Artykuły

Idiom tegorocznego festiwalu Malta: odwołanie Golgoty Picnic

XXIV Malta Festival Poznań. Podsumowuje Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Miało być o "mieszańcach", czyli o współczesnym teatrze południowoamerykańskim. Największym wydarzeniem festiwalu była dyskusja o granicach wolności artysty i sztuki.

Zdaję sobie sprawę, że festiwal musi się co jakiś czas zmieniać, chociażby dlatego, że świat się zmienia. Ale... nie do końca przekonują mnie idiomy, zwłaszcza geograficzne. Niewiele dowiedziałem się o teatrze azjatyckim i nadal nic nie wiem o teatrze południowoamerykańskim, który w wydaniu festiwalowym jest bardzo podobny do europejskiego. Odwołanie spektaklu przysłużyło się sztuce Sława skandalisty ciągnie się za Rodrigo Garcią od lat.

Nie tworzy układnego teatru, nie schlebia publiczności. W swoich spektaklach dotyka tych sfer, do których ludzie niechętnie się przyznają. Można się było spodziewać, że "Golgota Picnic" [na zdjęciu] wywoła skandal, ale nikt chyba nie przypuszczał, że aż taki. Michał Merczyński nie mając oparcia we władzach miasta i policji, w obawie przed gigantycznymi manifestacjami środowisk katolickich i kibolskich, odwołał zaplanowane dwa przedstawienia.

Reakcją były czytania tekstu sztuki na placu Wolności i w innych miastach Polski, pokazy zapisu wideo spektaklu, wreszcie "List do prezydenta RP w sprawie odwołania spektaklu...", pod którym podpisało się ponad 11 tys. obywateli polskich z kraju i ze świata. Oba przedstawienia (gdyby się odbyły w Zamku) mogło obejrzeć około 450 osób, dzięki tej dramatycznej decyzji Merczyńskiego, poznało go - w różnej formie - kilkanaście, a może kilkadziesiąt tysięcy. Przestraszyli się, bo zobaczyli siebie? Zanim nie obejrzałem przedstawienia, nie wypowiadałem się na jego temat. Ale teraz już wiem, dlaczego przeciwnicy tak się oburzyli. Bo tak jak w przypadku "Świętoszka" Moliera, zobaczyli w "Golgocie Picnic" siebie i się przerazili. Uczestnicy teatralnego pikniku rozmawiają o świecie współczesnym, o najbrzydszych i najobrzydliwszych sprawach świata tego.

W tym długim (ponad dwie godziny) przedstawieniu pada niewiele słów, ale każde z nich jest ważne i przenikliwe. Dotyka każdego z osobna i zbiorowości. Bohaterowie mówią językiem prostym, a czasami poetyckim. Tekst jest wyraźnie stylizowany na biblijny, tak, aby dotarł do każdego. Bohaterowie łączą swoje rozmowy o teraźniejszości z dziełami sztuki nawiązującymi do Golgoty, szukając związków z przeszłością. Pojawia się w nich "Podniesienie krzyża" Rubensa, fresk "Opłakiwanie Chrystusa" Giotta, Belliniego, Memlinga... Polityka, terroryzm, choroby XX wieku, miłość, ikony popkultury mieszają się z codziennością i zwyczajnym człowiekiem..., stadiony sportowe z "teatrami wojny", które toczą się w różnych zakątkach świata... Garcia, a właściwie uczestnicy pikniku nieustannie toczą dialog z tradycją chrześcijańską. Ale czy ostra rozmowa to od razu bluźnierstwo? Rodrigo Garcia posługuję się językiem teatralnym, który doskonale znamy: wideo, trochę nagości, teatr jako śmietnik i rupieciarnia. Jest dość przewidywalny. Zaskoczył mnie tylko finałem: przy fortepianie zasiadł nagi mężczyzna i zaczął grać swoją wersję oratorium Josepha Haydna "Ostatnie siedem słów Chrystusa na krzyżu". Czas na przemyślenie i oczyszczenie.

Idiom "Ameryka Południowa: Mieszańcy" Na drugi plan zeszły inne spektakle i imprezy festiwalowe. Obejrzałem kilka propozycji Rodrigo Garcii jako kuratora i ze smutkiem stwierdzam, że nie wiem, na czym polega specyfika teatru południowoamerykańskiego. Gdyby chcieć sprowadzić do wspólnego mianownika tematykę teatru tego regionu świata, to sprowadza się ona do: morderstw, narkotyków, kwestii tożsamości płci, opresyjności, biedy, wykluczonych... Co znaczy, że twórcy z tamtego regionu zajmują się tymi samymi problemami co Europejczycy. Gdyby spojrzeć na idiom przez pryzmat języka teatralnego, jakim posługują się twórcy z Ameryki Południowej, nie odbiega on od kontynentalnego. Największe wrażenie zrobiła na mnie instalacja portretów kobiet w kościele o.o. Jezuitów i monodram Amapoli Prada "La Revolucion". Rozczarował mnie "Król Lear" Emilio Garcii Wehbi, w którym - jako autor tekstu - mieszał kurator festiwalu Rodrigo Garcia.

Siłą współczesnego teatru jest taniec Co roku układam własną ścieżkę maltańską. W tym roku postawiłem na taniec. Zaczęło się intrygująco, bo od dwóch występów Anne Teresy de Keerschmaeker: "Fase" i "Drumming". W pierwszym spektaklu sławna choreografka i tancerka pokazała swój język: słowa i gramatykę. W drugim zobaczyliśmy pełną wypowiedź, która jest czystym tańcem, bez dodatkowej ideologii, bez mizdrzenia się do publiczności. Dobre taneczne wrażenie popsuł spektakl "Nagle wszędzie robi się czarno od ludzi" Marcelo Evelina i Demolition Inc. Nadbudowa ideologiczna okazała się niewspółmierna do efektu scenicznego. Słowem - bełkot. Niewiele dobrego można powiedzieć również o dzianiach performatywno-tanecznych Marii Stokłosy "Mama-perform". Obejrzałem również trzy spektakle tańca w Starym Browarze. Nie zachwyciły mnie, wręcz odwrotnie - zirytowały. Ale wolę już irytację od obojętności i letniości.

Co dalej z festiwalem Malta? Malta przez lata była festiwalem miejskim. Żyło nim całe miasto. Teatr wciskał się niemal wszędzie. Odkąd stała się festiwalem tematycznym, nabrała cech salonu, w którym się dyskutuje, ogląda teatr zaangażowany i sprofilowany. Odwołanie "Golgoty Picnic" pokazało, że poznaniacy nie są tak zupełnie obojętni na to, co się dzieje w ich mieście, myślę zarówno o przeciwnikach, jak i zwolennikach spektaklu.

Festiwal wiele razy udowodnił, że ma zdolność zmieniania się. I może warto rozważyć próbę przynajmniej częściowego powrotu teatru w przestrzeń miejską, na ulice, place... Idiom mógłby toczyć się własnym osobnym nurtem. Oczywiście, zakładam, że te nurty mogłyby się czasami łączyć ze sobą. Tegoroczna Malta pokazała, że wokół teatru ludzie się jednoczą. Na szczęście nie doszło do spotkania na barykadzie. Ale doszło do spotkaniu na placu - nomen omen Wolności - gdzie zwarli się na słowa zwolennicy i przeciwnicy. Powiem za Jackiem Żakowskim: "Czegoś takiego jeszcze nie widziałem", ani na Festiwalu Malta, który obserwuję od 24 lat, ani w życiu. Dyskusja na placu Wolności wywołała tak żarliwe emocje, jak żaden inny spektakl w tym roku. Dyskusja - jak twierdzą niektórzy - była największym wydarzeniem Malty. Dla mnie również. Nie chcę, aby ktoś mówił mi, co wolno, a czego nie wolno oglądać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji