Słowacki daleko w tle, a twórcy sobie
"Balladyna" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego z Teatru Polskiego w Poznaniu na 39. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych Klasyka Polska. Pisze Iwona Kłopocka w Nowej Trybunie Opolskiej.
39.0KT. Garbaczewski i Cecko przepisali "Balladynę" na szokujący happening.
Przepisywanie klasyki to bardzo chętnie w ostatnich latach stosowana przez młody teatr metoda dobierania się do dzieł literackiego kanonu. Polega ona reinterpretacji pierwowzoru, której celem jest wydobycie znaczeń i sensów odnoszących się do współczesnej rzeczywistości, a niedostrzeganych wcześniej. Przepisujący klasykę twórcy przestawiają sceny oryginału, przenoszą akcenty, wprowadzają cytaty z innych utworów, łączą język archaiczny ze współczesnym, mieszają kategorie estetyczne. Słowem - tworzą wariację na temat.
Taką wariację na temat "Balladyny" zaproponował nam wczoraj Krzysztof Garbaczewski. Nie oglądaliśmy dobrze nam znanej tragedii Słowackiego, ale utwór napisany przez stale współpracującego z Garbaczewskim dramaturga, Marcina Cecko.
Schemat wydarzeń z grubsza przypomina to, co znane. Jest siostrzana zazdrość, straszliwa zbrodnia I tyle. Reszta nowa Akcja dzieje się w podupadłym laboratorium, gdzie Balladyna et consortes modyfikują pyry. Kirkor przybywa jako zainteresowany tym przedsięwzięciem inwestor. W pierwszej części nawet jest zabawnie, np. gdy Filon z genów własnych i petunii hoduje Filotunię. W części drugiej jest już totalny odjazd. Balladyna zrzuca kostium i z furią atakuje tradycyjne przywiązanie do fabuły, grzecznego traktowania klasyki. Pojawiają się rapujące obscenicznie feministki. Kiedy pod koniec zjeżdża napis "Naród sobie" stylizowany na ten z bramy w Auschwitz, widz w rozpaczy już nawet nie próbuje szukać sensu. Słowacki pozostał daleko w tle, a twórcy sobie.