Artykuły

Intuicja samotnika

Od lat jest ulubieńcem olsztyńskiej publiczności teatralnej. Świetnie sprawdza się zarówno w rolach komediowych, jak i dramatycznych. Rozmawiamy z ARTUREM STERANKO, aktorem olsztyńskiego Teatru im. Stefana Jaracza.

Jest Pan chyba najbardziej rozpoznawalnym olsztyńskim aktorem, pieszczochem publiczności. Jak Pan osiąga ten efekt? Kokietując widza?

- To zależy od tego, jaka jest sztuka. Jeśli to komedia, to się trochę kokietuje. Wprawdzie reżyserzy zawsze przestrzegają, żeby nie grać pod publiczkę, ale gdy widz jest rozbawiony, to aktora niesie i może wtedy przedobrzyć. Co do olsztyńskiej publiczności, to zdążyła mnie już poznać i chyba docenia to, co robię. Mówię "chyba", bo z popularnością jest tak, że raz jest, a raz jej nie ma. My, aktorzy jesteśmy do tego przyzwyczajeni.

Ostatnio mogliśmy Pana zobaczyć w spektaklu Teatru Telewizji "Piękna pani Seidenman". Wystąpił Pan obok całej plejady gwiazd polskiego aktorstwa: Jandy, Zapasiewicza, Łukaszewicza, Chyry...

- Powiedzmy. Z Chyrą udało mi się zagrać jedną scenę. Z panią Jandą w ogóle nie widziałem się na planie. Przy takich produkcjach obsada niekiedy nawet nie ma okazji zobaczyć się w całości. Po prostu aktorzy przyjeżdżają nagrać tylko "swoje" sceny.

Ale z Krystyną Feldman przy realizacji .Mojego Nikifora" to chyba się Pan widział?

- Nawet kilka razy mieliśmy okazję porozmawiać prywatnie. To bardzo miła, inteligentna i kontaktowa kobieta. Nie ma żadnych manier gwiazdy, jest bardzo ludzka. Rozmawiając z nią miałem wrażenie, jak byśmy się znali od lat.

Nie sądzi Pan, że .Mój Nikifor" osiągnął zbyt mały sukces komercyjny biorąc pod uwagę rzeczywistą wartość tego filmu?

- Myślę, że Krauze wiedział, czego się podejmuje. Uważam, że zrobił film, taki jaki zamierzył. Od początku było wiadomo, że to nie jest produkcja dla masowej publiczności. Temat "Nikifor" jest inny od tego, co się teraz dzieje dookoła.

A jak się Panu pracowało przy filmie? Jest Pan kojarzony głównie z teatrem... -

- Jestem uwikłany w teatr, w nim pracuję i podoba mi się ta praca. Co do filmu, to jest to zupełnie inna praca i inne granie niż w teatrze. To po prostu inna sztuka. Ktoś, kto jest dobry w filmie, nie musi być dobry w teatrze i odwrotnie. Choć są tacy, którzy świetnie sobie radzą i tu, i tu. Mnie zawsze fascynował teatr. Kulis świata filmu długo nie znalem. Dziś stwierdzam, że film to fantastyczna przygoda. Nawet, gdy gra się niewielkie role, epizody

Mówi się o Panu: ulubiony aktor Janusza Kijowskiego. Jak człowiek z taką etykietką ocenia kierunek, jaki Kijowski nadał olsztyńskiemu teatrowi?

- Bardzo pozytywnie. Janusz chce zrobić z tego teatru coś istotnego. Ale to wymaga czasu. Gdański Teatr .Wybrzeże" pod przewodnictwem Stanisława Hebanowskiego, wybitnego artysty, też musiał sporo pracować na swój sukces. To pewien proces. Dobrego teatru nie zrobi się w rok, czy dwa. Trzeba dać artyście szansę i czekać.

W naszym teatrze kręci się teraz sporo młodych osób. Jest Pan dla nich przewodnikiem po teatralnych zakamarkach, czy też - używając wielkich słów - mentorem?

- Myślę, że czasy mentorów - osobowości uczących młodych aktorstwa na swoją modłę już minęły. Teraz młodzi szukają innych rzeczy.

Jakich?

- Są bardziej telewizyjni niż teatralni. Długo by tłumaczyć...

A jak Pan się odnajduje w odmłodzonym towarzystwie?

- Ja jestem samotnikiem, więc się nie odnajduję.

Jeśli Pan akurat nie pracuje, to...

-... zajmuję się domem. Trochę czytam nadrabiając stracony czas - dwa lata, kiedy nie czytałem, bo po wypadku miałem problemy ze wzrokiem. Szukam dobrych filmów i przedstawień. Ale gdy zaczynają się próby, to praktycznie na nic nie ma czasu. Jesteśmy umęczeni...

To jak się Pan napędza zawodowo? Jakaś wymarzona rola?

- Nie mam takiej. Czekam bardziej na reżysera, jakiś pomysł...

Jakiego reżysera?

- Nie wiem.

Jak już jesteśmy przy takiej quizowej wyliczance, to niech Pan zdradzi, jaki jest Pana ulubiony dramaturg, aktor, film.

- Nie mam ulubionych. Wracając do reżyserów, to różnica między nimi polega na tym, że jeden zabiera się za pracę, bo musi, a drugi robi coś, bo sam to wymyślił.

Ale jakich kolegów z branży ogląda Pan z przyjemnością?

- Nie wiem, czy to jest dobre pytanie. Chyba wstrzymam się od odpowiedzi. Albo nie - wszystkich! Ale teraz będzie, że się pod-lizuję...

Tak na koniec -co ma dla Pana większe znaczenie w pracy: warsztat czy intuicja?

- Zdecydowanie intuicja. Intuicja i tzw. dusza są w tej pracy najważniejsze. Chociaż warsztat jest obowiązkowy, bo pozwala na przekazanie uczuć. Ale jak

ktoś ma warsztat, a nie ma intuicji, to nie będzie dobrym aktorem, Chociaż bywają wyjątki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji