pędzącym na oślep pociągu jedzie również ślepiec, Filip Maillard. Francuz ten był ofiarą perfidnych tortur, jakim poddali go rozbestwieni esesowcy w obo­zie koncentracyjnym. Maillard na wła­sną rękę szuka sprawiedliwości. Pragnie się zemścić nad hitlerowcem, który poz­bawił go widoku świata. Sądzi, iż wtedy odzyska wewnętrzny spokój. Nienawidzi on wszystkich Niemców. Dopiero spotka­nie w pociągu niemieckiego komunisty- Mehringa, zmieni poglądy Maillarda. Za­miast sądu nad pojedynczym zbrodnia­rzem, Maillard dokona sądu nad całym zbrodniczym systemem, a jego jednost­kowa nienawiść przerodzi się w niena­wiść do wszystkich propagatorów nowej wojny, do wszystkich i hitlerowców i fa­szystów.

Wśród pasażerów amerykańskiego po­ciągu jedzie jeden podróżny z fałszywy­mi dokumentami. To właśnie niemiecki komunista - Mehring. Podróżny ten do­skonale zdaje sobie sprawę z tego, dokąd pędzi pociąg. Wsiadł doń właśnie po to, aby nakłonić pasażerów do zatrzymania pociągu, do zapobieżenia wybuchowi wojny. Mehringowi udaje się uświadomić podróżnym niebezpieczeństwo i uchronić ich od katastrofy. Chociaż Mehring ginie od kuli oficera personalnego - hitlerow­ca Eckerta, to jednak pociąg zostaje zatrzymany.

"Podróżni"- to sztuka angielskiego dra­maturga Evan Mac Coll'a. Ujrzeliśmy ją na scenie Teatru Domu Wojska Polskie­go w Warszawie. W tym symbolicznym utworze autor przekazał nam wielki ła­dunek żarliwej publicystyki. Zagadnienia wojny i pokoju, zbrodni i poświęcenia, zdrady ojczyzny i patriotyzmu - zostały pokazane ciekawie i interesująco. Sztuka Mac Coll'a w Anglii spełnia niewątpliwie rolę propagatora pokoju i postępu. Uka­zując pewne typowe postawy ludzi, wo­bec spraw wojny i pokoju, pomaga zro­zumieć społeczeństwu angielskiemu, iż każdy jego członek musi zająć wobec tych zagadnień jasne i zdecydowane sta­nowisko, że o sprawie pokoju decydo­wać musi każdy poszczególny obywatel.

W naszym kraju aktualność "Podróż­nych" jest dużo mniejsza. Prawdy bo­wiem, które głosi autor, są dla nas jasne i oczywiste. Autor nie zajmuje się głębszą analizą zjawisk, lecz często daje się ponieść dość papierowym sfor­mułowaniom. Postacie sztuki nie zostały pogłębione psychologicznie. Zresztą w samej koncepcji utworu nie leżało skon­struowanie pełnowymiarowych postaci. Ukazane w ostrym -i skrócie perspekty­wicznym, sylwetki ludzkie miały być tylko nosicielami typowych, dla części angielskiego społeczeństwa, sposobów myślenia. Żandarm Stevens jest uogólnio­nym typem amerykańskiego żołdaka, a Eckert - typowym hitlerowcem.

Reżyser spektaklu, Ludwik Rene, starał się ominąć mielizny i pułapki zastawione przez autora. Nie mógł jednak przełamać konwencji, w jakiej sztuka została napi­sana. Dlatego też nie wydają mi się słusz­ne zarzuty niektórych recenzentów, któ­rzy wytykają reżyserowi niezwykłe ope­rowanie światłem lub przejaskrawienie pewnych ról. Wręcz przeciwnie, uważam za duże osiągnięcie aktorskie rolę Stevensa w wykonaniu Leopolda Szmausa (postać tę gra również Mieczysław Stoor) i rolę Eckerta, odtworzoną przez Janu­sza Ziejewskiego. Aktorzy ci stworzyli sylwetki typowe, ostre i wyraziste, nie rozcieńczone w jakimś przesadnie opiso­wym realizmie. Taniec Szmausa nie raził groteskowym ujęciem, był bowiem ro­dem z tej konwencji teatru, jaką stwo­rzył autor. Ludwik Rene oczyścił tekst sztuki ze zbyt widocznych naiwności, ja­kie sporo znalazło się w "Podróżnych" (np. opowiadanie Katarzyny Lorenz o jej spotkaniu z robotnikiem z Morawskiej Ostrawy), nie mógł jednak nic zrobić z po­staciami, które w sztuce "są", ale które nic nie znaczą.

Pomysł Głosu Ostrzegawczego, czyli ko­mentatora, uznać należy za interesujący. Komentator, niczym chór w greckiej tra­gedii, ocenia przebieg akcji, nawiązuje kontakt z widownią, przekazuje jej swój sąd o rozgrywających się wydarzeniach, ostrzega przed polityczną ślepotą. Tekst komentatora został, niestety, przetłuma­czony fatalnym, białym wierszem i tak zo­stał przez tłumaczy zagmatwany, że przy jednorazowym słuchaniu trudno się nie­raz połapać, o co chodzi w całej replice.

Przekład sztuki w ogóle nie należy do udanych. Szczególnie szyk wyrazów w zdaniu zbyt często obcy jest literackiej polszczyźnie. Józef Kondrat dobrze jed­nak podawał tekst Głosu Ostrzegawczego i nadrabiał to, co roztrwonili tłumacze: poezję i prostotę. W ogóle aktorzy wszę­dzie tam gdzie tekst dawał ku temu mo­żliwości, tworzyli interesujące sceny i epizody. Niewątpliwie najlepsza w sztuce, dramatyczna scena rozmowy Eckerta z Karin Nilsen (Justyna Kreczmarowa) została świetnie zagrana przez aktorów i pozostawiła w pamięci widzów nieza­tarte wrażenie.

Reżyser ograniczył pozaaktorskie środki wyrazu. Dużo miejsca w widowisku prze­znaczył tylko muzyce. Tadeusz Baird, jako kompozytor muzyki do "Podróż­nych", doskonale wywiązał się ze swego zadania. Muzyka nie przytłaczała przed­stawienia, lecz umiejętnie wprowadzała w nastrój, nieraz ironicznie kontrastując z atmosferą sceny (przed rozmową Ecker­ta z Karin), lub ilustrując i dopowiada­jąc to, co w tekście mogłoby razić brutal­nością.

Oprawa scenograficzna była dziełem Mariana Stańczaka. Pomysłowa salonka, wagon I klasy i wagon w 6 odsłonie mó­wiły nam o różnej pozycji podróżnych w tym niezwykłym pociągu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji