Artykuły

Lewa i prawa strona kobierca

Na trzecie przedstawienie Teatru Pieśń Kozła czekałem niemal równie długo jak niecierpliwie. Długo, bo w zasadzie od chwili, gdy w 2002 roku po raz pierwszy zobaczyłem poprzednie przedstawienie "Kroniki - obyczaj lamentacyjny" Niecierpliwie, bo jako wielki zwolennik tamtego spektaklu, nie mogłem uwolnić się od pełnego niepokoju i nadziei pytania o następny krok. Niepokój brał się stąd, że mojemu zachwytowi i entuzjazmowi dla "Kronik..." towarzyszyła obawa o to, że powstawać mogą kolejne dzieła równie perfekcyjne, ale zarazem coraz mniej poruszające. Zagrożenie takie dostrzegało kilka osób. z którymi zdarzało mi się o Kronikach... rozmawiać i które nie byty do nich nastawione równie entuzjastycznie, jak ja. Wreszcie w czerwcu tego roku po raz pierwszy publicznie pokazano wciąż jeszcze dojrzewające przedstawienie zatytułowane "Lacrimosa" Po jego jednokrotnym obejrzeniu, z pewnością niewystarczającym dla pełnego ogarnięcia całości, kilka rzeczy mogę powiedzieć z pewnością. Najważniejsza z nich to ta, że tym razem obawy okazały się płonne, a nadzieja - nie. "Lacrimosa" choć nadal poddawana zmianom, doskonalona, jest równie piękna jak Kroniki.... ale głębsza i gęstsza, porusza więcej strun i wywołuje większy rezonans.

Metoda pracy i zasada kompozycyjna, które zadecydowały o kształcie spektaklu, są podobne, jak w przypadku "Kronik..." - zespół pracuje równolegle nad trzema zasadniczymi wątkami, które - splecione - tworzą materię przedstawienia. Pierwszy, najbardziej oczywisty, to wątek literacki -zaczerpnięta z Mszy za miasto Arras Andrzeja Szczypiorskiego historia średniowiecznych pogromów, których ofiarami padali Żydzi oskarżani o wywołanie zarazy. Do pewnego stopnia "Lacrimosę" można odczytywać jako próbę scenicznej adaptacji powieści, dokonanej przy pomocy specyficznej dla Pieśni Kozła poetyki wykorzystującej śpiew i muzyczny ruch jako najważniejszy środek wyrazu. Zachęca do tego sam Grzegorz Bral, wyraźnie akcentując w wygłaszanym do widzów wprowadzeniu ten właśnie, literacki aspekt przedstawienia. Patrząc na "Lacrimosę" z tej perspektywy, dostrzec można mistrzowskie chwilami sceniczne metafory kondensujące podstawowy dla książki Szczypiorskiego, a w pewien sposób źródłowy także dla Teatru Pieśń Kozła, temat niewinnej ofiary poświęcanej dla ocalenia społeczności. Inni. w tym (i nie tylko w tym) przypadku Żydzi, stają się kozłami ofiarnymi, oskarżanymi o spowodowanie zła. a następnie mordowanymi dla oczyszczenia społeczności ze skazy. Szczypiorski demaskuje ten mechanizm, a spektakl Brała pozostaje mu w tym aspekcie wierny, także pod tym względem, że - zgodnie z kontekstem, w jaki powieść umieszczano - przywołuje obrazy masowej zagłady i masowych grobów. Na przykład w scenie ataku przypuszczonego na Żyda (Matthieu Leloup) przez pozostałych członków społeczności przy użyciu wielkich liturgicznych ksiąg zatrzaskiwanych z hukiem tuż nad jego głową, a także w zaskakującej w pierwszej chwili sekwencji sprawdzania, czy na przedramieniu którejś z postaci nie ma obozowego numeru. Widoczne jest też w scenie męki. zobrazowanej przez podpalenie księgi trzymanej przez Hrabiego (Dariusz Chojnacki). który nie chce brać na siebie winy za to. co się stało.

