To można przeżyć
Cytując Tomasza Manna dyrektor festiwalu - Jacek Weksler powiedział podczas inauguracji: " Góry były olbrzymie, a chłopiec był malutki". Na szczęście kłopoty związane z przygotowaniem tej imprezy mamy już za sobą.
Tegoroczny festiwal różni się od ubiegłorocznego. Wzbogacona formuła uwzględnia tym razem wszystkie gatunki sceniczne, dla których inspiracją była nasza dramaturgia i współczesność. Dlatego właśnie w programie poza spektaklami znalazły się np. imprezy plastyczne i koncerty. Zrezygnowano też z podziału na część główną i nurt towarzyszący. Na równych prawach występują np. Stary Teatr i Prowizorium, Teatr Ekpresji i Teatr Śląski. Wprawdzie nie ma już tradycyjnego konkursu ale są nagrody, przyznawane przez kilka grup jurorów, reprezentujących 6 fundatorów.
Pięciodniowy maraton teatralny zainaugurował Mikołaj Grabowski, zapraszając widzów na "Audiencję II" Bogusława Schaeffera. Kanwą spektaklu jest wykład o muzyce współczesnej, wzbogacony wyobraźnią i niezwykłą sprawnością (fizyczną i warsztatową) Grabowskiego, który udowadnia, jak wciąż jeszcze ważna i wartościowa może być improwizacja, wprawdzie z wykładu za brak zeszytu i notatek wyrzuceni zostali niektórzy goście - np. Bogdan Zdrojewski (prezydent Wrocławia) oraz Zbigniew Karnecki (radny miejski, kompozytor). Jednak nie wywołało to większego skandalu i wszyscy świetnie się bawili.
Kolejną propozycją była sztuka Janusza Głowackiego "Fortynbras się upił", zrealizowana w Teatrze Polskim (Bydgoszcz). Przyznaje iż nie jestem gorącym wielbicielem tego dramatu, który razi nadmiernym efekciarstwem i obejrzenie całego spektakl wymagało ode mnie pewnego wysiłku. Konwencja sceniczna, która wybrał Andrzej Mara Marczewski (reżyser) eksponuje aktora. Wysokim wymaganiom nie udało się sprostać całemu zespołowi, aczkolwiek kreujący Fortynbrasa - Roman Gruziński może mieć powody do satysfakcji.
(...)