Emigranci. Polsko-białoruska symbioza
"Emigranci" w reż. Krzysztofa Rekowskiego w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Nieustanna wojenka: o cukier, konserwę, pryncypia. Sprawy banalne i sprawy poważne. Tęsknota. Codzienność. Żal. W ciasnej klitce, w klaustrofobicznym sosie - Mrożkowską frazą, która nadal brzmi świeżo. Bez zmiany jednak się nie obeszło. Emigrant z Polski polityczny już nie jest. Ale ten zza wschodniej granicy jeszcze może być. Zobacz w Teatrze Dramatycznym 6-8 czerwca.
Jak "Emigrantów" napisanych przez Mrożka w 1974 roku odnaleźć w rzeczywistości XXI wieku? W świecie, w którym otwarto granice, a Polacy jadą na Wyspy raczej dla pieniędzy i własnego rozwoju niż z poczucia zniewolenia?
Z lokalizacją dramatu w nowej rzeczywistości nie jest najgorzej - Mrożek napisał świetną sztukę, czas okazał się dlań łaskawy, warstw w niej wiele, a przemiany polityczne wcale nie zepchnęły sztuki do anachronicznego lamusa - to w końcu też ciągle tekst o rozdźwięku w społeczeństwie, nie tylko intelektualnym.
Promocja serwisowa w OPEL
Oryginalne części Opel i bezkonkurencyjne ceny. Zobacz >>>
#
Reklama BusinessClick
Pewne zabiegi kosmetyczne w spektaklu "Emigranci" Krzysztofa Rekowskiego okazują się jednak niezbędne - wątek polityczny trudno ze sztuki wyrzucić. Co więc zrobić, by nadal był aktualny, skoro walkę ideologiczną z reżimem zastąpił konsumpcjonizm, a politycznych emigrantów już (na szczęście) nie mamy? Twórcy spektaklu zajrzeli więc tam, gdzie powody do takiej emigracji jeszcze się znajdą. I przesunęli akcenty. Osobnik, który u Mrożka jest emigrantem politycznym, w spektaklu Teatru Dramatycznego jest uciekinierem zza wschodniej granicy. A konkretnie - białoruskiej.
Jak zarobię, to się dorobię
Wszystko jest jasne od samego początku, niczego nie trzeba się domyślać - uciekiniera gra Białorusin, który stawia kawę na ławę w pierwszych sekundach spektaklu: "Jestem Białorusinem z Mińska, ale niech się państwo nie boją, będę gadał po polsku". I rzeczywiście - gada po polsku. I to jak gada! Ze wschodnim akcentem, ale praktycznie bezbłędnie. Wybór Olega Garbuza (cenionego aktora Narodowego Teatru im. Janki Kupały w Mińsku na Białorusi) to strzał w dziesiątkę. Wymarzony (przemądrzały intelektualista, wyalienowany, produkujący metafory z szybkością karabinu, wygłaszający kolejne teorie, patrzący z góry) bohater wprost z Mrożka.
Jego współlokator (Mateusz Witczuk) też nieźle spełnia mrożkowskie kryteria: cwaniakujący robotnik, ciułający pieniądze wedle niegłupiej skądinąd zasady: "jak robię, to zarobię, a jak zarobię, to się dorobię". Sęk w tym, że kosztem swojego sąsiada: nie płaci bowiem za czynsz, naciąga go na jedzenie itp.
Skazani na siebie, żyją w nieustannym konflikcie, bo są kompletnie różni, inne mają priorytety, inne potrzeby. Polityczny nie znajduje partnera do rozmowy z Zarobkowym, Zarobkowy nie rozumie, jak można tak długo leżeć w łóżku i myśleć? Ten pierwszy w tym drugim widzi niewolnika i patrzy nań jak na ciekawostkę zoologiczną, co to psiego jedzenia nie zje, ale kocie już tak, bo to jednak lepsze i nie psie. Ten pierwszy jest rozczarowany życiem, własną niemocą, dogaduje drugiemu. Ten drugi wspomina muchy w rodzinnym domu, roztacza wizje o rzekomych miłosnych podbojach, marzy o wiośnie, gdy kładąc kanalizację, wreszcie będzie mógł zaglądać pod spódnice przechodzących dziewczyn.
Wszystko to jednak prowizorka, oratorskie popisy, sprzedawanie własnej wersji pod drugiego. Nakręcają się wzajem, podpuszczają, demaskują, wyśmiewają - nieustanne siłowanie się emocjonalne. Ale gdy jeden drugiego trafi celnie, maska opada, twarz smutnieje, czarny humor gdzieś znika, zostaje samotność.
I nagle okazuje się, jak bardzo obaj są sobie potrzebni.
Przyglądamy się sobie
To spektakl bardzo intymny, kameralny, emocji nie sposób tu schować. Widzowie niemal wchodzą z butami w ciasny, prawie toksyczny układ. Ciasnotę podkreśla dodatkowo jeszcze scenografia - skonfliktowana dwójka siedzi w czymś na kształt szałasu, z dachem z desek pod kątem, niewiele się mieści w środku, a przerzucanie się złośliwościami tę przestrzeń jeszcze zagęszcza. Garbuz chodzi tak, jakby dach ładował mu się na ramiona, przydając ciężaru. Bohater Witczuka cwaniakuje, całym ciałem śle sygnał: nie boję się nikogo, nikt mi nie podskoczy. Ale i on, gdy dopadnie go tęsknota, chowa głowę w ramiona. Przy tak emocjonalnym spektaklu, nieustającej wojence na słowa, zmianie nastroju z komicznego w wisielczy (co w finale zyskuje wręcz wymiar dosłowny) - mowa ciała, miny, gesty są bardzo istotne.
Cierpiętnicza mina Garbuza, arcyciekawska - Witczuka (podczas zaglądania do nie swojego sakwojażu) - to wszystko dodaje smaku spektaklowi. Podobnie - świetna, nieinwazyjna, ale budująca nastrój grana na żywo muzyka Piotra Ignatowskiego, który też, jak widzowie, przygląda się dwojgu osobnikom, a ci też coś rzucą w jego kierunku. Aktorzy i muzyka wciągają nas w tę historię, ma też ona swoje zamierzone szwy i przejścia, przez które opowieść wypada i łączy się z teraźniejszością i z widzami. W końcu prawda jest taka, że "Emigranci" (tu wyczyszczeni z wątków związanych z komunizmem jako takim) to przede wszystkim opowieść o ludzkich ułomnościach i skontrastowaniu nieprzystawalnych światów. Nawet nie będąc emigrantami w żadnym wariancie - słuchając tej opowieści, na swój sposób trochę przyglądamy się sobie.
Wolność. Czym jest?
Twórcy spektaklu znaleźli sposób, by tekst, choć napisany w innych realiach, brzmiał dość aktualnie. Chciałoby się co prawda zobaczyć kiedyś na scenie "Emigrantów" jeszcze bardziej uwspółcześnionych, o tych, co w ostatnich latach wyjechali szukać Eldorado do Irlandii czy Wielkiej Brytanii. Ale byłaby to też już całkiem inna, niemrożkowska historia.
Póki co, warto wsłuchać się w to, co w "Emigrantach" mówi się o wolności. I przymierzyć do siebie:
"Wolność to rozporządzanie sobą. A ty jesteś niewolnikiem, bo tobą rządzą rzeczy, których pożądasz".
***
Teatr Dramatyczny: "Emigranci" Stanisława Mrożka (spektakl powstał w ramach Sceny Inicjatyw Artystycznych)
Kolejne spektakle: 6 czerwca o godz. 18, 7 czerwca o godz. 17, 8 czerwca o godz. 17
Bilety: 25 zł (normalny), 20 zł (ulgowy), 12,50 zł (studencki). Czas trwania: 90 minut, opieka reżyserska: Krzysztof Rekowski, opracowanie muzyczne i wykonanie muzyki na żywo: Piotr Ignatowski, inspicjent: Jerzy Taborski