Jednak akcentowanie warstwy literackiej, choć dosyć jasno umotywowane, pociąga za sobą poważne niebezpieczeństwo spłycenia spektaklu. To tak. jakby z gobelinu wyciągnąć najbardziej jaskrawą nitkę i twierdzić. że zwijając ją w kłębek zdobyło się wiedzę o całym obrazie. Niezwykłość "Lacrimosy" polega bowiem na przeplataniu się wątków. ich wzajemnym przenikaniu. Tytuł przedstawienia w sposób oczywisty wskazuje na wątek kolejny, na kolejne dzieło, nad którym zespół Pieśni Kozła pracował, przygotowując nowe przedstawienie. Chodzi o "Requiem" Mozarta, którego fragmenty, niekiedy mocno zmodyfikowane, podzielone i w sposób zaskakujący poprzestawiane, tworzą materię muzyczną spektaklu. Jest to istotne novum nie tylko w praktyce Pieśni Kozła, ale też w całej tradycji tego, co można by nazwać nowym teatrem muzycznym. Jego twórcy przyzwyczaili nas bowiem do sięgania po pieśni tradycyjne - ludowe lub obrzędowe, pochodzące bardzo często z egzotycznych miejsc, do których dociera się w trakcie niemal mitycznych wypraw. Brał sięgnął tymczasem po "klasykę klasyki", chwilami wręcz niemiłosiernie zgraną i zbanalizowaną, deklarując przy tym wprost, że traktuje dzieło Mozarta jako muzykę natchnioną, objawioną. To. co w słowach brzmieć może jako efektowna formuła, w praktyce przedstawienia znajduje potwierdzenie. Pieśni Kozła udało się przywrócić muzyce Requiem moc i świętość, jaką mają autentyczne "pieśni korzeni". Mozart, zamrożony w lodówkach oper i filharmonii, odzyskał życie i stał się źródtem zmysłowo, cieleśnie odczuwanych sensacji jak najdalszych od zachwytów nad "harmonią i doskonałością kompozycji".

Nie wolno też zapominać, że wpisanie historii prześladowań i okrucieństw w strukturę mszy żałobnej zmienia wydźwięk przedstawienia, ratując je przed banałem. "Lacrimosa" nie jest grą o szaleństwach i przemocy, ale teatralną próbą odkupienia. Gdy na początku do pustej, zabytkowej sali wchodzą aktorzy ubrani w jasne kostiumy będące stylizowaną wersją habitów, a Biskup (Marcin Rudy) wygłasza monolog o grzechu i konieczności odprawienia mszy za miasto Arras - to jest to oczywiście fragment "inscenizacji" powieści Szczypiorskiego. Gdy jednak otaczający go chór intonuje "Agnus Dei" inscenizacja ustępuje miejsca modlitwie. Pieśń Kozła rzeczywiście odprawia mszę żałobną za miasto Arras, czyli za nas wszystkich, którzy jesteśmy, czy sobie to uświadamiamy czy nie, częścią mechanizmu "kozła ofiarnego", choćby jako spadkobiercy XX wieku i bierni świadkowie okrucieństw stulecia następnego. Metaforyczna ..inscenizacja" zdarzeń opisanych przez Szczypiorskiego nie tylko staje się obrazem zbrodni XX wieku z holocaustem na czele, ale zyskuje też rangę wyższą - wyznania winy i prośby o przebaczenie.

Wątek osobistej odpowiedzialności za zbrodnię, a zarazem przepajające cały spektakl pytanie o relacje między okrutnym światem a Bogiem, o Jego obecność i możliwość odnalezienia Go pośród ciemności, jest w sposób najpełniejszy przeprowadzony w linii działań związanych z postacią Dziewczyny graną (fenomenalnie!) przez Annę Krotoską. Opętana zakonnica jako jedyna przekracza granicę dzielącą ją od Innego, a jej los wydaje się zarówno upadkiem (scena uwodzenia przez "zakonników", obnażenia i zalotów zakończona pocałowaniem Żyda), jak i ofiarą, całkowicie jednak inną od tej. do której złożenia zmuszony zostaje Żyd. Rozpaczliwie walczy o znak. o odnalezienie świętości, której sama wydaje się ucieleśnieniem (już w jednej z pierwszych sekwencji Matka - Anna Zubrzycka - zdaje się rozpoznawać w niej anioła). Jej droga, jej wątek wpleciony w gobelin, w arras to wątek odkupicielskiego samoofiarowania. którego kulminację stanowi scena anastenariów.

W wywiadzie udzielonym Teatrowi na kilka miesięcy przed premierą Bral mówił o swojej fascynacji greckim obrzędem chodzenia po rozżarzonych węglach, przyznając się zarazem, że marzy o aktorze podobnym do anastenarides. który łączyłby w sobie "spontaniczność, żywiołowość, otwartość dziecka i jednocześnie precyzję staruszka używającego w przemyślany sposób swojej siły i energii" . Anastenaria przywołane są w "Lacrimosie" niemal wprost, gdy przez środek pozbawionej dekoracji sceny rozciągnięty zostaje pas białej materii. Krotoska wchodzi nań powoli, a drgnienia jej twarzy i cichy okrzyk "Mamo, boli" budzą niemal fizyczne doznanie cierpienia. I wtedy po raz pierwszy rozbrzmiewa śpiew tytułowej części "Requiem". Ta pieśń, natchniona i objawiona, przynosi wybawienie, staje się znakiem odkupienia i przyjęcia niewinnej ofiary. Pas materii, który był drogą męki, staje się najpierw baldachimem, pod którym następują zaślubiny Dziewczyny i Jana (Rafał Habel), będące połączeniem Oblubieńca i Oblubienicy, zwieńczeniem miłości niebieskiej, przeciwstawionej ziemskiemu pożądaniu ciała. Później tkanina zamienia się w obrus Ostatniej Wieczerzy. by w zakończeniu stać się całunem - relikwią zbieraną delikatnie i pieczołowicie przez Biskupa. Trudno mieć wątpliwości, że scena "anastenariów" stanowi tu odpowiednik ofiary, której czystość pozwala na przekroczenie granicy człowieczego cierpienia i powtórzenie świętego aktu połączenia człowieka z Bogiem. Tu już nie można mówić tylko o precyzji techniki, pięknie obrazu, harmonii dźwięku czy sile metafory. To realizacja marzenia Brała o aktorze spontanicznym i precyzyjnym jednocześnie, a ja dodałbym jeszcze - aktorze natchnionym. Anna Krotoska i cały odnowiony zespół Pieśni Kozła (oprócz wymienionych jeszcze lan Morgan - Piekarz) podnosi sztukę teatru na wyżyny, na których bywa rzadko, a które nie są już tylko wyżynami sztuki. By jakoś opisać swoje doznanie i doświadczenie, mógłbym uciec się do starożytnego terminu katharsis. gdyby nie został on tak straszliwie wyświechtany przez nadużywanie i gdyby nie wymagał wyjaśnienia własnego sposobu jego rozumienia. Mógłbym też. gdyby kto inny nie zrobił tego dawno temu, mówić o aktorstwie w stanie łaski. Zamiast tego odważę się powiedzieć tak: dzięki doświadczeniu Lacrimosy. zaakceptowawszy własną winę i współudział w przypomnianych okrucieństwach, doznatem zarazem przebaczenia i uwolnienia.

Wyszedłem z sali przy Purkyny'ego uspokojony i uradowany. Nie muszę już z niepokojem czekać na następny spektakl Pieśni Kozła. Grzegorz Bral i jego aktorzy niczego i nikomu nie muszą udowadniać i nie ma powodu, by się obawiać o ich dalsze losy. Jedyne co pozostaje, to niecierpliwie wyglądać okazji, by znów móc obcować z "Lacrimosą".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji