Artykuły

Wyłanianie z ciemności

Bez wątpienia mamy do czy­nienia z wielkim wydarzeniem teatralnym. Oczywiście nie idzie mi o dosłowny rozmiar przedstawienia: prawie ośmio­godzinny spektakl "Braci Ka­ramazow", który można było w Warszawie oglądać przez 2 wieczory albo w całości. (Cho­ciaż w obecnych czasach - że­by tak nazwać - oszczędnego teatru zadziwia również i to). Wybrałem drugą wersję. Wraz ze mną jeszcze kilkaset osób spędziło popołudnie i wieczór w teatrze i tylko mała cząstka tej zbiorowości nie dotrwała do końca. Zaś na końcu była długa, wielominutowa owacja na stojąco dla krakowskich aktorów i Krystiana Lupy, twórcy przedstawienia. Po powieści Fiodra Dostojewskiego często sięga teatr. W tradycji Starego Teatru za­pisały się wspaniale insceniza­cje Wajdowskie. I chociaż wśród mistrzów Lupy wymie­nia się również Wajdę, jego inscenizacja "Braci Karama­zow" jest tak odmienna styli­stycznie, tak oryginalna w for­mie, że trudno mówić o wpły­wach albo o opozycji. Krystian Lupa w polskim teatrze zajął już własne, indywidualne, wy­bitne miejsce. Stal się - obok Jerzego Grzegorzewskiego - wielkim magiem sceny, który wychodząc od gotowych te­kstów literackich (a więc ina­czej niż Kantor czy Wiśniew­ski nadaje im niepowtarzalny kształt teatralny. Nie miejsce tu, aby opisywać szczegółowo poetykę Lupy. Właściwie każdy z jej elementów - spo­sób kreowania przestrzeni tea­tralnej, nasyconej muzyką oraz dźwiękami, prowadzenie aktorów i zwłaszcza stosunek do czasu spektaklu - mógłby stać się przedmiotem osobnego studium. Lupa ze swobodą pa­nuje nad czasem, który wyd­łuża dowolnie albo spowalnia, potrafi także wypełniać zna­czeniami ciszę; długie - przerywane pauzami - dialogi aktorów wibrują w jego przedstawieniach od sensów. Również przestrzeń poddaje się reżyserowi, który powię­ksza ją albo zmniejsza, jakby próbując właściwej skali dla pokazania danej sceny. Lupa szuka ukrytych związków mię­dzy bohaterami, pragnąc poch­wycić coś z aury psychicznej każdego z nich.

Po "Marzycielach" i "Czło­wieku bez właściwości" mogło się wydawać, że Lupa znalazł najwłaściwszą dla siebie inspi­rację literacką. Teraz wiado­mo, że jego język teatralny jest bardziej uniwersalny. W "Braciach Karamazow" chodzi reżyserowi już nie tylko o analizę siatki powiązań między bohaterami; próbuje on zdefi­niować pewien nastrój, cha­rakterystyczny sposób istnie­nia ludzi i ich świat. Można ów świat wiązać z nazwiskiem Dostojewskiego i jego wizją dziewiętnastowiecznej rosyj­skości; można - szerzej - na­zwać po prostu "rosyjsko­ścią".

"Bracia Karamazow" Lupy wychodzą poza pudełko sceny, chociaż pozostało to wyraźnie ograniczone miejsce, oddzie­lone - jak zwykle w jego przedstawieniach - od wi­downi drobną przezroczystą siatką. Spektakl rozgrywa się w półmroku, w kilku scenach przy świetle świec. Rozgrywa się nieśpiesznie, jakby powoli docierając do istoty: ukazania samotności każdego z bohate­rów, przenikającej wszystkich tęsknoty za czymś nieokreślo­nym, wdzierającego się w ich życie szaleństwa. Mniej tu chyba - niż w innych inter­pretacjach Dostojewskiego - metafizyki.

Przedstawienie składa się z wielu sekwencji, których mu­zyczny rytm wyznaczają chwile ciemności i rozjaśnień. Z ciemności odzywają się głosy i szepty. Wypełnia ją bi­cie dzwonów albo wspaniała pieśń. Długie czuwanie przy ciele zmarłego Zosimy ukazuje Lupa zapalając kilkakrotnie i gasząc światła. Nastrój sen­nych widziadeł towarzyszy scenom zbiorowym - pod ko­niec pierwszej i drugiej części przedstawienia. Wspaniała jest szata dźwiękowa spektaklu (dzieło Stanisława Radwana): od fragmentów mszy h-moll Bacha aż po szmery i dzwo­ny.

W długim przedstawieniu, składającym się z wielu se­kwencji, kolejno na plan pier­wszy wysuwają się inni boha­terowie. Jest dużo świetnych ról w tym spektaklu, z których chcę wymienić przynajmniej kilka: wyzywającego los, cy­nicznego starego Karamazowa (Jan Peszek), który potem po­jawi się nago, w cierniowej koronie; zaskakująco dojrzałej i bogatej psychologicznie Gru­szy (Katarzyna Gniewkowska): kalekiej Lise (Beata Fudalej), nerwowej, szukającej ciepła i odpychającej zarazem. Ale przecież zapadające w pa­mięć kreacje stworzyli równie Jan Frycz, Piotr Skiba czy Zbigniew Ruciń­ski.

Pisząc o "Braciach Karama­zow", używałem słów "szuka­nie", "próbowanie", "przybli­żanie". One chyba najlepiej oddają sens misterium tea­tralnego Lupy - sens zawie­rający się właśnie w dociera­niu, przenikaniu tajemnicy. Teatr Krystiana Lupy to teatr dla wybrańców: cierpliwych i chcących wraz z reżyserem, i aktorami wykraczać poza kon­wencje, poszukiwać kształtów wyłaniających się z ciemności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji